Nie ma płynności

Michał Masłowski
opublikowano: 2003-05-19 00:00

Środowa sesja na GPW miała zaskakujący przebieg. I nie chodzi tu o wzrost indeksów, ale niespotykany od długiego czasu poziom obrotów. Ich wartość — blisko 600 mln zł — przystoi już giełdzie, która aspiruje do statusu największego rynku w Europie Centralnej i Wschodniej. Wreszcie inwestorzy indywidualni przestali śledzić kwotowania indeksu DAX lub Nasdaq, a swoją uwagę skierowali na rodzime spółki i kontrakty. Tylko czy tego optymizmu starczy na długo?

Takie jednorazowe wyskoki nie wystarczą, by utrzymać rynek w centrum zainteresowania przez dłuższy czas. Inwestorzy za chwilę znów wrócą do monitorowania zachodnich, płynnych rynków. Bo płynność to właśnie to, czego brakuje na GPW drobnemu inwestorowi. Przez to dochodzi do sytuacji, gdy byle jaki fundusz może drobnymi transakcjami poważnie zachwiać kursem danej spółki. Brak płynności i rosnący udział OFE w obrocie powoduje coraz mniejszą zmienność rynku akcji, a co za tym idzie, rynku kontraktów terminowych.

Brakuje jeszcze uczciwości i jasnych zasad obrotu. Skąd ta frustracja? Otóż obserwując notowania kontraktów terminowych w pamiętną środę uważny obserwator mógł zauważyć, że na początku sesji, kiedy jeszcze w zasadzie nic się nie działo, ktoś jednym ruchem kupił kilkaset kontraktów na WIG20. Kilkanaście minut później rozpoczął się szaleńczy wzrost na ogromnych obrotach. Inwestorzy grający na rynku futures mogą często obserwować takie sytuacje. Ktoś, kto wiedział (wśród inwestorów popularne jest powiedzenie „szwagier zarządzającego”) o szykowanych zakupach, odwracał lub zajmował pozycję i to bez żadnych środków ostrożności. Taka sytuacja jest możliwa chyba tylko w Polsce, bo znając nasze realia można być niemal pewnym, że ujdzie to na sucho, a samo zlecenie nawet nie zostanie zbadane.