Sam o sobie mówi, że dogada się z każdym – i arcybiskupem, i wojewodą, i biznesmenem. O nich będzie za chwilę, ale najpierw o językach, bo też się przydają w negocjacjach.
– Niemiecki to mój prawie Muttersprache, prababcia urodziła się ponoć w Berlinie. Angielskiego się nauczyłem, rosyjski jakoś rozumiem. Uczyłem się też ukraińskiego, żeby podczas wystąpień dla merów i mieszkańców naszych zaprzyjaźnionych miast w Ukrainie – Kijowa i Charkowa – mówić w ich języku. Teraz zintensyfikowałem tę naukę i regularnie ćwiczę ukraiński – mówi Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania, który szacuje, że jego miasto może przyjąć 50 tys. uchodźców z Ukrainy i już ściągnął urzędników z partnerskich miast.
To jak się dogadywał z arcybiskupem? Kiedy z nim negocjował, wspomniał we wpisie na Facebooku „Bankierów”, piosenkę Jacka Kaczmarskiego, której pierwsza zwrotka brzmi tak:
„Szczęśliwi nie szukamy Boga
Dla nas jest tylko udziałowcem
Kantoru, który prosperuje
Niech chroni nasze drzwi i okna
Od dżumy i religii obcej
Co każdy zysk zdewaluuje.
Jacek Jaśkowiak, wykonawca testamentu barda „Solidarności”, próbował wtedy rozwiązać problem 13 tys. zł miesięcznej opłaty pobieranej przez kurię za przejazd Maltanki, kolejki dziecięcej, przez kościelne grunty.

– Usiedliśmy z arcybiskupem do stołu. Powiedziałem, że albo się wymieniamy, albo rozliczamy każdą złotówkę. A kościół korzysta nieodpłatnie z wielu terenów w mieście. Przygotowałem raport z listą gruntów do wymiany. Negocjowaliśmy półtora roku. W końcu wymieniliśmy się działkami za kilkadziesiąt milionów złotych. To było cztery lata temu, dwa lata po objęciu przeze mnie funkcji prezydenta – wspomina Jacek Jaśkowiak.
Zamienił się też… na inwestycje – z marszałkiem. Miasto miało budować Muzeum Powstania Wielkopolskiego.
– Muzeum ma upamiętniać doniosłe wydarzenie w historii Polski. Bez uzbrojenia zabranego Prusakom nie wygralibyśmy z bolszewikami w 1920 i bylibyśmy republiką radziecką. To marszałek organizuje jednak obchody Powstania Wielkopolskiego i lepiej, by to on odpowiadał za tę inwestycję, która będzie atrakcją na skalę kraju. My wybudujemy natomiast filharmonię, której 90 proc. gości stanowią poznaniacy. Bardzo lubię filharmonię, łatwiej będzie też pozyskać prywatnych sponsorów do tego projektu – wyjaśnia prezydent.
Zaznacza, że jest ateistą i do kościoła chodzi rzadko. Ostatnio – gdy pani, która dostała mieszkanie komunalne, dała na mszę za prezydenta. Współpracę z kościołem ocenia jednak na piątkę.
– Wydajemy 1500 posiłków dla bezdomnych dziennie, mamy fryzjera, noclegownię, współpracujemy z kościołem najwięcej z polskich miast, głównie z Caritasem i siostrami elżbietankami – opowiada prezydent Poznania.

Choć niewierzący, to biznesmenom, którzy w pandemii przychodzili prosić o pomoc, odmawiał z przypowieścią o siedmiu latach tłustych i siedmiu latach chudych na ustach.
– Jeśli ktoś miał 30 tys. zł zysku miesięcznie i nie potrafił odłożyć na czarną godzinę, był nieroztropny i wydawał na nowe żony, samochody i domy, sam jest sobie winien. Wspierałem restauracje, kupując w nich jedzenie. Tych, którzy byli w najtrudniejszej sytuacji, zwalnialiśmy też z czynszu. Kiedy jednak przyszli do mnie przedsiębiorcy, którzy chcieli, żebym sfinansował konferencję, na której mieli się promować, zapytałem, czy znają piosenkę „Kasa i seks”, gdzie w jednej ze zwrotek Maryla Rodowicz śpiewa: „Jest pewne sztywne prawo, to jasne, jak to słońce, że jeśli robisz biznes, to zrób też i pieniądze” – podśpiewuje Jacek Jaśkowiak. – A nie żądaj ich od miasta – dodaje.
Warto przypomnieć, że wbrew prośbom firm miasto nie zlikwidowało w pandemii płatnej strefy parkowania.
– Dotowanie przedsiębiorców nie jest rolą miasta. Biznes to rynek drapieżników, a bankructwo to naturalny proces. Niektóre restauracje zostały sprzedane, niektórzy musieli zamknąć klub fitness – uważa prezydent.

Równie twarde podejście miał do biznesmenów, którzy zaproponowali, że zbudują pole golfowe.
– Przedstawili biznes plan, ile miasto zarobi, jeśli da im 60 ha. Powiedziałem, że Excel może dużo przyjąć i poprosiłem o 3 mln EUR gwarancji od każdego z wnioskodawców, gdyby biznes nie wypalił. Biznesmeni już nie wrócili. Zrobiliśmy na tych 60 ha nasadzenia, rośnie tam teraz 270 tys. drzew – chwali się prezydent.

Marzy, by do końca jego kadencji przybyło w mieście 540 tys. drzew, tyle, ilu jest formalnie mieszkańców. Pogląd, że dobry prezydent zostawia po sobie lotnisko i pole golfowe, uważa za przestarzały.
– Po co pole golfowe? Dziś biznesmeni robią triathlony, biorą udział w zawodach MMA. Golf to sport niszowy. A lotnisko w Poznaniu? Widzimy spadek ruchu lotniczego. Lotnisko ma sens, ale i konkurencję w Berlinie. Państwo powinno zdefiniować, które porty regionalne zostawić – mówi włodarz miasta, które ma 30 proc. udziałów w porcie Poznań-Ławica.
Z samolotami nie wiadomo, jak będzie, za to tramwaje w mieście pędzą ze średnią prędkością 20,8 km/h, czyli najszybciej w Polsce.
– Inwestujemy w torowiska 30 mln zł rocznie, czyli 10-krotnie więcej niż mój poprzednik. Ostatnio podczas wizyty w Berlinie poruszałem się tramwajem, żeby posłuchać, jak jedzie. Sprawdzaliśmy też tamtejsze ścieżki rowerowe, przejechaliśmy 40 km – wspomina.
Berlińscy urzędnicy mieli trochę dość, prezydent Poznania – ani trochę. Nic dziwnego – regularnie jeździ na rowerze i ma aktywną licencję kolarską. Wjechał rowerem na legendarny Mont Ventoux, na którym walczyli kolarze kilkunastu edycji Tour de France, a rok temu na Śnieżkę i Szrenicę.


Jak już o sporcie mowa, to Jacek Jaśkowiak ukończył 50 maratonów na nartach biegowych i jako 38 zawodnik na świecie przebiegł wszystkie biegi zaliczane do World Loppet (czyli biegi po 42-90 km na całym świecie od Australii po Kanadę, m.in. Bieg Piastów i szwedzki Vasaloppet).

Jego największą sportową pasją jest boks. Odbył dwie walki charytatywne – z Dariuszem Michalczewskim i Przemysławem Saletą. Miał dwa sparingi z Arturem Szpilką, w jednym został znokautowany. Trenował i sparował z Mateuszem Masternakiem (mistrzem Europy federacji EBU) i Mariuszem Wachem (posiadaczem pasów WBC International i federacji TWBA w wadze ciężkiej).

Najnowsza pasja prezydenta to zimowe pływanie w otwartych akwenach, które zastąpiło uprawiane od 20 lat morsowanie. Pierwsze próby zaliczył pod okiem Agnieszki Stachowiak, mistrzyni świata w pływaniu zimowym.