Wprowadzenie restrykcji w związku z COVID-19 znacząco zmniejszyło zainteresowanie mieszkaniami. W kwietniu opracowany przez Metrohouse i Gold Finance indeks popytu, który zwykle przekracza 100 pkt, wyniósł jedynie 26 pkt, czyli najmniej w historii badania.
— W kwietniu odnotowaliśmy najniższą liczbę nowych klientów szukających nieruchomości do zakupu. Po części wynika to z nałożonych ograniczeń w poruszaniu się, co skutkowało o wiele niższą aktywnością samych agentów, którzy — pracując zdalnie — skoncentrowali się na obsłudze dotychczasowych klientów. Zamknięte biura obsługi, niechęć klientów do prezentowania nieruchomości potencjalnym oferentom, zawieszenie decyzji o zakupie — to wszystko miało wpływ na niską aktywność w tym okresie. Optymistyczne jest jednak to, że indeks bardzo szybko powrócił do znacznie wyższych wskazań. W czerwcu odczyty były już zbliżone do tego samego okresu z zeszłego roku — tłumaczy Marcin Jańczuk, ekspert rynku nieruchomości w firmie Metrohouse.
Co ciekawe, z danych za II kwartał wynika też, że skrócił się średni czas sprzedaży mieszkań, który w Warszawie wyniósł 82 dni, czyli o 18 mniej niż kwartał wcześniej. W pięciu największych miastach poza stolicą mieszkania znajdowały nabywców średnio w 83 dni, w porównaniu z 96 dniami w poprzednim kwartale. W ostatnich miesiącach sporo zmieniło się też w kredytowaniu. Choć kolejne banki zwiększały wysokość wymaganego wkładu własnego, eksperci widzą światełko w tunelu.
— Bardzo powoli niektóre banki znoszą niektóre obostrzenia wprowadzone na początku pandemii. Po wcześniejszym wykluczeniu dochodu z działalności gospodarczej niektóre banki zaczęły dopuszczać go, przynajmniej dla wybranych branż. Chodzi głównie o sektory, które najmniej ucierpiały na epidemii koronawirusa albo nawet na niej zyskały. Rynek liczy, że jeśli nie dotknie nas druga fala COVID-19, trend łagodzenia restrykcji się utrzyma — tłumaczy Andrzej Łukaszewski, ekspert Gold Finance.
Optymizmem napawają także najnowsze dane GUS dotyczące wydanych pozwoleń na budowę.
— Czerwcowe statystyki wręcz eksplodowały do poziomu bliskiego rekordom — prawie 27 tys. pozwoleń. To o niemal jedną piątą więcej niż rok wcześniej. Przyczynili się do tego solidarnie inwestorzy indywidualni i deweloperzy. Statystyki nowych pozwoleń na budowę są podstawowym parametrem oceny przez inwestorów, a zwłaszcza deweloperów, potencjału popytowego rynku w przyszłych okresach. Czerwcowy rezultat świadczy, że mimo kryzysu pandemicznego perspektywy rozwoju rynku mieszkań w dłuższym terminie uważają oni za bardzo obiecujące — twierdzi Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl.
OKIEM EKSPERTA
Idzie ku dobremu
KATARZYNA KUNIEWICZ, dyrektor działu badań rynku mieszkaniowego JLL
Najtrudniejsza w II kwartale była jego pierwsza połowa, kiedy mieliśmy do czynienia z ograniczeniami w poruszaniu się i pierwszą falą tzw. zwrotów, czyli rezygnacji z umów rezerwacyjnych. Po złagodzeniu restrykcji nabywcy wrócili do domykania rozpoczętych transakcji, a elastyczna postawa deweloperów — przejawiająca się w specjalnie skonstruowanych harmonogramach płatności czy zabezpieczeniach na wypadek pogorszenia sytuacji finansowej klienta — ułatwiła wielu osobom podjęcie decyzji o zakupie. Choć dziś a nawet w perspektywie najbliższych dwóch kwartałów, trudno mówić o powrocie do przedcovidowego tempa sprzedaży, wyniki osiągnięte na sześciu największych rynkach są bliższe bardziej optymistycznym scenariuszom, jakie zakładaliśmy dla branży.