Nowa zarządzająca chce wyznaczać inwestycyjne trendy dla funduszy emerytalnych
Nie będziemy naśladować innych. To inne fundusze będą patrzeć na to, co robimy my — obiecuje Ewa Radkowska.
Wysokość przyszłej emerytury 2,74 mln Polaków jest od kilku tygodni w rękach Ewy Radkowskiej. Od 1 sierpnia to ona zarządza ING OFE, rywalizującym z CU OFE o palmę pierwszeństwa wśród funduszy emerytalnych w Polsce.
— Rewolucji w polityce inwestycyjnej nie będzie. Celem jest dobry wynik w długim okresie, a to może zapewnić tylko konsekwencja w realizacji założeń — mówi Ewa Radkowska, dyrektor departamentu inwestycji ING PTE.
Spadek formy
Taka deklaracja może zmartwić niektórych klientów, a ucieszyć konkurentów. ING, który przez wiele lat regularnie był lepszy od średniej, od dłuższego czasu znacznie obniżył loty. W 2007 r. po raz pierwszy nie pokonał średniej. W tym też należy do najsłabszych. Może więc jednak czas na rewolucję?
— Na pewno na wynikach zaważyło to, że w drugiej połowie 2006 i w 2007 r. mocniej rosły małe i średnie spółki, a my z racji wielkości aktywów, ale też z przekonania, mieliśmy ich mniej niż konkurencja. W 2008 r. lepsze wyniki osiągały fundusze, które miały mniej akcji. Mówi się, że „analiza wsteczna zawsze skuteczna”, dlatego nie będę oceniała działania poprzedników. Najgorsze, co można zrobić, to dokonywać gwałtownych zmian, by wrócić na pierwsze miejsce. Panika nie jest dobrym doradcą — mówi Ewa Radkowska.
Dlatego gruntownej przebudowy portfela nie będzie.
— Bardzo mocno stawiamy na fundamenty spółek i jesteśmy przekonani o cykliczności gospodarki. Portfel układamy, dostosowując go do wydarzeń związanych z cyklami gospodarczymi. Nie ma funduszy, które zawsze są najlepsze. Każdemu zdarza się gorszy moment — dodaje Ewa Radkowska.
Zasada trzech „i”
Największym grzechem polskich zarządzających funduszami jest naśladownictwo w polityce inwestycyjnej. Fundusze boją się odchylić od średniej, bo wynik znacząco poniżej oznacza dopłatę z kieszeni towarzystwa emerytalnego. Inwestują w to, co konkurenci. Zarządzająca ING zapewnia, że strach przed ryzykiem nie spęta jej rąk.
— Nie damy się wtłoczyć w ramy strachu przed ryzykiem, bo to nie pozwoli nam osiągać celu, jakim jest przebijanie średniej. Mówi się, że na rynku obowiązuje zasada trzech „i”. Najpierw pojawiają się innowatorzy, potem imitatorzy, a na końcu idioci. My chcemy być w pierwszej grupie. Nie chcemy patrzeć na to, co robią inni i ich naśladować, lecz samemu wyznaczać trendy. Mamy walczyć z rynkiem, by osiągnąć jak najlepszy wynik — mówi Ewa Radkowska.
I obiecuje, że ING nie będzie zachowawczy.
— Jesteśmy drugim funduszem pod względem poziomu alokacji w akcje, więc trudno nam zarzucić zbytnią zachowawczość. Staramy się kształtować trendy, np. jako pierwsi zainwestowaliśmy w obligacje zagraniczne — przekonuje Ewa Radkowska.
Czas na zakupy
Po ponadrocznej bessie pojawia się coraz więcej chętnych do kupowania akcji. ING też jest w tej grupie.
— Z punktu widzenia inwestora długoterminowego wyceny wielu spółek zrobiły się atrakcyjne. Tak było już na początku roku, więc dziś jest jeszcze taniej. Ewidentnie trzeba w takim momencie myśleć o akumulowaniu akcji i o wybieraniu atrakcyjnych spółek. Kiedy mamy to robić, jeżeli nie w momencie, gdy rynek spada i jest duża podaż akcji? Szczególnie w przypadku małych i średnich spółek taka wyprzedaż akcji jest dla OFE okazją — mówi Ewa Radkowska.
Mimo to, z wyjątkiem OFE Polsat, fundusze utrzymują dość niskie zaangażowanie w akcje.
— Wciąż jest duża niepewność co do sytuacji w najbliższych miesiącach. Jeśli dziś kupimy dużo akcji, a rynek spadnie o 10 proc., to mocno odbije się to na wyniku — tłumaczy Ewa Radkowska.
Zarządzająca ING zastrzega, że nie wszystkie spółki są dla funduszu równie interesujące.
— Ze względu na wartość naszych aktywów w kręgu naszych zainteresowań są spółki o kapitalizacji co najmniej 200 mln zł. Najciekawsze sektory to te, które korzystają na rozbudowie infrastruktury w Polsce. Dzięki funduszom unijnym mają zabezpieczone przychody na kilka najbliższych lat. Dość pozytywnie jesteśmy też nastawieni do banków. Poziom nasycenia usługami bankowymi w Polsce jest wciąż dosyć niski. Ten sektor korzysta na rozwoju gospodarczym, a tu perspektywy na najbliższe lata są nie najgorsze — twierdzi Ewa Radkowska.