Piłka pod lupą Komisji Europejskiej

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2013-04-09 00:00

Real Madryt i PSV Eindhoven mają kłopoty z rozliczeniem pomocy publicznej. Polskie kluby mogą być następne

Piłkarze stoją tam, gdzie wtedy stali stoczniowcy — jeśli przez „wtedy” rozumieć nie solidarnościowe strajki, lecz moment, w którym Komisja Europejska uznała pomoc publiczną udzielaną ich pracodawcom za nielegalną i nakazała jej zwrot.

Real Madryt, przez dekady uznawany za pupilka hiszpańskich rządów, w 2011 r. dostał od miejskich władz grunty wokół stadionu Santiago Bernabeu, dzięki czemu mógł rozbudować komercyjną część kompleksu. Komisja Europejska podejrzewa, że miasto zawyżyło swoje długi wobec klubu, by móc oddać mu całość gruntów. [FOT. BLOOMBERG]
Real Madryt, przez dekady uznawany za pupilka hiszpańskich rządów, w 2011 r. dostał od miejskich władz grunty wokół stadionu Santiago Bernabeu, dzięki czemu mógł rozbudować komercyjną część kompleksu. Komisja Europejska podejrzewa, że miasto zawyżyło swoje długi wobec klubu, by móc oddać mu całość gruntów. [FOT. BLOOMBERG]
None
None

Holenderska piątka

Unijni urzędnicy już w marcu zakwestionowali transakcje między pięcioma klubami z ligi holenderskiej (w tym PSV Eindhoven) a miastami, z których się wywodzą. W ostatnich dniach natomiast pod lupą znalazł się Real Madryt, któremu władze hiszpańskiej stolicy miały w latach 90. sprzedać grunty po znacznie — nawet 50-krotnie — zaniżonej cenie. Eksperci nie mają wątpliwości — takich spraw będzie więcej. — Komisja Europejska już przy okazji marcowego badania pomocy, udzielanej klubom piłkarskim w Holandii, wspominała, że będzie przyglądać się wzbudzającym coraz większe wątpliwości relacjom między nimi a miastami we wszystkich państwach członkowskich. Polskie drużyny nie są oczywiście na świeczniku jak Real Madryt, ale to nie musi oznaczać, że śledztwo komisji je ominie — mówi Łukasz Karpiesiuk, specjalista ds. prawa pomocy publicznej w kancelarii Baker & McKenzie.

Polskie podwórko

Kluby z polskiej ligi często grają na stadionach stawianych za samorządową kasę i potem dzierżawionych. W Ekstraklasie inaczej jest tylko w „górniczych” drużynach — Zagłębiu Lubin i GKS Bełchatów.

— Komisja na pewno będzie przyglądała się temu, na ile rynkowe były relacje na linii klub — miasto, szczególnie w sytuacji, gdy z samorządowego (lub w przypadku stadionów na EURO 2012 — również z centralnego) budżetu finansowano budowę stadionów. Jeśli uzna, że któreś z miast nie udostępnia obiektu na warunkach rynkowych, może uznać to za nielegalną pomoc i wydać decyzję o jej zwrocie.

W tej sytuacji państwo będzie miało obowiązek windykacji różnicy między stawkami rynkowymi a tymi, które do tej pory płacił klub — tłumaczy ekspert. Na tym nie koniec, bo część grających w polskiej lidze drużyn w całości lub części należy do miejskich samorządów. Tak jest m.in. w przypadku Śląska Wrocław, aktualnego mistrza kraju, w którym samorząd ma 49 proc. udziałów, a resztę chce odkupić od Zygmunta Solorza-Żaka.

— Komisję może też interesować bezpośrednie finansowanie klubów przez miasto, które jest ich współwłaścicielem — czy to w formie pożyczki, czy inwestycji kapitałowej. Wątpliwości może też wzbudzić sposób wydawania pieniędzy na promocję miasta, które często stanowią istotny element budżetów klubów — mówi Łukasz Karpiesiuk. Jeśli unijni urzędnicy uznają, że miasto nie zachowuje się jak rynkowy inwestor, kluby mogą być zmuszone do zwracania pomocy.

— To oczywiście długa procedura, ale skoro Komisja Europejska już zabrała się za kontrolowanie klubów, będzie zapewne starała się doprowadzić sprawę do końca, i to nie tylko w przypadku najbardziej znanych i najbogatszych europejskich drużyn — twierdzi Łukasz Karpiesiuk.