Plan Morawieckiego a rynek obligacji

Emil Szweda
opublikowano: 2016-02-21 22:00

Pakiet dla przedsiębiorstw zawiera zalecenie przygotowania nowych narzędzi ułatwiających firmom skuteczne dochodzenie wierzytelności.

Jest to jeden z nielicznych elementów tzw. planu Morawieckiego, który zdaje się dotykać istotnych potrzeb przedsiębiorców, a przy okazji także inwestorów. Recenzji planu wicepremiera powstało w ostatnim czasie tak wiele, że z pewnością każdy znalazł już opinię, z którą mógłby się zgodzić lub z nią polemizować. Z punktu widzenia inwestora plan jest dobry, jeśli niesie szansę zarabiania pieniędzy. Na hasło „reindustrializacja” portfel się pewnie nie otwiera, ale poszukiwanie niszy, w których można się specjalizować i osiągać przewagę, brzmi już atrakcyjnie. Wątpliwe jednak, by to urzędnicy, wliczając członków rządu, mieli te nisze znaleźć i eksplorować. To przedsiębiorcy produkują rozwiązania dla innych przedsiębiorców i dla konsumentów, urzędnicy mogą zaś wpaść najwyżej na pomysły, które ułatwią pracę im samym. Ponadto, na całym świecie i przez całą historię ludzkości łączenie interesów przedsiębiorstw i urzędników owocowało przede wszystkim marnotrawstwem publicznych pieniędzy i korupcją. Inwestorzy (podatnicy?), którym przyjdzie finansować mocarstwowe plany rządu, nie powinni o tym zapominać.

Inwestorzy, których kapitał chce aktywizować wicepremier, przede wszystkim cenią bezpieczeństwo obrotu gospodarczego. To obszar, w którym rzeczywiście dużo można zmienić. Pewność odzyskania wierzytelności i przekonanie, że przestępstwa gospodarcze będą ścigane i właściwie osądzane, zaś ich autorzy będą musieli liczyć się z utratą majątku, czci i lat życia, jest ważniejsza niż udziały skarbu państwa w przedsiębiorstwach. W tym kontekście dobrze się więc stało, że minister rozwoju będzie odpowiedzialny za stworzenie m.in. nowych narzędzi ułatwiających firmom (ale już nie inwestorom?) skuteczne dochodzenie wierzytelności. Osobiście uważam, że powinien się tym zająć resort sprawiedliwości, ale dobre rozwiązania rynek przyjmie z wdzięcznością choćby i z Kancelarii Prezydenta. Tymczasem jednak geniusze zła, za których na Catalyst uchodzą dawni prezesi PCZ czy Uboat-Line, wciąż cieszą się i pieniędzmi, i wolnością.

Jak na okres publikacji wyników, ostatnie dni na Catalyst upłynęły spokojnie. Warto odnotować wzrost notowań obligacji GNB. Seria GNB0218 (pierwsza z publicznych emisji o najbliższym terminie wykupu) wróciła w piątek powyżej 90 proc., pierwszy raz od 26 stycznia. Debiut obligacji PGF oprocentowanych na 2,6 pkt. proc. ponad WIBOR przypomina, że to właśnie takich papierów inwestorzy pragną najbardziej. Nie wysokich kuponów, ale poczucia bezpieczeństwa — w piątek wyceniano je już na 100,5 proc., choć jak na 100 mln zł emisji obroty pozostają skromne.

Na koniec o emisji Kredyt Inkaso, które za czteroletnie papiery zaoferowało 4,6 pkt. proc. marży ponad WIBOR. Tak dużo windykator nie oferował za obligacje od 2012 r. W porównaniu z 3,95 pkt. proc. O ile w grudniu podniesienie marży do 3,95 pkt. proc. (bo pół roku wcześniej KI plasował obligacje na 3,6 pkt. proc. plus WIBOR) mogło być kojarzone ze specyfiką kalendarza (emisji dokonano 23 grudnia) i bliskim terminem zapadalności styczniowych papierów, o tyle warunki ostatniej „niewymuszonej” emisji muszą skłaniać do refleksji. Przecież nie chodzi o to, że „nowe narzędzia ułatwiające firmom windykację należności” odbiorą chleb windykatorom. © Ⓟ