Polscy inwestorzy nie wyciągają wniosków

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2021-03-14 20:10

Rok po koronawirusowym krachu szef analiz i doradztwa inwestycyjnego Xeliona opowiada o tym, jakie błędy są zmorą polskich inwestorów i dlaczego

Z tego artykułu dowiesz się:

  • jakie inwestycje doradza Kamil Cisowski,
  • jakich błędów radzi unikać,
  • na czym polega złudzenie bezpieczeństwa obligacji,
  • jakie wnioski wyciągnąć rok po krachu,
  • czy polskie akcje to dobra inwestycja.

Warto rozważyć zaangażowanie w amerykańskie obligacje skarbowe o długim terminie zapadalności - tak uważa Kamil Cisowski, dyrektor zespołu analiz i doradztwa inwestycyjnego Domu Inwestycyjnego Xelion. Podkreśla, że długi termin zapadalności oznacza w tym przypadku papiery nawet nie 10-letnie, ale 30-letnie. Wyjaśnia przy tym, że po ostatniej przecenie rentowność amerykańskich obligacji 30-letnich jest realnie dodatnia, ale nie należy się przyzwyczajać do takiego stanu rzeczy. Można zaś wyszukać fundusze, które mają takie papiery w portfelach.

- Mamy w ofercie fundusze o relatywnie wysokiej, 5-7 letniej duracji (średni ważony czas do wykupu –red.), które pozwolą na osiągnięcie wyraźnie dodatniej stopy zwrotu, gdyby krzywa rentowności zaczęła się wypłaszczać – mówi Kamil Cisowski.

Jego zdaniem jest zaś szansa, że do jesieni kolejna fala pandemii, lub coś zupełnie innego sprawi, że rentowności obligacji spadną (ceny wzrosną).

Jeśli zaś chodzi o rynek akcji, to nasz rozmówca w perspektywie 2021 r. jest pozytywnie nastawiony do giełdy polskiej i rynków wschodzących.

- Hossa na rynku surowców potrwa dłużej niż dwa miesiące, a w otoczeniu rosnącej inflacji, co przez jakiś czas pewnie będzie miało miejsce, rynki wschodzące radzą sobie z reguły lepiej. Jeśli zaś chodzi o rynek amerykański, to zmiana alokacji sektorowej nie będzie realizowana wyłącznie w ramach Stanów Zjednoczonych. Odpływy z sektora technologicznego mogą więc powodować, że tak jak w ostatnich dniach, giełdy amerykańskie będą zachowywały się gorzej od innych – tłumaczy Kamil Cisowski.

Nie graj przeciwko bankom

W pierwszą rocznicę koronawirusowego krachu Kamil Cisowski radzi też odrzucić tradycyjne spojrzenie na wyceny akcji i zacząć się przyzwyczajać, że wszystkie ryzykowne aktywa będą permanentnie drogie. Pytanie tylko: jak drogie?

Nie jest przy tym wcale przekonany, że inwestorzy wyciągnęli należyte wnioski z krachu z marca 2020 r.

- Nie należy grać przeciwko bankom centralnym, co osoby, które inwestowały w 2009 r., powinny już wiedzieć – podkreśla Kami Cisowski.

Jednocześnie wskazuje, że dynamika decyzji Fedu w 2009 r. była dużo wolniejsza niż w 2020 r., a mimo szybko napływających informacji o działaniach interwencyjnych amerykańskiego banku centralnego, ludzie rok temu wycofywali się z inwestycji w najgorszym możliwym momencie.

- Niestety dla wielu osób był to taki moment, gdy zdecydowały się wbrew rekomendacjom ograniczyć swoje ryzyko. Szczególnie bolesne było to dla nas w segmencie długu. Oczywiście trudno przewidzieć czy giełdy pójdą w górę czy w dół, czy może pozostaną w trendzie bocznym. Natomiast co się dalej będzie działo z obligacjami łatwo było sobie wyobrazić. Wiadomo było, jak będzie wyglądała reakcja banków centralnych. Niewiadomą pozostawało czy będzie słabsza czy silniejsza, ale kierunek był całkowicie jasny – twierdzi Kamil Cisowski.

Trochę jednak usprawiedliwia klientów. Przyznaje bowiem, że dla wielu bolesną lekcją było to, że – przynajmniej krótkookresowo – można stracić nawet na najbardziej bezpiecznych obligacjach – czyli w naszych realiach papierach skarbowych polskich i amerykańskich.

- Charakter tego, co stało się w 2020 r. był nieco inny niż tego, co dekadę wcześniej. Głównie dlatego, że w 2008 r. gdy upadał Lehman Brothers był to już czas, gdy działania banków centralnych ustabilizowały rynek długu, od pierwszych obniżek stóp procentowych minął już ponad rok. W 2020 r. tak nie było. Fed reagował bardzo szybko, ale dopiero w odpowiedzi na panikę, która z uwagi na wiele niewiadomych osiągnęła niezwykłe rozmiary – mówi Kamil Cisowski.

Prognoza długoterminowa:
Prognoza długoterminowa:
Wydaje się, że rynek akcji będzie w tej dekadzie bardziej przypominał pierwszą dekadę XXI w. niż tę która się zakończyła. Żywimy dużą nadzieję, że będzie to też w szczególności dotyczyło Polski. Teraz już nikt tego nie pamięta, ale na początku wieku GPW pozwalała na większy zarobek niż rynek amerykański – mówi Kamil Cisowski, dyrektor zespołu analiz i doradztwa inwestycyjnego Domu Inwestycyjnego Xelion.
Marek Wiśniewski

Ryzyko braku płynności

Dyrektor zespołu analiz i doradztwa inwestycyjnego Xeliona zwraca też uwagę, że inwestorzy często ulegają złudzeniu bezpieczeństwa funduszu dłużnego w oparciu o niewielką zmienność wyceny jego jednostek. Problem ten dotyczy segmentu funduszy obligacji korporacyjnych.

- Mimo niekończących się tłumaczeń bardzo trudno jest klientów przekonać, że bezpieczeństwo funduszu to nie jest tylko kwestia tego w jaki sposób waha się wycena jednostek, ale płynności aktywów jakie fundusz ma w portfelu. Polski rynek obligacji korporacyjnych jest po prostu niepłynny i gdyby tamta sytuacja potrwała jeszcze tydzień lub dwa, to część funduszy musiałaby podjąć decyzję o zawieszeniu wypłat. Natomiast wycena ich jednostek nie uległa dużym wahaniom. Jakieś spadki były, ale nieporównywalne do tego co działo się w innych funduszach dłużnych. Produkty, w których ktoś bardzo świadomie podjął decyzję, by część portfela lokować w zagraniczne obligacje korporacyjne i stworzyć sobie poduszkę płynnościową na wypadek odpływów, stawały się ofiarami całej sytuacji. Na naszym rynku długu korporacyjnego nie działo się pozornie nic, podczas gdy za granicą podobne papiery taniały o 5-10 proc. i klienci często nie dawali się przekonać, że ryzykiem jest dla nich pozostanie w funduszach, których wyceny się nie zmieniły. Podobnie zresztą nie chcieli wierzyć, że za granicą stworzyła się olbrzymia okazja inwestycyjna i papiery o takim samym ryzyku kredytowym jak w Polsce można kupić znacznie taniej – opowiada Kamil Cisowski.

Kwestia pamięci

Zdaniem naszego rozmówcy problemem jest też to, że inwestorzy, którzy spanikują nie mają tendencji do szybkiej refleksji. W efekcie osoby, które wyszły z rynku dość długo czekały z ponownym zaangażowaniem. Licząc na tzw. drugie dno przegapili największą falę wzrostu po krachu.

Według Kamila Cisowskiego taka postawa może być konsekwencją tego jak długo istnieje w Polsce rynek kapitałowy. Ludzie pamiętający pęknięcie bańki internetowej czy upadek Lehman Brothers nie wyobrażali sobie, że załamanie będzie tak krótkie. Oczekiwali kilkumiesięcznych pogłębiających się spadków. Kamil Cisowski zwraca jednak uwagę, że „czarny poniedziałek” z 1987 r. spowodował w Stanach Zjednoczonych dużą przecenę, która jednak szybko wyhamowała, a potem rynek zaczął piąć się w gorę.

- Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że mający 60 lat Amerykanin inwestował już w 1987 r. i wie, że istnieje szansa na realizację innego scenariusza niż miało to miejsce w dwóch ostatnich kryzysach poprzedzających rok 2020. Gdy rozmawiało się z polskim klientem niewiara w ten inny rozwój sytuacji była bardzo duża – twierdzi dyrektor zespołu analiz i doradztwa inwestycyjnego Xeliona.

Przyznaje jednak, że ci, którzy nie pamiętali bański internetowej i upadku Lehman Brothers zachowywali się inaczej.

- Przede wszystkim osoby młodsze, które nie pamiętają realiów sprzed dekady, z większą łatwością ponownie zaczynały podejmować ryzyko. Starsi wykazywali daleko idącą nieufność – dodaje Kamil Cisowski.