Paraliżujący strach przed decyzją

Adam Sofuł
opublikowano: 2007-08-07 00:00

Zasady wypłaty emerytur pomostowych to coraz gorętszy temat. Na tyle gorący, że nikt nie che go dotknąć. Gra idzie o miliardy złotych i jakąkolwiek decyzję rząd podejmie, zawsze ktoś będzie niezadowolony — albo grupy zawodowe, które zostały pominięte na liście uprawnionych do otrzymywania takich emerytur, albo ekonomiści, którzy będą narzekać, że wspomniana lista jest stanowczo za długa jak na możliwości budżetu. Rząd nie chciałby się nikomu narażać, zaproponował więc, by listę zawodów przygotowali partnerzy społeczni — pracodawcy i związkowcy. Porozumienie między tymi grupami w sprawie emerytur pomostowych jest jeszcze mniej prawdopodobne niż harmonia i wzajemny szacunek w koalicji PiS-Samoobrona-LPR, więc na listę rząd może trochę poczekać.

Nie jest to pierwsze ani ostatnie kosztowne zaniechanie spowodowane przyczynami politycznymi. Można przypomnieć plan Hausnera, który — niewystarczający już w założeniach — w praktyce został, właśnie z przyczyn politycznych, okrojony do minimum. Dość wspomnieć reformę finansów publicznych. Rząd w obawie przed reakcją swojego eurosceptycznego elektoratu ad acta odłożył kwestię wprowadzenia wspólnej waluty. W obawie przed spadkiem poparcia w sondażach, kolejne rządy odkładały potrzebne decyzje, skutkami tych zaniechań obciążając następców.

Obecny rząd był przyjmowany przez ekonomistów obojętnie — panowała wprawdzie zgodna opinia, że dla gospodarki rząd zasłużył się w niewielkim stopniu, ale zajęty innymi sprawami nie wtrącał się doń zanadto i przynajmniej niczego nie zepsuł. Teraz ta teza traci na aktualności. W kilku sprawach dochodzimy do punktu, w którym bezczynność rządu może kosztować miliardy złotych. Emerytury pomostowe są tego dobitnym, chociaż niejedynym przykładem. Sęk w tym, że ci rządzący, którzy akurat nie zrobili sobie wakacji (a większość zrobiła), są zajęci zupełnie czymś innym. Jak zresztą przez ostatnie półtora roku. Ponieważ przez cały ten czas nad politykami wisiała mniej lub bardziej realna groźba wyborów, trudno oczekiwać, by zdobyli się na jakieś odważne decyzje. I tak zapłacą następcy, bo — o czym politycy zapominają — unikanie ważnych decyzji nie uchroniło dotąd żadnej ekipy przed koniecznością oddania władzy.