Państwo musi pomagać start-upom

opublikowano: 25-11-2022, 14:30
Play icon
Posłuchaj
Speaker icon
Close icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl

Dzięki nam 600 osób jest zaangażowanych w inwestowanie. Działamy, by było więcej TFI i firm — mówi Maciej Ćwikiewicz, prezes PFR Ventures.

PB: Ile nasze państwo wydaje na start-upy?

Maciej Ćwikiewicz: Trzeba zsumować wydatki kilku instytucji. My w tym momencie wysyłamy w rynek około 300 mln zł rocznie, NCBR prawdopodobnie więcej. Są jeszcze PARP, ARP i kilka innych instytucji, więc to jest łącznie około 1 mld zł. Mówię tu tylko o kapitale publicznym, który w rundach finansowania start-upów często później jest łączony z prywatnym. W tym wszystkim ogromną rolę odgrywają fundusze unijne.

Czy publiczne pieniądze są potrzebne?

Tak. Zawsze podaję jako przykład, jak kiedyś wyglądała rozmowa dwóch studentów. Jeden mówił do drugiego: „Świetny pomysł, ale kto ci go sfinansuje?” Dziś na szczęście to się bardzo zmieniło i jeden mówi do drugiego: „Wiesz, ten pomysł wcale nie jest taki super, ale możemy spróbować. Są pieniądze w funduszach, inwestorzy nas przepytają, poprawimy nasz pomysł, lepiej go >>uczeszemy<<, wrócimy do nich i może dostaniemy pieniądze”. To bardzo duża pozytywna zmiana, do której doszło w ciągu ostatnich lat. Warto też pamiętać, że definicja innowacji jest bardzo pojemna. Jeden z naszych start-upów rozpoznaje modułem sztucznej inteligencji, że pali się las. Są kamery, a komputer na bieżąco analizuje obraz i jest w stanie wychwycić ślady dymu, dzięki czemu akcja strażaków może się zacząć 3-4 godziny wcześniej. Mamy też start-up, który produkuje białko z owadów. Na razie jedzą je ryby, ale w przyszłości może także inni konsumenci. Są jeszcze dwa takie start-upy w Unii Europejskiej. Reszta Europy będzie kupowała od nich, a pierwszy będzie zarabiał na tym marżę. Najpierw trzeba jednak trzeba takiego producenta stworzyć. Białko dla ryb może być produkowane w Polsce. Ktoś musi to jednak najpierw sfinansować. To stety-niestety wyścig. Bogactwo będzie się odkładało w krajach, które wygenerują więcej innowacyjnych spółek. W przypadku booking.com mamy lokalny hotel, który dzięki współpracy zarabia, ale przecież mały kuponik odcina ktoś w Kalifornii. Ważne, żeby nasze start-upy zajmowały coraz wyższe miejsce w łańcuchu wartości.

materiały prasowe

Czy udział państwa w rynku start-upów nie jest zbyt duży?

We wszystkich młodych systemach, a takim jest Polska, ten udział na początku jest bardzo duży. W segmencie np. funduszy VC, w które inwestujemy, 25 lat temu w Wielkiej Brytanii czy Francji udział sektora publicznego był bardzo duży. U nas jest podobnie. Na razie to pewnie 70-80 proc. Zakładamy, że z czasem, gdy powstanie grupa inwestorów prywatnych, którzy przekonają się do tego typu inwestycji, rola państwa i podatników będzie malała, nigdy jednak nie zejdzie do zera. W Wielkiej Brytanii czy Francji publiczne finansowanie nadal jest potrzebne — dziś stanowi 20-25 proc. Państwo finansuje tzw. first-time-teams, czyli zespoły, które po raz pierwszy zakładają fundusz. Chcemy, żeby nasza rola spadła. Jeśli nie spadnie, będzie to oznaczało, że nie zbudowaliśmy grupy prywatnych inwestorów.

Tacy inwestorzy już się w Polsce pojawiają...

Pojawiają się, ale musimy popatrzeć na dwa segmenty. Pierwszy to segment inwestorów indywidualnych, który, wydaje mi się, pomogliśmy rozwinąć. Mamy programy, w których inwestorzy są na stałe, zebraliśmy ich około 300. Daliśmy też bardzo dobrą ofertę benefitów w programach koinwestycyjnych Biznest i Otwarte Innowacje, do których udało się przyciągnąć około 300 aniołów biznesu. PFR Ventures spowodował więc, że około 600 prywatnych osób jest zaangażowanych w inwestowanie. Nabierają doświadczenia, uczą się, nie zawsze zarabiając. Mamy nadzieję, że większość inwestorów zarobi, ale prawa statystyki są nieubłagane. Prowadzimy te programy w sposób budzący zaufanie, gwarantujemy: zarządzanie konfliktem interesów, rzetelną wycenę zgodną ze standardami rynkowymi, regularne informowanie inwestorów prywatnych o tym, co się dzieje, jak spółki się rozwijają. Na każdą radę inwestorów, odbywającą się co sześć miesięcy, przychodzą założyciele spółek portfelowych i opowiadają, jak im idzie. Inwestorzy prywatni mogą zobaczyć, z jakimi wyzwaniami spółka się zmaga, jakie sukcesy osiąga czy potrzebuje zrekrutować dodatkowych pracowników. Budowanie zaufania to żmudny, ale bardzo wartościowy proces. Inwestorzy nie mogą potem powiedzieć: aha, mówiliście, że inwestujecie, pieniądze zniknęły, nawet nie wiemy, gdzie. To jeden segment. Drugi to inwestorzy instytucjonalni, których nam brakuje. Poza nami, NCBR i jeszcze kilkoma publicznymi instytucjami nie ma dostawców kapitału. Próbujemy to zmienić. Powołaliśmy grupę roboczą z kilkoma TFI, żeby umożliwić inwestorom instytucjonalnym wejście w PE i VC. To jest możliwe w ramach ustawy o PKK, ale jest w niej kilka przeszkód, które to uniemożliwiają. Sądzimy, że w ciągu 12-18 miesięcy ta grupa opracuje rozwiązanie i będzie w stanie przekonać posłów do zmian legislacyjnych. Wówczas pojawi się więcej inwestorów instytucjonalnych.

Jakie zmiany planuje PFR Ventures?

Nie spodziewamy się dramatycznych zmian. Doszlifowujemy program. Był bardzo dobrze przygotowany, bo skopiowaliśmy rozwiązania brytyjskie i francuskie. Przeprowadziliśmy wielodniowe dyskusje, jak te programy powinny być skonstruowane. W pewnym momencie w Bpifrance przestali odbierać od nas telefony, bo jak próbuje się zabrać komuś siódmą godzinę w ciągu tygodnia, to po drugiej stronie pojawia się zmęczenie, a może nawet zniecierpliwienie. Udało nam się zrobić nasze programy troszkę lepiej, bo koledzy byli na tyle uprzejmi, że podzielili się rzeczywistymi efektami i autorefleksjami, co poszło niedobrze, co zrobiliby inaczej. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni. Teraz poprawimy głównie drobiazgi. Wprowadzimy jedną istotną zmianę. Nasz program CVC, czyli corporate venture capital, będzie miał drugi wariant. Do tej pory korporacje musiały występować w tym funduszu tak jak to się typowo dzieje: zapisać się na 10 lat i stawiać się na każde wezwanie do zapłaty od zespołu zarządzającego. Spotkaliśmy się z dużą wstrzemięźliwością do działania w tym w modelu. Poziom świadomości nie jest jeszcze tak duży jak na Zachodzie. Udało nam się stworzyć tylko cztery fundusze CVC. Żeby zwiększyć zaangażowanie korporacji i przepływ know-how do korporacji, ale też z korporacji do start-upów, zależy nam, żeby program miał większy zasięg. Dlatego będzie miał formułę programu koinwestycyjnego. Zespół zarządzający dostanie od nas pieniądze na stałe, będziemy musieli odpowiadać na każde wezwanie do zapłaty. Pod każdą transakcją zespół będzie musiał podstawić inwestora korporacyjnego. Będzie on mógł zdecydować, czy wchodzi w transakcję, w konkretny start-up, czy nie. Będzie miał wybór, nie będzie musiał zapisać się na 10 lat. Sądzimy, że ten wariant programu może okazać się znacznie bardziej atrakcyjny i zwiększyć zaangażowanie korporacji na rynku start-upów.

Szukaj Pulsu Biznesu do słuchania w Spotify, Apple Podcasts, Podcast Addict lub Twojej ulubionej aplikacji

w tym tygodniu: „Pieniądze dla start-upów”

goście: Tomasz Snażyk — Startup Poland, Maciej Ćwikiewicz — PFR Ventures, Krzysztof Domarecki — Selena, Andrzej Targosz — Bitspiration Booster, Magdalena Matuszewska — Bank BNP Paribas, Marek Gut — Your Kaya.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Polecane