Na 10 września przełożył wczoraj Senat czytanie uchwalonego przez Sejm poselskiego projektu tarczy przeznaczonej dla branży turystycznej, który przewiduje 850 mln zł wsparcia dla organizatorów turystyki, eventów i hotelarzy. W tej kwocie 300 mln zł stanowi Turystyczny Fundusz Zwrotów (TFZ), z którego może skorzystać 4,8 tys. podmiotów.

Postojowe, które ma kosztować (w przypadku trzykrotnego świadczenia) 150,9 mln zł, trafi do ponad 24 tys. osób, m.in. pracowników firm transportowych, agentów turystycznych, pilotów i przewodników, artystów i pracowników firm organizujących eventy. Trzymiesięczne zwolnienie z ZUS, z którego może skorzystać 29 tys. podmiotów, to 401 mln zł.
Za późno, za mało
Organizatorzy turystyki niecierpliwie czekają na TFZ. W ramach pierwszej tarczy branża dostała możliwość wydłużenia zwrotu za wyjazd, do którego nie doszło z powodu pandemii, do 180 dni od daty, w jakiej miał się odbyć. W połowie września zaczną się pierwsze wypłaty.
— Przełożenie debaty senackiej na 10 września powoduje, że jeśli pomoc się pojawi, to najwcześniej 20 dni od momentu pierwszych zwrotów dla klientów i po terminie zapłaty składek na ZUS, które mają być umorzone. Ta pomoc jest bardzo potrzebna, tyle o niej rozmawiamy, a nie zdążymy na czas — mówi Łukasz Adamowicz, wiceprezes Stowarzyszenia Organizatorów Incetive Travel (SOIT) i członek Rady Przemysłu Spotkań i Wydarzeń.
Autorzy ustawy zakładają, że organizatorzy turystyki zawarli około 300 tys. umów, do których realizacji nie doszło w związku z COVID-19. W przypadku 100 tys. umów klienci zgodzili się na odbiór wpłaty w postaci vouchera, który jest ważny przez rok. Projekt zakłada, że z 200 tys. pozostałych klientów połowa będzie zainteresowana złożeniem wniosku o zwrot wpłat za pośrednictwem Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego (UFG). Ponieważ średnia wpłata wynosi 3 tys. zł, więc na fundusz zostanie przeznaczone 300 mln zł.
— Pytanie, czy to wystarczy. Sam Rainbow sprzedał na lato 170 tys. rezerwacji, więc obawiam się, że pieniędzy do zwrotu może być więcej. Ponieważ ma obowiązywać zasada „kto pierwszy, ten lepszy”, może się okazać, że nie wszystkie firmy otrzymają zwrot — mówi Maciej Szczechura, członek zarządu Rainbowa.
— Z puli 300 mln zł wypada TUI, duży gracz, który ma 30 proc. rynku. Firma zwróciła klientom wpłaty z własnych pieniędzy. Było to łatwiejsze niż w przypadku pozostałych touroperatorów, bo TUI pobierał około 5-procentowe zaliczki, podczas gdy inne biura 20-30 proc. — uspokaja jednak Piotr Henicz, wiceprezes Itaki.
Na przyszłość
Pieniądze na TFZ mają pochodzić z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 — unijnych pieniędzy, które Polska otrzymała na ratowanie gospodarki. Korzystając z funduszu, organizatorzy turystyki będą musieli ponieść dodatkowe koszty: wpłacić 7,5 proc. wnioskowanej kwoty na poczet przyszłego Turystycznego Funduszu Pomocowego (TFP) oraz dokonać 2,5-procentowej bezzwrotnej opłaty. Resztę pomocy (czyli 92,5 proc.) organizatorzy turystyki będą spłacać przez sześć lat.
— Istotna jest doraźna pomoc, ale ważne jest, że ustawa nie tylko gasi pożar tu i teraz, ale wprowadza rozwiązanie przyszłościowe — Turystyczny Fundusz Pomocowy. Do tej pory nie mieliśmy ochrony w przypadku ataków terrorystycznych czy anomalii pogodowych — zauważa wiceprezes Itaki.
Wpłaty na TFP będą też pochodzić ze składek od touroperatorów, które — zgodnie z projektem — nie będą przekraczać 30 zł od podróżnego (stawkę ustali minister odpowiedzialny za turystykę, minimalna może być zerowa).
Zbyt trudno
Aby otrzymać pieniądze z TFZ, zarówno touroperator, jak i jego klient muszą złożyć wnioski do UFG. Fundusz je sprawdzi, porówna dane, w ciągu 30 dni zweryfikuje (w przypadku dodatkowego postępowania wyjaśniającego termin wydłuża się do czterech miesięcy), a następnie w ciągu 14 dni wypłaci pieniądze podróżnym.
— Procedura składania wniosku jest dość skomplikowana i wymaga ścisłej współpracy między UFG, touroperatorem i klientem. Biuro podróży musi m.in. podać PESEL klienta, a nie istnieje regulacja, która pozwala nam go zażądać — zaznacza Piotr Henicz.
— Klient musi podać sporo danych, do wypełnienia jest kilkanaście pól, w tym data odstąpienia od umowy, a przecież turysta może jej nie pamiętać, bo część spraw na początku pandemii była załatwiana telefonicznie — podkreśla Maciej Szczechura.
To nie tak
Przedstawiciele touroperatorów są jednak zadowoleni z projektu.
— To duża ulga dla całej branży. Co prawda nie wszystkie firmy otrzymały to, czego oczekiwały: np. pierwotnie zwolnienia z ZUS miały dotyczyć także touroperatorów, a nie dotyczą. Jednak w obecnej sytuacji należy ocenić, że szklanka jest do połowy pełna, a nie do połowy pusta. Ustawa daje możliwość przeczekania trudnego okresu i dotrwania do czasu, gdy konsumenci wrócą — uważa Piotr Henicz.
— To dobry pomysł, by w tym roku wesprzeć płynność branży — mówi Maciej Szczechura.
Mniej pozytywnie projekt ocenia Marek Łuczyński, prezes Polskiej Izby Hotelarstwa.
— Połączenie uprawnień do uzyskania pomocy z numerami PKD jest niefortunne, nie wszystkie firmy z branży będą mogły z nich skorzystać. Szczęśliwie dla branży hotelarskiej jest kilka dobrych punktów, w tym Turystyczny Fundusz Zwrotów czy zwolnienie z ZUS. Tarcza to jednak zastrzyk, który uśmierza ból, a nie leczy rany. Trzeba się nauczyć żyć z COVID-em przez długie miesiące, jeśli nie lata. Trudno oczekiwać tarcz numer 10, 15 czy 20. Doszliśmy do momentu, gdy powinno nam przyświecać hasło prezydenta Billa Clintona „gospodarka, głupcze”. Zdaję sobie sprawę, że za rządem stoi chęć wyeliminowania wszelkiego ryzyka związanego z COVID-19, jednak każdy obywatel musi się nauczyć samodzielnie je kalkulować. Branża będzie mogła odbudować się na nowych zasadach, jeśli hiobowe wieści o jej upadku jesienią lub zimą nie będą kolportowane. Wolałbym również poznać długofalową strategię rządu — mówi Marek Łuczyński.
Kilka zastrzeżeń ma również Łukasz Adamowicz.
— Dobrze, że jest tarcza dla branży spotkań i turystyki. Najbardziej cieszy idea funduszu zwrotów, który potem zostanie zamieniony na fundusz pomocowy. Zostaną nim objęci nie tylko konsumenci, ale teżklienci biznesowi. To istotne narzędzie stabilizujące rynek. Mam jednak kilka uwag do projektu. Do postojowego i zwolnienia z ZUS nie są upoważnieni organizatorzy turystyki, a przecież wielu z nich jeszcze stoi albo prowadzi działalność na 10-20 proc., więc pomoc byłaby uzasadniona. Zwolnienie z ZUS mają dostać agenci turystyczni, ale już nie pośrednicy, czyli np. kasjerzy lotniczy czy firmy zajmujące się turystyką biznesową. Dziwi mnie stosowanie PKD — np. firmy budujące stoiska targowe działają pod numerem agencji reklamowych i teraz nie mogą uzyskać wsparcia tak jak organizatorzy targów. Hotele mają dostać zwolnienie z ZUS, jeśli ich przychody spadły o 80 proc., a przecież już przy spadku o 60 proc. nie zarabiają. Pomoc nie jest wystarczająca, ma wymiar symboliczny, ale dobrze, że jest, bo to otwiera dyskusję — uważa wiceprezes SOIT.