Niewiara w internet

Sylwia Schneider
opublikowano: 2011-08-03 00:00

Prezydent formalnie zarządzi wybory do Sejmu i Senatu dopiero w czwartek, ale kampania trwa już od dawna. I zapowiada się na wcale nie mniej ostrą niż cztery lata temu. Głównym narzędziem jak zawsze pozostają media, zwłaszcza po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego — czyli przede wszystkim telewizja i radio, a także billboardy. W Polsce ten tradycyjny trend wciąż dominuje, chociaż nie nadąża za duchem czasu. Czy w dobie tak silnego rozwoju internetu i uspołecznienia mediów nie warto pójść trochę dalej?

Okazuje się, że nie wszyscy politycy wierzą w skuteczność marketingu sieciowego. Główny problem tkwi w ich głowach. Polska czołówka polityczna to w głównej mierze wciąż pokolenie starsze, nie do końca rozumiejące zasady działania sieci. Dlatego nawet gdy partyjni liderzy deklarują chęć zorganizowania kampanii opartej na narzędziach mobilnych, to podświadomie i tak… nie wierzą w jej skuteczność. Zresztą trudno się temu dziwić, skoro w mediach tradycyjnych rzadko mówi się o politycznej kampanii internetowej.

A może ubiegający się o władzę jednak są sprytni i z powodzeniem wykorzystują spersonalizowane e-mailingi, esemesy i wiadomości głosowe kierowane na telefony, przypominające im o wiecach, programie czy zbliżającym się dniu wyborów — tylko niekoniecznie chcą się tym chwalić. Bo po co informować konkurencję o bardzo skutecznych narzędziach walki wyborczej…