Obroty przyspieszyły, WIG20 dąży do dna

Adrian Boczkowski
opublikowano: 2008-08-28 00:00

Ostatnie sesje i słaby handel źle wróżą indeksom GPW

W poniedziałek wartość obrotów na GPW nie przekroczyła 460 mln zł. To najmniej od trzech lat. Tak niską wartość obrotów (w zeszłym roku było to dla WIG średnio 2 mld zł na sesję) tłumaczono świętem w Wielkiej Brytanii i brakiem aktywności traderów z londyńskiego City. Co jednak z wtorkiem? Wtedy bariera 600 mln zł dla spółek z szerokiego rynku znów nie została przebita. Eksperci byli nieco zdezorientowani i sugerowali inwestorom czekanie z boku. Wczoraj obroty jednak wzrosły i osiągnęły przeciętny poziom z ostatnich tygodni. Napędzały je zlecenia sprzedaży. Na GPW zaczerwieniło się dużo mocniej niż na parkietach zachodnioeuropejskich. Wydawało się także, że nikt nie sugerował się notowaniami za Atlantykiem — plusowym zamknięciem wtorkowej sesji i wczorajszą zielenią najpierw kontraktów, a potem indeksów. Specjaliści obstawiają, że wieszczy to kolejną falę spadkową nad Wisłą.

Piotr Kuczyński

główny analityk Xeliona

Po piątkowej eksplozji euforii w USA w poniedziałek mocno tąpnęło. Wszyscy, mówiąc kolokwialnie, zgłupieli. Do tego we wtorek szef ratingu w agencji Fitch ogłosił, że pogorszenie się nastawienia inwestorów wobec Rosji w związku z konfliktem z Gruzją wpłynie także na rynek polski. Duży kapitał stał z boku, ale krótko. Wczoraj obroty znacznie wzrosły i pojawili się chętni do sprzedaży. Jeśli znów upadnie duży bank w USA (a są kandydaci do podzielenia losu Bearn Stearna), to możemy się nie pozbierać. Testowanie lipcowego dna jest raczej przesądzone, a światowe nastroje sprzyjają sprzedaży akcji.

Obawiam się, że jest już po letniej zwyżce. Jesień jest do tego z reguły najgorszym okresem dla giełd, więc nie ma co spodziewać się dużego optymizmu. W sytuacji geopolitycznej możliwe jest jedynie pogorszenie, bo widać, że Rosja idzie na konfrontację. Niektórzy mówią o powrocie „zimnej wojny”. Cudem można nazwać to, że cena ropy była praktycznie niewzruszona napięciem wokół Gruzji i pozostała wpatrzona jedynie w kurs dolara.

Alfred Adamiec

główny ekonomista Noble Banku

W poniedziałek i wtorek obserwowaliśmy na naszej giełdzie totalną dezorientację. Co ważne, dotyczyło to nie tylko inwestorów indywidualnych, ale także instytucjonalnych. Powód? Nie spełniają się scenariusze, jakie założyli drobni gracze i zarządzający funduszami. Nie ma kontynuacji lipcowo-sierpniowego odbicia oraz zapowiadanego przez niektórych armagedonu. Dane z USA nie są złe. Widać stabilizację na rynku nieruchomości i ukazuje się twarde dno.

Brakuje jednak odważnych do sprawdzenia, jak silny jest rynek. Ktoś powinien jak w pokerze wyłożyć pieniądze na stół i powiedzieć „sprawdzam”. Sądzę, że będzie to raczej zagraniczna grupa niż polski gracz. Akcje są w dość silnych rękach i nie widać wielu chętnych do sprzedaży papierów po obecnych cenach. Sytuacja nie jest jednak jasna, więc czekanie wydaje się rozsądne. Obecnie mamy ciszę przed burzą. Problemem tylko jest to, że nie wiadomo, w którą stronę będą wiały wiatry. Trudno wyrokować, czy znów wkrótce zobaczymy 2400 pkt na WIG20, ale jest to możliwe.

Maciej Bombol

wiceprezes i zarządzający Millennium TFI

Niskie obroty można tłumaczyć wciąż trwającymi wakacjami. Ważniejsze jest jednak to, że na rynku widać wyczekiwanie. Inwestorzy nie wiedzą, co robić. Czekają na wyraźne sygnały i obserwują, czy coś istotnego się wydarzy. Wydaje się przy tym, że po ostatniej fali wzrostowej, która trwała kilka tygodni, uspokoiły się umorzenia jednostek funduszy. Obserwujemy to od drugiej połowy lipca. TFI nie mają już teraz presji na sprzedaż akcji.

Mam jednak wrażenie, że będzie gorzej, jeśli chodzi o wartości indeksów w najbliższym czasie. Początek września powinien przynieść wyklarowanie trendu. Większe prawdopodobieństwo można przypisać spadkom. Zejdziemy raczej do poziomu ostatniego dołka. Testowanie 2400 pkt na WIG20 jest bardzo prawdopodobne. Trudno rozstrzygnąć, czy zejdziemy niżej. Istnieje jednak takie ryzyko, które szacuję na 50 proc. Sytuacja w USA nie wyjaśniła się na tyle, by powiedzieć, że najgorsze za nami. Długoterminowo można inwestować, bo wyceny wielu spółek są fundamentalnie atrakcyjne.

Adrian Boczkowski