NBP: w sprawie franków winne są zarządy banków

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2020-11-25 22:00

Szef NBP uważa, że za kredyty walutowe odpowiadają wyłącznie banki i nie powinny próbować zrzucać odpowiedzialności na innych.

Z tekstu dowiesz się:

  • O co bankowcy apelowali do Komitetu Stabilności Finansowej
  • Dlaczego prezes NBP uważa, że bank centralny nie może im pomóc
  • W jakiej sytuacji NBP ustosunkuje się do wyroków frankowych

6 listopada banki wysłały pismo do Adama Glapińskiego, prezesa Narodowego Banku Polskiego i przewodniczącego Komitetu Stabilności Finansowej (KSF) z prośbą o zajęcie stanowiska w związku ze spodziewanym w tym roku posiedzeniem Sądu Najwyższego w siedmioosobowym składzie, poświęconym problemowi rozbieżnego orzecznictwa sądów powszechnych w sprawach wytaczanych kredytodawcom przez frankowiczów. Bankowcy przytoczyli w nim znane już argumenty odnośnie niewłaściwej, ich zdaniem, interpretacji wyroku TSUE z jesieni ubiegłego roku, kwestionowali ekonomiczny i prawny sens wyroków „złoty na LIBOR-ze”, jak też negowali zasadność unieważniania umów kredytowych przez sądy. Następnie stwierdzili, że KSF w otwartej komunikacji i stanowisku skierowanym do Sądu Najwyższego powinien zawrzeć stanowisko, by sędziowie „balansując interesy stron sporu” ukształtowali jednolitą linię orzeczniczą w sprawach frankowych.

Taki list:
Taki list:
Zdystansowany, miejscami kąśliwy, a nawet złośliwy - taki jest list Adama Glapińskiego, prezesa NBP, wysłany do banków.
Marek Wiśniewski

„Na podstawie dotychczasowych doświadczeń oceniamy, że brak Państwa głosu w poniżej wymienionych kwestiach może doprowadzić do uchwały w kształcie zagrażającym możliwości sprawnego i bezpiecznego funkcjonowania sektora” – napisali w liście bankowcy.

Do pisma, którego treść była konsultowana przez prezesów 14 banków, przywiązywali ogromną wagę. Każdy z nich osobiście pod nim się podpisał, co nieco opóźniło wysyłkę, gdyż niektórych sygnatariuszy nie było w kraju, a nie chcieli załatwiać sprawy przez zastępców, czy faksymile.

18 listopada dostali od prezesa NBP odpowiedź. Trzy strony tekstu, którego treść, styl i język, zdystansowany, miejscami kąśliwy, a nawet złośliwy, nie rokują najlepiej dla sektora, jeśli chodzi o wsparcie tzw. instytucji sieci bezpieczeństwa (NBP, nadzór i resort finansów).

Nie zwalajcie na innych

Na wstępie szef NBP stwierdza, że zarówno bank centralny, jak też KSF na bieżąco zajmują się problematyką frankową w kontekście wpływu na sytuację banków i stabilności finansowej. Wyjaśnia, że NBP nie jest instytucją właściwą do interpretacji przepisów prawa konsumenckiego, a tym bardziej wpływania na decyzje sądów.

„Z niepokojem konstatuję, że państwa pismo wydaje się być próbą wywierania presji na bank centralny i KSF w celu podjęcia działań, które nie mieszczą się w mandacie tych instytucji” – pisze Adam Glapiński, dodając, że pismo banków można postrzegać jako próbę przerzucenia odpowiedzialności na instytucje publiczne.

Tymczasem pełna odpowiedzialność za to, że umowy kredytowe zawierały zapisy kwestionowane teraz przez sądy „spoczywa wyłącznie na zarządach banków”, i nie ma tu nic do rzeczy fakt, że niektóre wyroki są kwestionowane przez banki podpisane pod listem.

Szef NBP podziela opinię, że materializacja ryzyka prawnego w związku ze sprawami frankowymi może mieć istotne skutki dla stabilności sektora bankowego. Powtarza jednak, że próba przerzucenia odpowiedzialności na KSF jest „co najmniej nieuzasadniona”. Komitet może zwracać uwagę na ryzyko związane wyrokami sądowymi, ale nie jest jego rzeczą w nie ingerować.

Przytacza następnie fragment listu bankowców, w którym skarżą się, że podstawowe zasady warsztatu bankowego przez część regulatorów są ignorowane. „Stanowczo odrzuca” takie stwierdzenia i prosi o wskazanie, o jakie działania konkretnie chodzi. „Jestem przekonany, że jest dokładnie odwrotnie” i na poparcie przywołuje rekomendację S z 2007 r. i kolejne nowelizacje oraz rekomendację KSF z 2017 r. dotyczącą wyższych wymagań kapitałowych wobec banków frankowych.

Piszcie do wydziałów prawa

Szef NBP twierdzi, że to właśnie instytucje nadzorcze wielokrotnie zwracały uwagę na ryzyko kredytów walutowych, natomiast banki je ignorowały. „Środowisko bankowe zdawało się jednak w przeszłości nie doceniać problemów związanych z portfelem kredytów w walucie obcej” i mimo apeli instytucji sieci bezpieczeństwa nic nie zrobiły w tej sprawie. Przypomina, że przecież już w 2011 r. sprawą zainteresowali się politycy i była ona przedmiotem prac Sejmu. Nawet gwałtowny wzrost kursu franka w 2015 r. nie spowodował „głębokiej korekty państwa stanowiska” – pisze Adam Glapiński i powołując się na doświadczenie, stwierdza, że było to skutkiem ówczesnych opinii prawnych, jakie uzyskały banki. Teraz natomiast, kiedy liczba pozwów i przegranych w sądach rośnie, podejmowana jest próba przeniesienia odpowiedzialności na instytucje publiczne.

„Zauważam, że w piśmie krytycznie odnoszą się państwo do >>znacznej części środowiska sędziowskiego<<. Proszę o informację, czy podobne w treści pismo wystosowali państwo do stowarzyszeń sędziowskich, aby uzmysłowić im wagę problemu” – stwierdza kąśliwie szef NBP.

Dalej ironizuje: „Wydaje się, że w dłuższej perspektywie należałoby też zaapelować do wydziałów prawa uniwersytetów, gdyż one kształcą przyszłych sędziów”.

TSUE popsuł

W podsumowaniu listu prezes banku centralnego pisze, że dostrzega wagę problemu frankowego, co nie oznacza, że odpowiedzialność z zarządów banków ma być zdjęta, a NBP zacznie wpływać na decyzje sądów. Bank centralny nie ma żadnych podstaw prawnych, żeby występować do Sądu Najwyższego z własnej inicjatywy.

„Jestem zdania, że sprawa w całości powinna zostać rozstrzygnięta na gruncie prawa polskiego, a pytania do TSUE i jego odpowiedzi przyczyniły się do zwiększenia niepewności systemu prawnego”. Dlatego jeśli Sąd Najwyższy zwróci się do NBP lub KSF opinię dotyczącą ekonomicznych konsekwencji wyroków sądowych, zostanie ona przedstawiona.

Bankowcy odmawiają komentarza do listu prezesa Adama Glapińskiego. Twierdzą, że jego treść jest obecnie analizowana.