Piątkowa obrona rynków w USA powinna wywołać wzrosty

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2002-06-17 00:00

Piątkowe zachowanie giełd w USA nie miało nic wspólnego z działaniem sił rynkowych, ale z aktywnością Grupy Roboczej Rynków Finansowych. To jednak, na krótką metę, jest dla przyszłości obojętne.

Z Ameryki

Za nami kolejny spadkowy tydzień w USA. Przypominam, co mówiłem tydzień temu o piątkowym odwrocie po dużych spadkach – nie może być kluczowy dla odwrotu dzień, w którym od samego początku olbrzymia większość, łącznie z telewizją, taki dzień ogłasza. W miniony piątek tak nie było. Warte zauważenie jest, że ostatnie sesje odbywały się na bardzo dużych obrotach. Widać wyraźnie, że do gry wszedł większy kapitał. Przełom musi już być blisko i wygląda na to, że piątek takim przełomem mógł być.

Problem jest jednak ciągle ten sam. Każdy rajd byków spotyka upartą podaż i kończy się niepowodzeniem. Nawet zmniejszenie napięcia na linii Indie — Pakistan niewiele zmieniło. A szczególnie nieciekawe jest, że spółki, które korzystałyby najbardziej z ożywienia gospodarki, najbardziej potaniały. Po prostu inwestorzy nie kupują akcji z powodu kryzysu zaufania do wielu elementów rynku, z powodu obaw, że ożywienie gospodarcze będzie bardzo słabe i chwilowe, z powodu zagrożenia atakiem terrorystycznym itd. Nastroje są fatalne, a nastroje na giełdzie to więcej niż kapitał.

Mieliśmy również kolejne ciężkie przypadki zachorowań na „enronitis” i podważenie zaufania do firm audytorskich i zarządów spółek. Rynek dostał informacje o tym, że Adelphia Communications postanowiła podać na nowo wyniki za 2000 i 2001 r. i zwolniła audytora, Deloitte & Touche, oraz aresztowano byłego prezesa za handel poufnymi informacjami. Okazało się też, że kolejna spółka, Omnicom Group, jest podejrzana o stosowanie „kreatywnej” księgowości. Atmosfera robi się bardzo ciężka.

Dane makro były nieciekawe. W Beżowej Księdze wiodącym słowem było „umiarkowanie”. W kwietniu i maju aktywność gospodarki była umiarkowana, a wzrost był skromny i nierówny. Już dawno nie widziałem tak ostrożnych sformułowań w tym raporcie. Fed traci pewność siebie.

Widać też, jak powoli para schodzi z ekonomistów w USA. Obecnie już ponad 80 proc. prognozuje podwyżkę stóp najwcześniej we wrześniu. Uważają, że ożywienie gospodarcze jest niezwykle słabe i Fed nie będzie chciał go tłumić. Sprzedaż detaliczna jest fatalna. Także indeks cen producentów wcale nie jest dobry. Spadek inflacji, i to duży, oznacza, że firmy nie mogą podnosić cen i żeby sprzedawać, wręcz je obniżają. W produkcji nie widać przełomu – wykorzystanie potencjału nie wzrasta, a produkcja przemysłowa rośnie niezmiernie powoli. Nastroje Amerykanów są coraz gorsze. Grono zwolenników ożywienia topnieje jak lód na wiosnę, a zwiększa się ilość tych, którzy mówią przynajmniej o drugim dnie recesji. Ja jestem większym pesymistą.

W tym tygodniu nie będzie wielu danych makro, które mogłyby znacznie wpłynąć na kierunek indeksów. Jedynie w czwartek indeks wyprzedzających wskaźników będzie bardzo istotny dla rynku. Nie przypuszczam, żeby dane o inflacji, albo o rynku nieruchomości, miały duży wpływ. Jednak te ostatnie warto obserwować. Według mnie, hossa na tym rynku powinna skończyć się przed końcem roku. Spotyka się już w USA głosy zaniepokojenia. Amerykanie maja tendencję do kupowania coraz droższych domów i zaciągania dużych kredytów hipotecznych. Eksperci ostrzegają, ze to skończy się źle. Według niektórych badań prawie 50 proc. domów jest już wycenione za wysoko.

I jeszcze jedno — mieliśmy kolejny tydzień odpływu środków z funduszy inwestycyjnych. To jeszcze nie trend, ale warto trzymać rękę na pulsie. Największą inwestującą grupą był wyż demograficzny z końca lat 40-tych i 50-tych. W czasach hossy ta część społeczeństwa miała najwięcej kapitału. Teraz starzeją się, a wiadomo, że czym bliżej do emerytury, tym bardziej zanika chęć ryzyka i portfele są przestawiane na bardziej bezpieczne inwestycje. Nowe pokolenie od kilku lat tylko traci na akcjach i staje się ostrożne. To powinno w końcu skutkować odpływem kapitału z funduszy inwestujących w akcje.

Jeśli chodzi o analizę techniczną, to obraz jest optymistyczny, ale w krótkim terminie. DJIA wyrysował piękny młot. Potwierdził wsparcie na 9450 pkt. Droga do odbicia w kierunku 9800 pkt. jest otwarta. S&P 500 również wyrysował młot. Przetestował 985 pkt. i potwierdził w cenach zamknięcia wsparcie na 1000 pkt. NASDAQ obronił 1500 pkt. w cenach zamknięcia. Oczywiście, jeśli wsparcia padną, będą testowane wrześniowe dna, ale w tym tygodniu tylko nadzwyczajne wydarzenia mogą nie pozwolić na odbicie. Pamiętacie Państwo, jak wyglądały indeksy w zeszłym roku? Najpierw bardzo duży spadek i dobicie atakiem na WTC. Mówi się, że analiza techniczna antycypuje przyszłe wydarzenia – teraz znowu rynek spada, mimo optymizmu ekonomistów. Trudno, żeby to narzędzie przewidziało atak terrorystyczny, ale... Przypominałem tydzień temu o 4,5-rocznej formacji RGR na S&P 500. W USA niektórzy też ją już widzą i zadają pytanie, co wielkiego ma się wydarzyć, żeby rynek miał spaść o 40 proc.?

Ten tydzień powinien jednak przynieść odbicie.

Z Polski

Początek tygodnia zapowiadał ten sam marazm, który panował na GPW od miesiąca. Jednak fundusze w końcu nie wytrzymały, a raczej zostały zmuszone do spuszczenia z tonu. Trzeba jednak zauważyć, że od połowy marca S&P; 500 stracił 14 proc., podczas gdy WIG zyskał 2,4 proc. Zawdzięczamy to właśnie funduszom i brakowi inwestorów zagranicznych na naszym rynku.

Wielkim wydarzeniem była przecena banków, szczególnie BPH PBK i Pekao SA, na skutek doinformowania rynku o skali środków, jakie jest im winna Stocznia Szczecińska. Rzeczywiście, zaangażowanie tych dwóch banków jest olbrzymie. W tym miejscu muszę pochwalić zarząd Pekao — kilka dni temu rzecznik banku stanowczo dementował pogłoski, że Pekao obniży prognozę zysku, a przecież zarząd doskonale wiedział, jak wygląda sytuacja. Po parkiecie już krążyły pogłoski, że pozwolono komuś opuścić tonący okręt. Na szczęście bank bardzo szybko wygenerował oświadczenie, że nadal podtrzymuje prognozę zysku. Poza tym wystąpił do dłużnika o zgodę na opublikowanie szczegółów. Prawdę mówiąc, odetchnąłem z ulgą. Po prostu ten bank i ten zarząd to wizytówka naszego rynku. Jeśli zostałoby podważone zaufanie do tej instytucji i jej kierownictwa, powstałoby pytanie, komu w takim razie wierzyć. Byłaby to polska odmiana „enronitis”.

Jak to wszystko może wpłynąć na rynek? Pekao SA i BPH PBK to około 23 proc. w indeksie WIG 20. Sprawa nie kończy się na ostatnich sesjach, bo banki pracują nad koncepcją pomocy dla Stoczni i pozostaje mieć nadzieję, że przyniesie to pozytywne skutki. Pekao cieszy się, że ma zabezpieczony kredyt w statkach będących w budowie. Jak się ma do tego stwierdzenie ministra skarbu, który twierdzi, że albo podejmujemy projekt i dajemy mu szansę dalszej egzystencji, albo niech się banki martwią same, co zrobią z pieniędzmi, które zaangażowały w Stocznię? Mimo zapewnień o utrzymaniu prognoz, banki są nadal zagrożeniem dla indeksu, a sprawa Stoczni dla bezrobocia (kooperanci, w tym „Cegielski”, mogą też zbankrutować – mówi się o wzroście bezrobocia nawet o 100 tys. osób) i dla eksportu — podobno Stocznia Szczecińska dawała 3 proc. naszego eksportu.

W tym kontekście nie mogę się powstrzymać, żeby nie zarekomendować Czytelnikom artykułu dotyczącego bezrobocia w ostatnim numerze „Przeglądu”. Kilka tez przytoczę, bo doskonale pokazują, na jakim polu minowym żyjemy. Okazuje się, że GUS zalicza do pracujących kogoś, kto w tygodniu poprzedzającym badanie przepracował godzinę lub więcej. Gdyby potraktować to badanie tak, jak w krajach zachodnich, i dodać ukryte bezrobocie na wsi oraz tych, którzy już się nie rejestrują, bo stracili nadzieję, bezrobocie można szacować nie na 3,5, ale na 5 mln osób.

Mamy największy odsetek bezrobotnych w 30 krajach OECD! Sytuacja jest gorsza niż w czasach Wielkiego Kryzysu! Autor wini za taki stan rzeczy schładzanie gospodarki i import bezrobocia (drogi złoty to tani import produktów i usług). Cieszymy się tanim importem i mniejszą inflacją. Podobno już w 2000 r. 60 proc. popytu było zaspokajane właśnie importem. Teraz zapewne to jeszcze większy odsetek. W ten sposób dajemy pracę tym, którzy do nas eksportują, a odbieramy tym, którzy u nas produkują. Pytanie, jak długo jeszcze nasze bardzo cierpliwe społeczeństwo to wytrzyma. Lekceważenie tego czynnika, a wydaje się, że walka z bezrobociem to tylko slogany rządu, bo czynów na razie nie bardzo widać, może nas niedługo drogo kosztować. Jedynie ożywienie gospodarcze byłoby ratunkiem, to jednak zależy od koniunktury na świecie, szczególnie w Europie. A w Eurolandzie mamy złe informacje.

W tym tygodniu poznamy dane o majowej inflacji i dynamice produkcji przemysłowej w Polsce. O ile te pierwsze nie będą żadną niespodzianką, to drugich rynek będzie oczekiwał z napięciem. Kolejny spadek produkcji pokazałby, że ożywienia jeszcze długo nie będzie. Zresztą wicepremier i minister finansów Marek Belka spuścił już z tonu. Niedawno wypowiadał się bardzo optymistycznie o perspektywach ożywienia gospodarczego w naszym kraju. Teraz mówi bardzo ostrożnie — przed drugą połową tego roku wyraźnych oznak ożywienia gospodarki się nie spodziewa. Znamienne jest, że mówi, kiedy nie można spodziewać się ożywienia, nie mówi zaś, kiedy ono może nastąpić.

W obrazie technicznym rynku duże zmiany. Indeks cenowy ostatecznie ruszył ku wsparciu, a po objęciu bessy, zamknął okno hossy na wykresie tygodniowym. WIG wyszedł dołem ze stabilizacji. Teraz oporem jest 15470, a potem 15700 pkt. Dopiero pokonanie tego drugiego poziomu to sygnał kupna. Wsparcie to 14640 pkt.

WIG 20 przełamał wsparcie na wysokości połowy białej świecy — teraz 1335 pkt. to opór. Następny to okno bessy na poziomie 1350 pkt. Sygnałem kupna byłoby dopiero przełamanie 1390 pkt. Wsparcie to 1285 pkt.

Wszystko teraz zależy od zarządzających funduszy, którzy czują się panami naszego rynku. Dopóki nie stracą nadziei na letni rajd w USA, rynek będzie broniony nad 1285 pkt. Trochę dziwna to obrona, bo w momencie, kiedy można podciągnąć indeksy do góry, nikt tego nie robi. Z kolei mocno sprzedaje się akcje, kiedy jest niezwykle duże prawdopodobieństwo odwrócenia trendu na rynkach światowych. Taka logika, połączona z odruchem stadnym. Pozostaje się dopasować.