Decyzja polskiego rządu o podniesieniu wieku emerytalnego nie powinna dziwić. Byliśmy ostatnim krajem w Europie Środkowej i Wschodniej (należącym do UE), którego rząd nie ogłosił planów takiej reformy. Kilka dni przed Polską zrobiła to Bułgaria — rząd chce skokowo zacząć podnosić wiek emerytalny już w przyszłym roku. Teraz najdalej w tyle pozostają Słoweńcy. Obywatele odrzucili planowaną przez rząd reformę w referendum i politycy muszą pracować nad nowymi propozycjami.
Przecieramy szlak
Podnoszenie wieku emerytalnego to norma nie tylko w naszym regionie, ale w całej Unii Europejskiej. Jesteśmy już 21. krajem wspólnoty, który w ostatnich latach ogłosił taki plan. Zmuszanie ludzi do pracowania dłużej to powszechna reakcja rządów państw na kryzys.
— Wiek emerytalny tak czy inaczej trzeba podnieść, a kryzys jest świetną do tego okazją. W warunkach zagrożenia taką reformę łatwiej przeprowadzić zarówno od strony politycznej, jak i społecznej — wyjaśnia Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club.
Przez ostatnie dwie dekady przyrost naturalny się obniżył, a mocno wzrosła średnia długość życia obywateli. W Polsce przeciętne trwanie życia wydłużyło się o ponad sześć lat (z 65,9 do 72,1).
— Tymczasem parametry systemów emerytalnych się nie zmieniały, przez co coraz mniej składek wpływa do systemu, a coraz więcej trzeba z niego wypłacać. Tego systemu nie da się utrzymać, zwłaszcza jeśli trzeba redukować zadłużenie — tłumaczy Stanisław Gomułka.
Polskie plany podnoszenia wieku emerytalnego są na tle Europy wyjątkowo ambitne. Jak zapowiedział premier Donald Tusk, docelowym wiekiem emerytalnym dla kobiet i mężczyzn będzie 67. rok życia. Tylko Irlandczycy ustalają poprzeczkę wyżej — na poziomie 68. roku. Taki sam cel jak Polska wyznaczyły sobie cztery kraje, wszystkie z wyższym przeciętnym trwaniem życia: Dania, Hiszpania, Holandia i Niemcy. Większość krajów, które podnoszą wiek emerytalny, celuje w 65. rok życia.
— Pod względem systemów emerytalnych Polska jest w awangardzie. Pod koniec lat 90. jako jedni z pierwszych wprowadzaliśmy filary kapitałowe, a teraz odważnie podnosimy wiek emerytalny. Niewykluczone, że inne kraje za jakiś czas też będą wyznaczały sobie docelowy próg na poziomie 67 lat lub wyżej — mówi Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego. Co ciekawe, większość państw — w tym Polska — rezygnuje z różnicowania wieku ze względu na płeć. Tylko Austria, Bułgaria i Rumunia zostają przy tym systemie.
I wolno, i szybko
Osobnym problemem jest to, w jakim tempie poszczególne państwa zamierzają podnosić wiek emerytalny. Zdecydowanie najszybciej zamierza robić to Słowacja. Od 2014 r. rząd w Bratysławie chce podnosić wiek emerytalny o dziewięć miesięcy rocznie. Trudno jednak nazywać Słowację liderem zmian, bo planuje podnieść próg zaledwie do 62. roku życia. Jak na tle Europy wygląda polski pomysł na reformę?
To zależy, z czym się porównujemy. Rząd planuje podnosić od 2013 r. wiek emerytalny o jeden miesiąc co cztery miesiące, czyli o trzy miesiące rocznie. Do Słowacji nam więc daleko, ale Zachód zostawiamy w tyle. Na tle pięciu krajów, które stawiają sobie za cel podniesienie progu do 67. (i więcej) roku życia, nasza reforma jest szybka. Wiek emerytalny podnoszony będzie w tych państwach średnio o dwa-trzy lata, a cała reforma będzie trwała 12-17 lat.
— Pamiętajmy jednak, że społeczeństwa krajów zachodnich były przez lata przyzwyczajane raczej do liberalizowania niż zacieśniania wymagań zawodowych. Ludzie pracowali coraz krócej w ciągu tygodnia, coraz rzadziej na pełen etat. Dlatego trudniej tam byłoby przyjąć tak szybkie tempo jak w Polsce czy na Słowacji — mówi Tomasz Kaczor.
Proponowane przez premiera Tuska tempo zmian nie satysfakcjonuje jednak Stanisława Gomułki. Jego zdaniem, przynajmniej w pierwszych latach wiek emerytalny powinien być podnoszony szybciej.
— W początkowym okresie tempo powinno być dwukrotnie szybsze, a więc sześć miesięcy na rok. Opór społeczny nie byłby z tego powodu znacznie większy, a zyski dla gospodarki i finansów publicznych byłyby ogromne — mówi Stanisław Gomułka.
Argumentuje, że takie rozwiązanie, wsparte likwidowaniem przywilejów
emerytalnych górników czy służb mundurowych, podniosłoby w cztery-pięć
lat nasz efektywny wiek emerytalny z obecnych 59,6 do 63 lat. — Dałoby
to polskiej gospodarce silny impuls rozwojowy — twierdzi ekonomista.