Najlepszą obroną jest inwestowanie

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2024-05-21 20:00

Niepewność polityczna nie sprzyja inwestycjom, ale właśnie w takich okolicznościach trzeba inwestować szczególnie mocno, wykładać pieniądze na zbrojenia i trzymać się regionu.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Napoleon mówił, że kto nie karmi swojej armii, ten będzie karmił cudzą, a podczas kongresu Impact na przeróżnych debatach powtarzano, że ten sam los czeka kraje, które nie będą finansowały swoich sił zbrojnych. Apele o inwestycyjne wzmożenie — nie tylko pod kątem zbrojeniowym — wygłaszał na początku kongresu Rafał Brzoska, prezes i znaczący akcjonariusz InPostu.

— Na co w Polsce czekamy? Trzeba myśleć o tym, jak uniknąć destrukcji państwa i zadać sobie pytanie, co możemy zrobić przy kumulacji wszystkich negatywnych efektów jak pandemia i wojna. W tych okolicznościach możemy być hubem przyciągającym inwestycje wycofywane z Azji, ale niezbędna jest pomoc państwa — mówił prezes InPostu.

Miliarder powoływał się na przykład administracji Joe Bidena.

— Amerykanie zdali sobie sprawę, że są przestarzali infrastrukturalnie, więc zaprosili prywatny kapitał, zagwarantowali zwolnienia podatkowe i stworzyli dzięki temu 60 tys. projektów infrastrukturalnych: od szerokopasmowego internetu po porty lotnicze i morskie. To jest ścieżka, którą powinien podążać każdy polski rząd. Tymczasem dzisiaj polskie państwo i jego spółki konkurują z prywatnym biznesem — mówił Rafał Brzoska.

Obrona konieczna

Na niską stopę inwestycji w Polsce zwracał uwagę Jacek Jastrzębski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego (KNF).

— Mamy w Polsce niesatysfakcjonujący poziom kredytów, zwłaszcza inwestycyjnych, do PKB. Oczywiście sytuacja nie wygląda tak źle, bo dane są zniekształcone m.in. ze względu na stosunkowo wysoką inflację. Nie mamy natomiast, co ważne, luki kredytowej, czyli sytuacji, w której banki nie zaspokajają popytu na kredyty. Problemem jest właśnie popyt. Banki akceptują między 80 a 85 proc. wniosków kredytowych, nie jest więc tak, że stoją przed nimi kolejki klientów — mówił Jacek Jastrzębski.

Szef KNF wskazywał, że popyt na kredyt inwestycyjny według części badań jest zaskakująco mało wrażliwy na poziom kosztów finansowania, choć intuicyjnie tak by się właśnie wydawało

— Głównym czynnikiem hamującym popyt jest wysoki poziom niepewności. W debatach na tematy gospodarcze trzeba teraz więcej mówić o geopolityce niż o makroekonomii. W Polsce mamy też do czynienia z jakąś formą oczekiwania na pieniądze z KPO przez firmy z sektorów, które mogą liczyć na wsparcie publiczne — mówił Jacek Jastrzębski.

Regulator rynku finansowego podkreślał, że trzeba budować zaufanie do Polski jako miejsca, w którym można długoterminowo planować i budować biznes. Jak to zrobić?

— Moim zdaniem finansowanie wydatków obronnych jest koniecznością. Nie możemy sobie pozwolić na oszczędzanie na nich, bo — abstrahując już nawet od kwestii bezpieczeństwa — niski poziom takich wydatków generuje koszty w innych obszarach. Sądzę, że instytucje powinny nawet patrzeć na wydatki obronne z punktu widzenia kryteriów ESG, w które przemysł zbrojeniowy dotychczas się nie wpisywał. To bezwzględnie powinno si® zmienić, bo utrzymanie pokoju jest jak najbardziej sustainable — mówił szef KNF.

Regionalny zwrot

Piotr Arak z VeloBanku podczas debaty o perspektywach globalnej gospodarki zwracał uwagę na to, że w praktyce od 2008 r. globalizacja hamuje.

— W przypadku kraju takiego jak Polska mamy w związku z tym do czynienia z regionalizacją handlu, większym skupieniem się na głównych partnerach w ramach danego obszaru i budowaniem strategii ograniczania ryzyka handlowego. Chodzi o to, by mieć jednego partnera plus jeden, mieć jakąś firmę czy kraj na innej szerokości geograficznej, który jest nam w stanie w podobnym czasie i za podobne pieniądze dostarczyć te same produkty jak ktoś np. ostrzela rakietami tankowiec — mówił Piotr Arak.

Od mówienia o deglobalizacji podczas innej dyskusji panelowej odżegnywał się prof. Andrzej Leder z IFIS PAN.

— Globalizacja przechodzi transformację, nie oznacza to jednak deglobalizacji. Mamy raczej do czynienia z przejściem od ekonomii nieregulowanej przez politykę do ekonomii politycznej. To właściwie powrót do tego, co funkcjonowało wcześniej, wynikający z tego, że odchodzimy od jednobiegunowego modelu świata z hegemonią USA do modelu wielobiegunowego — mówił prof. Andrzej Leder.

Perspektywą międzynarodowego biznesu dzielił się Robert Dobrzycki, prezes i współwłaściciel Panattoni w Europie, Indiach i na Bliskim Wschodzie. Z jego perspektywy zmiany są mniejsze, niżby się wydawało.

— Mamy teraz krótkoterminowe zachwiania spowodowane pandemią i geopolityką. W dłuższym okresie będzie jednak widoczne dążenie do stanu równowagi i powrotu do tego, co było wcześniej. Rządy żadnymi regulacjami nie powstrzymają dążenia firm do optymalizacji i dywersyfikacji. Globalizacji nie da się zatrzymać, choć oczywiście widzimy skracanie łańcuchów dostaw. W Azji dużo firm przenosi się z Chin do Indii, w Polsce natomiast w związku z tym trendem powstało dużo więcej magazynów — oceniam, że jest ich o 20-30 proc. więcej, niż byłoby bez wydarzeń z ostatnich lat. Z tej perspektywy polska gospodarka zyskała — mówił Robert Dobrzycki.

Gospodarka Polski i całej Unii Europejskiej musi jednak mierzyć się ze strukturalnymi problemami, na które nie da się znaleźć łatwego rozwiązania.

— O regionalizacji mówimy ostatnio, ale prawdę mówiąc handel zregionalizowaliśmy już dawno temu. Wolumeny nawet z Chinami, USA czy do niedawna z Rosją to jest ułamek tego, jak intensywnie handlujemy z partnerami w Unii Europejskiej. Dla nas problemem jest to, że europejski model biznesowy, szczególnie model Europy Północnej, staje pod znakiem zapytania. Tania energia i surowce z Rosji odcięto, eksport do Chin także staje pod znakiem zapytania. Skandynawia, Niemcy czy Francja muszą zmienić model biznesowy. Najbardziej oczywisty to wysokie technologie, ale do tego trzeba mieć wielkie finansowanie i kulturę ryzyka, a z tym w Europie jest trochę gorzej — diagnozował prof. Marek Belka, były premier i były szef NBP.