Niepokoi nas zadłużenie wewnętrzne Polski. Nie można wykluczyć, że spowoduje to obniżenie oceny wiarygodności naszego kraju. Najbliższy sprawdzian na przełomie lutego i marca — mówi Wojciech Lipka, prezes Fitch Polska*.
„Puls Biznesu”: Ministerstwo Finansów regularnie ostrzega, że poziom długu publicznego może wkrótce sięgnąć 50 proc. PKB. Czy sytuacja jest pod kontrolą?
Wojciech Lipka: — Bardzo uważnie przyglądamy się, jak rośnie zadłużenie, bo, że rośnie, nikt nie ma wątpliwości. Prognozy wskazują, że poziom 50 proc. PKB zostanie przekroczony najprawdopodobniej w tym roku. Polski dług ma jednak dwa wymiary — krajowy i zagraniczny. Uważamy, że dług zagraniczny jest pod kontrolą. Natomiast niepokojący jest segment zadłużenia wewnętrznego. Tutaj widać z jednej strony rosnące potrzeby inwestycyjne w procesie przedakcesyjnym i po wstąpieniu do UE, z drugiej zaś ciągle bardzo duży i rosnący udział sztywnych wydatków w budżecie. Bez reform strukturalnych w gospodarce i dużych zmian w finansach publicznych zadłużenie będzie narastało. I na to patrzymy z dużym niepokojem. Tym bardziej że jeżeli zaczyna się porównywać pewne wskaźniki dotyczące relacji zadłużenia do PKB, to Polska w grupie krajów, które mają podobny rating, ma najsłabsze wskaźniki.
Czy to znaczy, że zamiast rosnąć, ratingi Polski będą spadać?
— Niekoniecznie. W perspektywie kilku lat jest szansa na podniesienie ratingu, pod pewnymi warunkami. Jeżeli uda się tak zrekonstruować finanse publiczne, że rzeczywiście zostaną zamknięte największe dziury i wydatki będą pod kontrolą, to wtedy można liczyć, że proces podnoszenia ratingu będzie następował. Jeżeli tak się nie stanie, to okaże się, że wejdziemy do UE z ratingami, które mamy obecnie. Nie zakładamy, że zostaną one obniżone, jednak takiego scenariusza całkowicie nie możemy wykluczyć.
Kiedy najbliższy sprawdzian?
— Na przełomie lutego i marca Fitch przeprowadzi doroczny przegląd i zostanie ogłoszona aktualizacja oceny dla Polski.
Ocena jakości inwestycyjnej naszego kraju ma wpływ na postrzeganie pojedynczych firm. Tymczasem środowisko biznesu chce rozwijać rynek obligacji przedsiębiorstw. Czy jest szansa, by stał się on istotnym elementem finansowania biznesu, gdy dług państwa rośnie?
— Szansa jest, bo sprzęgło się kilka ważnych wydarzeń. Po pierwsze spadły znacząco stopy procentowe. Rynek akcji przeżywa poważne trudności i znacznie się skurczył. Oczy wielu inwestorów zwróciły się na rynek długu. Banki, ze względu na pogarszający się portfel złych kredytów, stały się jeszcze mniej wrażliwe na kolejne obniżki stóp procentowych. Reagują z dużym opóźnieniem i w mniejszym stopniu niż spadają stopy rynkowe. Banki stały się droższe, a do tego bardziej ostrożne. To wszystko sprzyja emisjom, zwłaszcza że część firm z pewnością będzie chciała restrukturyzować zadłużenie. Jak na przykład TP SA — program emisji obligacji tej spółki polegał na zamianie zadłużenia krótkoterminowego na średnioterminowe.
Bardziej nam chodzi o pieniądze na inwestycje, na rozwój, na wzrost gospodarczy.
— Raczej nie jesteśmy jeszcze w chwili, kiedy w firmach pojawiają się w znacznej wielkości nowe inwestycje. Nasze oczekiwania, że taki moment nadejdzie, raczej umieszczamy w drugiej połowie roku.
A gdy już nadejdzie — czy rynek jest gotowy do przeprowadzania emisji obligacji przedsiębiorstw?
— Pytanie zasadnicze brzmi, ile mamy podmiotów w Polsce, które są przygotowane do zorganizowania publicznej emisji obligacji, większość biur maklerskich nie jest przygotowana do obsługi tego typu operacji, gdyż do tej pory interesował je jedynie rynek akcji. Poza tym, nie są one przygotowane kapitałowo do pełnienia funkcji banku inwestycyjnego. Nawet w przypadku TP SA duży i silny dom maklerski Banku Handlowego nie był w stanie samodzielnie odegrać roli wprowadzającego.
Część banków, myśląc kategoriami sprzed kilku lat, wręcz namawia klientów, by nie emitowali obligacji na rynek publiczny. Ten sposób myślenia w wielu polskich bankach jest wciąż aktualny.
Bo mamy system bankowości depozytowo-kredytowej, a nie inwestycyjnej. I stąd nasze wątpliwości dotyczące przyszłości rynku obligacji polskich firm.
— Banki muszą się nauczyć korzystać z rynku kapitałowego, inaczej firmy zaczną emitować obligacje za granicą. Kluczowe pytanie brzmi nie czy, ale gdzie tym długiem będzie się handlować. Należy coraz bardziej zwracać uwagę na inwestorów zagranicznych, którzy zaczynają się interesować złotowym długiem korporacyjnym. Przecież można znaleźć w Polsce firmy, szczególnie te ze wsparciem korporacji międzynarodowych, których ryzyko kredytowe może być niższe niż ryzyko Polski! Pozostaje więc tylko kwestia, by inwestorzy zagraniczni chcieli handlować długiem na CeTO. W niektórych przypadkach obligacje firm mogą być bardziej bezpieczne, mając odpowiednie zabezpieczenie, niż skarbowe papiery. Ocena ratingowa w takich wypadkach może być więc wyższa niż A+, czyli ocena Polski.
Inna sprawa, że państwo ma swój cel, polegający na jak najlepszym sprzedaniu własnych obligacji, i w tym przypadku tworzenie konkurencyjnego rynku nie musi być dobrze postrzegane.
* Fitch Polska jest lokalnym oddziałem jednej z trzech największych agencji ratingowych świata.