Wyzwań dla sektora naftowego nie brakuje. Grupa Lotos musi inwestować, by uniknąć dekapitalizacji majątku. Uda się to szybciej zrealizować, gdy rząd wybierze w końcu wariant jej prywatyzacji.
Bez względu na to, jakie decyzje podejmie polski rząd w sprawie prywatyzacji Grupy Lotos (dawniej Rafineria Gdańska), firma musi znowu zacząć inwestować. Taką szansę stwarza plan budowy w Gdańsku instalacji zgazowywania ciężkich pozostałości przerobu ropy naftowej (IGCC). Realizacja inwestycji szacowanej na 540 mln USD ma umożliwić nie tylko pozbycie się szkodliwych odpadów, ale także zwiększyć przerób ropy naftowej zdecydowanie powyżej magicznego progu opłacalności 5 mln ton rocznie. Dzięki IGCC Grupa Lotos ma też szansę dostosować się do unijnych norm w zakresie czystości produkowanych paliw.
Wielkim entuzjastą tej koncepcji jest Paweł Olechnowicz, prezes Grupy Lotos, który chce ją zrealizować w międzynarodowym towarzystwie firm: MW Kellog, Shell czy Uhde. Więcej wątpliwości (m.in. co do kosztów) ma zarząd PKN Orlen, nadal potencjalny nabywca pomorskiej rafinerii. Niemniej i on nie kwestionuje zasadności realizacji całego projektu.
Nie będzie ona jednak możliwa, jeśli rząd nie wybierze w końcu wariantu prywatyzacji Grupy Lotos. Przedłużanie wyniszczającej rywalizacji o przejęcie rafinerii może doprowadzić nie tylko do rezygnacji partnerów przy projekcie budowy instalacji IGCC. Zniechęcić mogą się także potencjalni nabywcy Grupy Lotos, którzy i tak już długo czekają na polityczne decyzje. Sygnały w tej sprawie już napływają. W piątek o takiej możliwości poinformował PKN Orlen. Sławomir Golonka, wiceprezes koncernu, stwierdził, że firma będzie czekała na rozstrzygnięcia tylko do końca roku.