Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) ubolewa, że niewielu Polaków oszczędza pieniądze na emeryturę w różnego rodzaju programach emerytalnych. To istotnie smutna konstatacja, ale — choć nie jest to winą KNF — Polacy wbrew pozorom zachowują się racjonalnie. Można powiedzieć, że nie jesteśmy zapobiegliwi, że nie myślimy o przyszłości. Trochę pewnie tak jest. Ale przez wiele lat instytucje państwa, takiego właśnie myślenia Polaków nauczyły. To, że nie odkładamy na emeryturę, jest smutne, ale najzupełniej normalne.
Gdy wprowadzano reformę emerytalną i otwarte fundusze emerytalne, jednym z głównych przywoływanych wówczas argumentów za przystępowaniem do drugiego filara było to, że są to pieniądze ubezpieczonego, że mogą być dziedziczone itd. Dziś już takich zapewnień nie słychać, więc nie ma co się dziwić, że Polacy dość sceptycznie podchodzą do kolejnych zachęt do oszczędzania na emeryturę. Raz już próbowali i wyszło niezupełnie tak, jak im obiecywano. System jest też cały czas rozwadniany przywilejami emerytalnymi dla różnych grup zawodowych. Dlatego Polacy dochodzą do wniosku, że najbardziej skutecznym sposobem na wysoką emeryturę nie jest oszczędzanie, ale walka o przywileje emerytalne.
Przez ostatnie kilkanaście lat kolejne rządy robiły wszystko, by Polacy nie mogli zaufać systemowi emerytalnemu. I to się udało — nie ufają. Nie zmienią tego stanu smutne raporty KNF, ani płomienne wezwania polityków. Na razie Polacy wolą trzymać się z dala od jakichkolwiek filarów. I tak będzie do czasu, aż zaczną być poważnie traktowani.
Adam Sofuł