Japoński publiczny fundusz emerytalny, największy tego typu podmiot na świecie, poinformował, że w zakończonym 31 marca roku obrachunkowym zanotował stratę sięgającą 3,8 proc. Tym samym drugi rok z rzędu nie udało mu się osiągnąć wymaganej przez rząd stopy zwrotu, a na domiar złego był to najgorszy rok od kryzysu finansowego. Znajdujące się w portfelu funduszu krajowe akcje potaniały 10,8 proc., pośród zniżek na giełdzie w Tokio, związanych z zawirowaniami wokół Chin. Akcje zagraniczne przyniosły stratę sięgającą 9,6 proc., do czego przyczyniło się umocnienie uważanego za bezpieczną walutę jena. Jedyną grupą aktywów, która przyniosła funduszowi zyski, były krajowe obligacje (+4,1 proc.).
- Przyjmuję te wyniki z pokorą. Jednak krótkoterminowe pogorszenie w długim terminie nie wpłynie na wysokość emerytur – zapewniał na briefingu Norihiro Takahashi, prezes zarządzającego aktywami wartymi 1,3 bln USD funduszu.
Wyniki funduszu są skrupulatnie analizowane przez japońską opinię publiczną, odkąd jesienią 2014 r. rząd zdecydował o zwiększeniu jego zaangażowania w akcje kosztem charakteryzujących się rekordowo niskimi rentownościami obligacji. Zdaniem opozycji inwestowanie aktywów emerytalnych w akcje oznacza zwiększone ryzyko i może grozić w przyszłości koniecznością obniżek emerytur. Specjaliści odradzają jednak przedwczesnego wycofywania się ze zmian w polityce inwestycyjnej funduszu.
- Zarządzający zwiększyli ryzyko, odnotowali dobre wyniki, jednak będą też okresy ze stratami. Nie da się temu zapobiec – oceniał w wypowiedzi dla Bloomberga Koichi Kurose, główny strateg rynkowy Resona Banku.
