Nie lada wyzwanie przed naftowymi bykami

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2020-09-03 22:00

Poprawa fundamentów wspiera rynek ropy, cieniem na perspektywach kładzie się jednak sytuacja techniczna wykresu cen surowca

Przeczytaj artykuł i dowiedz się: 

  • dlaczego notowania ropy może czekać przecena
  • jak mogą się kształtować ceny surowca w przyszłym roku 
  • jak kurs ropy wpływa na biznesy spółek notowanych na warszawskiej giełdzie 

 

Notowania ropy brent znalazły się tydzień temu najwyżej od 6 marca, kiedy krach na tym rynku dopiero się rozpoczynał, jednak od tamtego czasu lekko opadają. Odbicie cen, które licząc od kwietniowego dołka przekroczyło 170 proc., coraz wyraźniej wytraca impet. Do poważniejszych zakupów inwestorów nie zdołały przekonać ani dane wskazujące na mocne ożywienie w światowym przemyśle, ani spadek zapasów ropy w USA.

Amerykański przemysł notował w sierpniu najsilniejszą ekspansję od 2018 r., a chiński od prawie 10 lat — wynika z ankiet wśród menedżerów zajmujących się zamówieniami. Według administracji w Waszyngtonie w ubiegłym tygodniu zapasy surowca w USA, największego konsumenta na świecie, spadły o 9,4 mln baryłek, co było szóstym spadkiem z rzędu.

Hamujące zwyżki

Związana z epidemią COVID-19 mniejsza liczba wyjazdów wakacyjnych sprawia, że zapasy benzyny są wyższe niż kiedykolwiek w ostatnich dekadach o tej porze roku, jednak powoli zmierzają w stronę stanów notowanych przed rokiem. Wskazówki, że popyt na ropę się odbudowuje, wywołały jednak tylko przejściową pozytywną reakcję rynku i w czwartek po południu za baryłkę brent płacono już poniżej 44 USD, o 5 proc. mniej niż na zamknięciu z piątku.

Tymczasem ceny ropy wspiera dość ścisłe stosowanie się przez kraje OPEC+ do przyjętych ograniczeń wydobycia. Choć w sierpniu kartel złagodził obowiązujące limity, to rzeczywisty wzrost produkcji był w ubiegłym miesiącu o połowę mniejszy od skali tego złagodzenia. Do ograniczeń produkcji zaczęły wreszcie się stosować znane z ich notorycznego łamania Irak i Nigeria. Dostawy ropy z objętego amerykańskimi sankcjami Iranu spadły najniżej od lutego — wynika z monitorowanych przez agencję Bloomberg danych o ruchu tankowców.

Większego entuzjazmu na rynku ropy wywołać nie zdołało także podwyższenie prognoz cen przez bank Goldman Sachs. W datowanym na poniedziałek raporcie specjaliści amerykańskiego banku inwestycyjnego zauważają, że mimo drugiej fali pandemii COVID-19 rynek nadal jest w deficycie. Ich zdaniem perspektywa trwałego jego równoważenia w kolejnych miesiącach przybliża się coraz bardziej.

„Prawdopodobieństwo wprowadzenia wiosną do szerokiego użycia szczepionki przeciwko COVID-19 rośnie. OPEC+ i amerykańscy producenci łupkowi trzymają wydobycie w ryzach, a inwestycje wielkich firm naftowych są niskie i kierują się w stronę źródeł odnawialnych” — wynika z raportu napisanego pod kierunkiem Jeffreya Currie, szefa analiz surowcowych.

Optymizm Goldmana

Specjaliści banku Goldman Sachs przyznają, że latem redukowanie ogromnego nawisu podażowego na rynku ropy wyraźnie spowolniło. Rozszerzanie się pandemii oraz spadek chińskiego eksportu ograniczyły odbudowę popytu, a za sprawą wznowienia produkcji w USA oraz podniesienia limitów wydobycia OPEC+ podaż zaczęła rosnąć.

„Mimo tych niekorzystnych czynników i słabych perspektyw popytu na koniec roku ceny kontynuują marsz w górę. Coraz więcej przemawia za słusznością naszych optymistycznych szacunków na 2021 r.” — komentują autorzy raportu, podnosząc przyszłoroczną prognozę średniej ceny ropy brent w dostawach natychmiastowych z 55,6 do 59,4 USD za baryłkę, czyli o 37 proc. powyżej bieżących notowań.

Ich zdaniem wciąż słabe fundamenty i groźba pogorszenia nastrojów na globalnych rynkach sprawiają, że krótkoterminowa korekta spadkowa cen ropy jest możliwa. Jednak nawet w takim scenariuszu dość odporne powinny pozostać notowania kontraktów o dłuższej zapadalności. Włączenie takich pozycji do portfela może służyć chociażby za dobre zabezpieczenie przed niespodziewanym wzrostem inflacji — przekonują autorzy raportu. Tymczasem producentom, którzy nie zabezpieczyli w pełni cen sprzedaży ropy na przyszły rok, specjaliści banku zalecają spokojnie czekać na dalszy wzrost notowań.

„Ceny rynkowe muszą przekraczać krańcowe koszty wydobycia u producentówłupkowych, wolne moce wydobywcze w krajach OPEC się zmniejszają, a dolar dalej się osłabia. To wszystko wskazuje, że pod koniec 2021 r. ceny ropy mogą wyjść powyżej naszych, i tak wyższych od rynkowego konsensu, prognoz” — czytamy w raporcie.

Bliskość oporu

Kształt wykresu notowań ropy może tymczasem sugerować przynajmniej nieco poważniejszą korektę ostatniego umocnienia cen ropy niż ta, którą dopuszcza Goldman Sachs. Zwyżka zatrzymała się w nieprzypadkowym miejscu — wynika z analizy technicznej. Długoterminową spadkową tendencję w cenach ropy opisuje opadający kanał, który można wykreślić na kilkanaście lat wstecz. Zapoczątkowane w kwietniu odbicie notowań zostało wyprowadzone z dolnego ograniczenia tej formacji. Choć optymizmem może napawać fakt, że wciąż spory dystans dzieli kurs od jej górnego ograniczenia, to zwyżki zatrzymały się na bardzo istotnej wewnętrznej linii trendu.

O jej znaczeniu może świadczyć to, że skutecznie zatrzymała przecenę ropy z lat 2012 oraz 2018. W jej pobliżu załamały się także rajdy z 2015 r. oraz lat 2016-17, a spowolnienie dynamiki zwyżek cen ropy w ostatnich tygodniach wskazuje, że rynek również teraz dostrzega znaczenie tego oporu. Dlatego nawet zakładając scenariusz normalizacji sytuacji na rynku ropy w 2021 r., warto brać pod uwagę ryzyko, że powrót do zwyżek zostanie poprzedzony poważniejszą, przynajmniej kilkumiesięczną, korektą.

OKIEM EKSPERTA

KAMIL KLISZCZ, szef zespołu analiz biura maklerskiego mBanku

Rozbieżności do korekty

Mimo utrzymującego się na globalnym rynku ropy umocnienia od kwietnia obserwujemy relatywną słabość notowań PKN Orlen i Lotosu na tle indeksu WIG (kurs Lotosu zszedł już poniżej marcowego dołka). Odpowiada za nią pogłębiająca się presja na niskie marże w sektorze rafineryjnym, która rzutuje na perspektywy wyników spółek paliwowych — inwestorzy byli przyzwyczajeni do wysokich marż. Marże spadają dlatego, że odbiciu cen ropy nie towarzyszy poprawa sytuacji na rynkach produktowych. Sektor paliwowy nie otrząsnął się z epidemicznego szoku, co przekłada się na konieczność zmniejszania przerobu w rafineriach — przykładem jest chociażby kompletny zastój na rynku paliwa lotniczego. Rynkowi ropy nieprzetworzonej będzie tymczasem coraz trudniej o kontynuację zwyżek, bo słabości popytu towarzyszą perspektywy odbudowywania się podaży.

Taka rozbieżność w zachowaniu rynku ropy nieprzetworzonej oraz rynków produktowych jest jednak niemożliwa do utrzymania w perspektywie kolejnych miesięcy i w tym tkwi nadzieja dla sektora paliwowego na GPW. Albo ceny ropy dostosują się do tego, że popyt na paliwa nie rośnie, albo popyt na paliwa zacznie rosnąć, umożliwiając odbudowę marż rafineryjnych i potwierdzając słuszność zachowania rynku ropy w ostatnich miesiącach.