Górnicy walczą o utrzymanie przywilejów emerytalnych, reszta społeczeństwa ze strachem w oczach zerka na wyliczenia swoich emerytur. Niektórzy przekonują, że nie ma co liczyć na ZUS i trzeba odkładać samemu, inni przypominają, że nie ma z czego odkładać.

Teoretycznie czekają nas chwile odpoczynku, relaksu, realizowania zaległych marzeń i pasji. Wreszcie będzie można przeczytać stos odłożonych książek, odwiedzić ciekawe miejsca, spędzać chwile z bliskimi i robić całą masę rzeczy, które przez lata skutecznie odkładamy na później.
Jakaś sielanka prawda? Niby tak, ale jak to zwykle bywa i tutaj mamy kilka „ale”. W minionym tygodniu okazało się, że w przypadku Polaków jedno z takich „ale” robi różnicę.
Firma doradcza Deloitte podała, że przechodząc na emeryturę w 2040 r., dostaniemy świadczenie wysokości 40 proc. ostatniego wynagrodzenia. Brzmi makabrycznie, ale liczby raczej będą dla wielu bezlitosne.
Jeśli ktoś nie odłoży odpowiednich środków na starość, nie będzie mógł liczyć na pomoc bliskich i nie wygra fortuny, to stanie przed koniecznością nieustannego kombinowania. Marzenia o podróżach i życiu „pełną parą” rozpłyną się w mgnieniu oka. Pytanie o to, jak żyć i przeżyć będzie najważniejsze.
Nie pozostaje więc nic innego, jak pracować do śmierci. Pora zmienić styl życia - zacząć dbać o zdrowie, zachować umiar w stosowaniu używek, ćwiczyć i uczyć się czerpania radości z wykonywanej pracy. Warto nauczyć się dobrego, skutecznego odpoczynku.
Perspektywa aktywności i pracy przez całe życie nie wszystkich jednak przeraża, ale dla wielu jest źródłem wewnętrznego pokoju i autentycznej radości. Oby tylko zdrowie dopisało, sił nie brakowało, a pracodawcy cenili moc siwego włosa.