Jeszcze w czwartek rynek cieszył się z plotek o ustąpieniu Papandreou, gdyż oznaczało to pogrzebanie idei referendum w Grecji. Grecy będą mieć tymczasowy rząd, który niemal na pewno dostanie pieniądze na przetrwanie do czasu kolejnych wyborów. Odsunięcie widma bankructwa od Grecji miało uspokoić sytuację na innych rynkach, w tym przede wszystkim na włoskim rynku długu.
Tymczasem wygląda na to, że Włosi sami proszą się o kłopoty. Włoski rząd przyzwyczaił już rynki do tego, że robi tak mało, jak tylko konieczne, aby uniknąć paniki na rynkach finansowych i otwartego buntu europejskich partnerów. Włosi mogli liczyć na uspokojenie sytuacji w Grecji i wyjście z kryzysu finansów publicznych poprzez kombinację ograniczonych w skali reform, spadku rentowności długu i kontynuacji ożywienia gospodarczego. Obecnie jasne jest, że takiego planu nie uda się zrealizować.
Włoska gospodarka od dawna nie mogła pochwalić się specjalnie wysokim wzrostem gospodarczym, jednak obecnie może być już w recesji. Październikowe indeksy PMI wskazują na załamanie zarówno w przemyśle, jak i usługach. Oznacza to, że nawet bez politycznej niepewności Włochy byłyby pod presją. Tymczasem Berlusconi ciągle zaprzecza, aby włoska gospodarka przeżywała kłopoty. Stwierdził nawet, że jest drugą po Niemczech najzdrowszą gospodarką strefy, samoloty są pełne, a w restauracjach trudno o stolik. To oznacza, że nie widzi potrzeby wprowadzania trudnych reform, szczególnie gdy jego pozycja jest wyjątkowo chwiejna. Jeśli nie będzie w stanie przeprowadzić przez parlament budżetu, czeka go głosowanie nad wotum zaufania. Ostatnio wygrał minimalną większością, lecz od tego czasu stracił poparcie kilku posłów.
Rynki nie wyceniają jeszcze w pełni włoskich kłopotów. Październikowe zwyżki na rynkach akcji i EUR/USD
miały miejsce mimo konsekwentnie rosnących premii za ryzyko od włoskiego długu. Zresztą nie tylko włoskiego. Obecnie premia od belgijskiego długu jest na poziomie, na którym premia od włoskiego długu była jeszcze w lipcu. Co więcej, premia od francuskiego długu zbliża się do poziomów premii od włoskiego czy hiszpańskiego długu z kwietnia ubiegłego roku, kiedy po raz pierwszy rynek poważnie przestraszył się kryzysu zadłużenia w Europie. Dla eurodolara to kolejna (po ryzyku stopy procentowej) potencjalna kula u nogi.