PGE wypracowała w I kwartale 3,4 mld zł zysku EBITDA – znacznie więcej od oczekiwań analityków oraz 31 proc. więcej niż rok wcześniej. To sprawiło, że podniesiono oczekiwania co do wyników poszczególnych segmentów. Perspektywę rosnącą dostało ciepłownictwo oraz dystrybucja.
– W ciepłownictwie ceny referencyjne pozwolą na odzyskanie kosztów, które zostały poniesione w latach 2021-2022. W dystrybucji wyższy wskaźnik ważonego kosztu kapitału pozwala na wyższą perspektywę – mówi Lechosław Rojewski, wiceprezes PGE ds. finansowych.
– To, że spółka podniosła prognozy dla ciepłownictwa jest wynikiem bardzo korzystnych czynników w I kwartale tego roku. Spodziewam się, że w kolejnych kwartałach zarówno taryfa, jak i sezonowość nie będą już tak wspierać wyników. W dystrybucji koszt kapitału jest ustawiony na 8,5 proc. i nikt nie zamierza tego zmieniać, stąd dystrybucja wciąż powinna być bardzo mocnym segmentem. Dystrybucja miała rosnąć i rośnie, ale skala wzrostu jest zaskakująco wysoka, bo regulator nie stosował żadnych współczynników korekcyjnych – mówi Paweł Puchalski, analityk BM Santander.
Mniejsza produkcja daje wyższy zysk
Jednocześnie spółka podniosła perspektywę dla segmentu konwencjonalnego do stabilnej.
– Zarówno rynek mocy, jak i rynek usług systemowych pozwoliły nam na wyższe przychody – mówi Lechosław Rojewski.
NABE miało być katalizatorem dla spółek energetycznych, które bez aktywów węglowych miały stać się atrakcyjne. Moim zdaniem jednak to nie węgiel jest problemem polskiej energetyki, a sytuacja inwestorów mniejszościowych, którzy nie widzą tam miejsca dla siebie i budowania wartości.
Przyczynić się do tego mogła niższa produkcja energii elektrycznej, która spadła o 9 proc., co było spowodowane niższym zapotrzebowaniem. Operator częściej wyłączał elektrownie na węgiel brunatny.
– W I kwartale kilka elementów złożyło się na pobicie konsensu prognoz analityków, natomiast oczekiwania spółki co do kolejnych okresów są znacznie lepsze niż do tej pory. Paradoksalnie redukcja wytwarzania w elektrowniach na węgiel brunatny, które były wyłączane przez operatora, zadziałała in plus. Przychody z usług systemowych nie podlegają limitom cenowym, które są na rynku. W cieple dostali PGE dostała dużo wyższe taryfy niż oczekiwała. Ten rok zapowiada się zdecydowanie lepiej niż zakładaliśmy – mówi Kamil Kliszcz, analityk DM mBanku.
– Wydaje mi się, że w segmencie konwencjonalnym ten wynik będzie dużo lepszy niż stabilny, ale przypuszczam, ze spółka celowo nie chciała epatować jego mocnymi wynikami – mówi Paweł Puchalski.

NABE wciąż straszy
Problemem jest wciąż odkładane w czasie powstanie NABE, do którego wydzielone mają zostać aktywa węglowe należące do spółek energetycznych, w tym PGE. Proces ten ma być bliski finalizacji, a warunki już są właściwie uzgodnione. Jednak rząd postanowił się zabezpieczyć i poprosił Komisję Europejskę o opinię na temat tego, czy nie zostanie to zakwalifikowane jako pomoc publiczna, choć wszystkie strony deklarują, że będą to transakcje rynkowe. To sprawia, że pojawiły się wątpliwości co do tego, czy proces zostanie dokończony przed wyborami.
- Nie zakładamy, że NABE nie powstanie. Jest przekonanie w rządzie, że proces musi się dokończyć. Życzyłbym sobie, by transakcja została zakończona przed wyborami. Jesteśmy zdeterminowani, aby tę transakcję przeprowadzić, bo jest ona niezbędną dla transformacji energetycznej – mówi Wojciech Dąbrowski, prezes PGE.
Analitycy nie są jednak takimi optymistami.
- Po raz kolejny usłyszeliśmy, że prezes jest optymistą jeśli chodzi o wydzielenie NABE, tyle że niestety ten sam przekaz słyszymy już od kilku kwartałów. NABE jest pod dużym znakiem zapytania, a spraw ciągnie się już 2,5 roku. Jest to negatywne, bo ten segment bez regulacji ponosiłby duże straty. To ryzyko sprawia, że inwestowalność naszych spółek energetycznych jest bardzo ograniczona tak długo, jak transformacja nie stanie się faktem. Z jednej strony okres przedwyborczych nie sprzyja dużym zmianom, ale z drugiej strony związkowcy już się zgodzili na to, bo wiedzą, że będą dobrze wynagradzani w ramach NABE. A to, jak uważam, może przyśpieszyć zmiany. Wciąż jestem ostrożnym optymistą i zakładam, że wydzielenie aktywów do NABE może się zrealizować przed wyborami – mówi Paweł Puchalski.
- Sentyment dla sektora kształtuje obecnie kwestia NABE, która rozczarowuje, gdyż zmiany są przesuwane. Projekt czeka teraz na nieformalną akceptację Komisji Europejskiej i trudno powiedzieć, w jakim trybie się to dzieje. Zazwyczaj takie rzeczy są notyfikowane lub prenotyfikowane i program pomocy publicznej jest akceptowany. Wygląda to dość tajemniczo, zwłaszcza, że jesteśmy na końcu drogi, a rząd dopiero pyta KE, co o tym sądzi, co wskazuje, że może się to jeszcze wydłużyć – mówi Kamil Kliszcz.
Warunki planowanych transakcji wciąż jednak pozostają nieznane dla inwestorów.
- Nie należy zakładać, że spółki energetyczne dostaną zapłatę za wydzielane do NABE aktywa. Podobnie może być z długiem – wcale nie jestem pewien, czy choć 1 zł długu zostanie przesunięta ze spółek na NABE. Tam raczej mówi się o zadłużeniu, czyli o rezerwach na pracowników, na rekultywację, na zamykanie bloków, na CO2. Wydaje mi się, że rynek może źle odczytywać niektóre stwierdzenia. Najważniejsze jest to, że spółki pozbyłyby się trudnych aktywów i znacznie zmniejszyłyby swój ślad węglowy – mówi Paweł Puchalski.
To nie znaczy jednak, że inwestorzy zaczną lepiej postrzegać polskie spółki energetyczne.
- NABE miało być katalizatorem dla spółek energetycznych, które bez aktywów węglowych miały stać się atrakcyjne. Moim zdaniem jednak to nie węgiel jest problemem polskiej energetyki, a sytuacja inwestorów mniejszościowych, którzy nie widzą tam miejsca dla siebie i budowania wartości. Po wydzieleniu aktywów węglowych spółki będą mocno dystrybucyjne i dywidenda będzie kluczowym parametrem atrakcyjności inwestycyjnej, a tutaj się na nią nie zanosi. Czeski CEZ ma bardzo dużo węgla i nie przeszkadza to, aby był notowany blisko szczytów oraz na wysokich mnożnikach – mówi Kamil Kliszcz.

