Opóźnienie jest tylko techniczne

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2021-09-01 20:00

Andrzej Duda od czasu do czasu stara się podkreślić, że nie jest tylko automatem podpisowym, wykonującym usługi polityczne dla macierzystej partii. W zdecydowanej większości wypadków wykonuje, ale niekiedy się zastanawia, zwłaszcza gdy koledzy wchodzą w jego buty i przedwcześnie oznajmiają prezydencką decyzję.

Najświeższym przykładem jest lekki poślizg w podpisaniu przez prezydenta rozporządzenia o wprowadzeniu stanu wyjątkowego na skrawku państwa wzdłuż granicy z Białorusią. Jego pomysłodawca Mariusz Kamiński, minister spraw wewnętrznych i administracji, 31 sierpnia oznajmiał, że postawienie prezydenckiej kropki nad „i” to kwestia godzin – a jednak tak się nie stało. Osobiście założyłem, że koledzy się dogadali i we wtorek czatowałem przy elektronicznym Dzienniku Ustaw aż do północy, spodziewając się opublikowania rozporządzenia nawet w ostatniej chwili. Przy standardowym terminie wejścia w życie „następnego dnia po dniu ogłoszenia” realne vacatio legis potrwałoby kilka minut. To wcale nie żart, zwłaszcza w pierwszej kadencji rządów PiS często uprawiano wspomniany podpisowy i publikacyjny proceder. Właśnie tak błyskawicznie weszła do obiegu prawnego np. ważna ustawa dotycząca Trybunału Konstytucyjnego – no tak, ale był on największym wrogiem tzw. dobrej zmiany i przeciwko niemu wytaczano najróżniejsze działa, również stosowano chwyty proceduralno-terminowe.

Pewna zwłoka prezydenta w sprawie stanu wyjątkowego oczywiście nie ma nic wspólnego z jego zastanawianiem się. Decyzja została oczywiście uzgodniona przed uchwaleniem i upublicznieniem we wtorek wniosku Rady Ministrów, prezes Jarosław Kaczyński nigdy nie pozwoliłby na kolejne pęknięcie w jego obozie. Poza kwestią wizerunkową jedyną przyczyną poślizgu są prozaiczne powody kalendarzowe – istnieją zapisy konstytucyjne o obowiązkowym rozpatrzeniu przez Sejm prezydenckiego rozporządzenia o stanie nadzwyczajnym. Raczej nie dałoby się nagle zwołać posiedzenia, pozwalającego wszystkim posłom na obecność, już w piątek, zatem wszystko przesunie się zapewne na poniedziałek.

Czysto techniczne odłożenie podpisu w czasie to dowód, że stan wyjątkowy… nie jest potrzebny. Nawet na skrawku terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, sięgającym od linii granicznej tylko 3-4 kilometry w głąb państwa, czyli znacznie płycej, niż wynosi standardowa ustawowa 15-kilometrowa strefa nadgraniczna. Sytuacja przy granicy widocznie nie jest aż tak podbramkowa, skoro 2-3 dni wcześniej/później nie mają znaczenia dla bezpieczeństwa państwa czy porządku publicznego – a właśnie takie jest oficjalne uzasadnienie wniosku Rady Ministrów.

Od dwóch dni starałem się wychwycić w argumentacji władców konstytucyjne uzasadnienie pomysłu ze stanem wyjątkowym. Cały czas chodzi o zapis „w sytuacjach szczególnych zagrożeń, jeżeli zwykłe środki konstytucyjne są niewystarczające”. Na razie nie padł ani jeden sensowny, merytoryczny argument, że obecne nie wystarczają. Bardzo ważne dla Polski są oczywiście nadchodzące rosyjsko-białoruskie manewry Zachód 2021 tuż za granicą, ale je także trudno powiązać wprost ze stanem wyjątkowym po naszej stronie.

Pomysł stanu wyjątkowego absolutnie nie dotyczy odcinka granicy Polski z Ukrainą, tutaj problemy są standardowe – przede wszystkim przemyt, ewentualnie fałszowanie granicznych dokumentów.
Jacek Szydlowski / Forum