Gdzie szukać prawdziwych wynalazków, jeśli nie na uniwersytetach? Wśród beneficjentów programu Innowacyjna Gospodarka są naukowcy pracujący m.in. nad nową generacją urządzeń diagnostyki molekularnej, stworzeniem z polimerów zamienników skóry i żywnością bioaktywną. Mają jednak jeden, poważny problem — ich wynalazki mogą skończyć żywot w uniwersyteckim laboratorium.

A przecież nie chodzi o tworzenie „półkowników”, ale o to, by finansowane przez Brukselę innowacyjne produkty weszły w krwiobieg gospodarki i poprawiły jej konkurencyjność, co przekłada się na wzrost PKB.
— Jeżeli projekt z Priorytetu I Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka wygeneruje dochód, jego beneficjent musi oddać wszystko, co zarobił. Jest to niekomfortowe rozwiązanie dla beneficjentów, którym spada motywacja do komercjalizacji — przyznaje Hubert Domiński, kierownik działu finansowego w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR). Regulacje unijne mają przeciwdziałać zaburzaniu konkurencyjności i dotyczą projektów o wartości powyżej 1 mln EUR, nie objętych pomocą publiczną.
— Chodzi o 80 projektów za 3,6 mld zł. Nie po to Komisja Europejska daje pieniądze na badania, by je odbierać — mówi Hubert Domiński.
Naukowcy narzekają
Polskie uczelnie słyną z niewielkiej chęci do komercjalizacji projektów badawczych. Utrudnienie procesu dla przedsięwzięć wartych 3,6 mld zł może tylko zabetonować status quo. Jest jeszcze trochę czasu, by wspomóc uczelnie.
— Etap komercjalizacji powinien zacząć się po 2013 r. — mówi Hubert Domiński. Problem w tym, że rektorzy często nie są zainteresowani wdrażaniem produktu do sprzedaży, bo to niepotrzebny kłopot. Natomiast naukowcy są zmęczeni borykaniem się z formalnościami.
— Uczelnie nie mają procedur, które ułatwiałyby komercjalizację rozwiązań. Pomogłoby stworzenie jednostki wsparcia i doradztwa pod egidą NCBiR. Teraz profesor — szef projektu — więcej zajmuje się formalnościami, finansami i sprawami prawnymi niż naukowymi — mówi Agata Czopek-Rowińska, ekspert współpracujący z zespołem, który pracuje nad projektem interfejsu komputerowego umożliwiającego m.in. sterowanie komputerem za pomocą gestów. Prace nad Proteusem, zintegrowanym systemem ratownictwa ratunkowego, trwają już kilka lat.
— W tym czasie kilkakrotnie zmieniały się uwarunkowania prawne, co znacząco zmieniało plany komercjalizacji. Pojawiły się problemy z definicją tego procesu i odprowadzaniem podatku VAT — mówi Piotr Szynkarczyk, szef Projektu Proteus. W tym wypadku sprawy idą chyba w dobrym kierunku.
— Teraz zastanawiamy się nad przekuciem projektu demonstracyjnego, jakim będzie Proteus, w produkt przygotowany do sprzedaży. Komercjalizację można też przeprowadzić, tworząc spółkę celową, co wydaje się w miarę prostą metodą — tłumaczy Piotr Szynkarczyk. Naukowcy często najpierw robią projekt, a dopiero na końcu myślą, komu go sprzedać. Na Zachodzie jest na odwrót. — Opracowaliśmy robota Flash z myślą o wdrożeniu najnowszych rozwiązań technologicznych. Dopiero teraz szukamy partnerów, z którymi moglibyśmy produkować jego elementy. Na razie chcemy skomercjalizować część robota — jego głowę.
Zainteresowane są firmy reklamowe, placówki medyczne, które chcą wykorzystać robota do opieki nad osobami przewlekle chorymi, i przedszkola, które mogą z jego pomocą uczyć języka obcego — mówi Jan Kędzierski pracujący nad robotem, który potrafi reagować na emocje. Ten projekt ma łatwiejszą drogę, bo był realizowany z siódmego programu ramowego, więc nie obejmują go restrykcje z POIG.
Koło ratunkowe
Ministerstwo nauki próbuje zachęcić naukowców do bliższej współpracy z biznesem, proponując m.in. przeniesienie prawa do zysków z projektu na naukowców — teraz czerpią je uczelnie, a naukowiec ma minimalną zachętę ekonomiczną do wprowadzania innowacji. Również NCBiR rzuca uczelniom koła ratunkowe, także w wypadku projektów POIG. Pomaga monitorować dochody, stworzyło też Spin-Tech. To program dotacji na zakładanie spółek celowych, które pomagają ominąć przepisy.
— Mimo wszystko jest to niekomfortowe rozwiązanie z punktu widzenia polskiej nauki. To tak, jakbym przyszedł do banku i prosił o 1 mln zł kredytu na uruchomienie pensjonatu. Bank dawałby mi go za darmo pod warunkiem że jak pensjonat zacznie przynosić dochód, będę mu go oddawał — mówi Hubert Domiński. Pozytywna informacja jest taka, że urzędnicy będą próbowali poprawić stan rzeczy w nowej perspektywie unijnej.
— Będziemy zachęcać uczelnie do współpracy z firmami. Uczelnie mogły uniknąć obecnych problemów, składając wnioski o pomoc publiczną lub startując z podmiotem prywatnym — mówi Iwona Wendel, wiceminister rozwoju regionalnego.