Nepotyzm normą konstytucyjną

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2012-08-01 00:00

GRY KOALICYJNE

Finał rozciągniętej aż na dwa tygodnie wymiany ministra rolnictwa i rozwoju wsi nareszcie otworzył nam oczy, na czym konkretnie miałaby polegać ogłoszona przez Donalda Tuska ofensywa legislacyjna ukierunkowana na „nepotyzm i zjawiska pokrewne”. Okoliczności nominowania Stanisława Kalemby potwierdzają, że ukrytym pragnieniem koalicji PO — PSL jest awansowanie partyjno-rodzinnego rozdawnictwa stanowisk w instytucjach publicznych do rangi… normy konstytucyjnej. Właśnie do ustawy zasadniczej zdążył nawiązać świeżo nominowany minister, zanim został porwany sprzed kamer i mikrofonów przez wodza jego partii (patrz zdjęcie poniżej). W Konstytucji RP prawu do nepotyzmu wypadałoby poświęcić specjalny art. 64a, wstawiony między art. 64 określający m.in. prawo do dziedziczenia, a art. 65 regulujący zasady zatrudniania.

O trybie powołania posła Kalemby na ministra politycy rządzących partii mówią albo od rzeczy, albo po prostu uciekają przed mediami. Przecież w piątek cała Polska usłyszała z ust Donalda Tuska, że na pewno nie wystąpi konflikt interesów ministra z pracą jego syna Daniela w państwowej agencji podległej ojcu, bo premier wie od wicepremiera Waldemara Pawlaka, że „nie będzie z tym najmniejszego problemu”. Po weekendzie ludowcy jednak szefa rządu upokorzyli, uznając, że było to jego prywatne chciejstwo bez żadnych podstaw. Nic dziwnego, że we wtorek w Pałacu Prezydenckim premier Donald Tusk, normalnie tak uwielbiający brylowanie w światłach kamer, uciekł jak najdalej od mediów. Od pięciu lat pozycjonuje się na decyzyjnego mocarza i jako szef rządu jeszcze nigdy nie został tak publicznie ośmieszony przez podwładnych.

Prezydent Bronisław Komorowski kurtuazyjnie życzył nowemu ministrowi „determinacji w zakresie procesu naprawczego, procesu uspokojenia sytuacji w resorcie i wokół niego, także w agencjach”. Sęk w tym, że takie życzenia zawierają wewnętrzną sprzeczność — albo naprawa, albo zaklajstrowanie. Dyrektywą PSL dla wiernego partii przez całe życie ministra jest jak najszybsze wygładzenie dywanu, spod którego wysypały się taśmy ze śmieciami, ujawnione na łamach „Pulsu Biznesu”.