Polska Grupa Energetyczna (PGE), największa krajowa firma w branży, nie rezygnuje z planów rychłego debiutu na giełdzie. Nie zniechęca jej ani kryzys, ani giełdowe kłopoty Enei.
— Sytuacja na rynku z pewnością będzie miała wpływ na nasze plany, ale na razie nie widzimy powodu, żeby je radykalnie zmieniać. Jesteśmy w nieco innym położeniu niż Enea. Po pierwsze, wpływy uzyskane z emisji giełdowej nie przesądzą o naszych inwestycjach. Mamy inne możliwości ich finansowania. Na giełdzie zależy nam m.in. ze względu na wiarygodność, transparentność i stymulację do poprawy efektywności, jakie zapewnia status spółki publicznej. Po drugie, w przeciwieństwie do Enei, nie mamy widoków na prywatyzację z udziałem inwestora strategicznego, bo program rządu zakłada pozostawienie PGE pod kontrolą państwa. Giełda jest więc dla nas jedyną szansą na częściową prywatyzację — mówi Tomasz Zadroga, prezes PGE.
Inwestycje PGE w najbliższych 10-15 latach mają wynieść 30-50 mld zł.
— Przedział jest bardzo szeroki, bo mówimy o odległej perspektywie czasowej i musimy brać pod uwagę zmianę warunków na rynku energii. Nasza ostrożność w formułowaniu deklaracji wiąże się również z przygotowaniami do wejścia na giełdę — wyjaśnia Tomasz Zadroga.
Czy ambitne plany energetycznego giganta mają szansę się powieść? Jak giełda może wesprzeć realizację strategii spółki? Na te i inne pytania znajdziesz odpowiedź w czwartkowym Pulsie Biznesu.