Polska czeka na sygnał z Mediolanu

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2016-07-12 22:00

Nowy szef Unicreditu zaczął urzędowanie od zbycia części Fineco Bank. Zaraz potem obwieścił, że sprzeda do 10 proc. Pekao wartych 3,5 mld zł. Repolonizacja się oddala

Jean-Pierre Mustier, nowy szef Unicreditu, zaczął urzędowanie od sprzedaży. W ramach przyspieszonego book buildingu grupa sprzedała 10 proc. akcji w internetowym brokerze funduszy inwestycyjnych — FinecoBank za 328 mln EUR (zatrzymali sobie 55 proc. akcji). Dwa miesiące temu był on wymieniany wśród aktywów, które Włosi będą chcieli sprzedać, żeby podwyższyć kapitały. Oprócz brokera na liście znalazły się też udziały w tureckim Yapi Kredit oraz Pekao.

Jean-Pierre Mustier
Bloomberg

Wczoraj wieczorem ogłosił zamiar sprzedaży do 10 proc. Banku Pekao (ich wartość rynkowa to 3,5 mld zł). W poniedziałek, w przeddzień objęcia posady przez nowego szefa Jeana Pierre’a Mustiera, Unicredit ogłosił zarys nowej strategii, która ma się koncentrować na szukaniu oszczędności, synergii i oszczędzaniu kapitałów dzięki uważnemu przyglądaniu się wszystkim aktywom i pilnowaniu ryzyka. Grupa określiła swoje zagraniczne biznesy w Niemczech, Europie Środkowej i Centralnej oraz bankowość inwestycyjną jako przedsięwzięcia o strategicznym znaczeniu, zapowiadając dalszy ich rozwój.

Równocześnie w komunikacie Unicredit podkreśla, że wszystkie aktywa, bez wyjątku, będą zarządzane z tą samą dyscypliną i każda sposobność zwiększenia wartości, również poprzez sprzedaż, zostanie wzięta pod uwagę. W poniedziałek, przed publikacją stanowiska, akcje banku taniały o 2,3 proc., schodząc w granice 1,8 EUR za akcję. Wczoraj tak ostro ruszyły w górę, że przez chwilę handel został zawieszony. W połowie dnia kurs rósł o ponad 12 proc.

Specjalista od upraszczania

Reakcja rynku najlepiej dowodzi, jakie są oczekiwania wobec nowego szefa: sprawne podwyższenie kapitału i uproszczenie niezwykle rozrośniętych struktur Unicreditu, obejmujących 17 krajów i 700 rozmaitych przedsięwzięć. Analitycy szacują potrzeby kapitałowe grupy na 5-10 mld EUR, jeśli chce ona podwyższyć wskaźnik kapitału najwyżej jakości (TIER1) do 12 proc.

Dzisiaj wynosi on 10,5 proc. i jest bliski regulacyjnemu minimum — 10 proc. Sprzedaż akcji Fineco i zapowiedź przeglądu aktywów potencjalnie pod kątem ich zbycia może wskazywać, że nowy szef wybierze tę ścieżkę pozyskania kapitałów, choć być może będzie też szukał pieniędzy na rynku kapitałowym. Kilka dni temu powiedział, że Unicredit ma potencjał do pozyskania nawet 9,6 mld EUR z emisji akcji.

Wobec kryzysu bankowego, przed którym stają Włochy, ściągnięcie kapitału z rynku może okazać się zadaniem trudnym. Od chwili upublicznienia informacji, że nowym prezesem Unicreditu nie tylko nie będzie Włoch, za czym mocno optowały posiadające niewielkie pakiety akcji lokalne fundacje, ale schedę po Federico Gizzonim obejmie Francuz, na dodatek od lat związany z bankowością inwestycyjną, powszechne było oczekiwanie, że zacznie on proces dezinwestycji. Jean-Pierre Mustier udowodnił, że potrafi to robić.

Jako szef bankowości inwestycyjnej Unicredit zmniejszył zatrudnienie w pionie z 16 do 4 tys., część biznesów przeniósł do innych dywizji grupy, inne pozamykał, upraszczając strukturę i wychodząc z ryzykownych rynków. W efekcie udział tej części biznesu w przychodach grupy zmniejszył się z 60 do 25 proc. Struktura całego biznesu stała się jednak znacznie zdrowsza.

Perła w koronie

Zaraz po nominacji pojawiły się w mediach, powołujących się na nieoficjalne źródła, informacje, że nowy szef będzie chciał sprzedać Pekao oraz akcje w tureckim Yapi Kredit. Potem jednak zaczęto spekulować o możliwej sprzedaży niemieckiego HVB. To duży bank z aktywami ponad 100 mld EUR, zatrudniający 65 tys. pracowników, dysponujący siecią 2,1 tys. placówek. Przy tym średnio dochodowy, z rozbudowanymi kosztami. W 2015 r. HVB miał 405 mln EUR zysku przed opodatkowaniem. Współczynnik koszty/dochody wyniósł 75,4 proc.

Dla porównania: znacznie mniejszy Pekao z aktywami 30 mld EUR, załogą 16 tys. pracowników, 1000 oddziałów miał 677 mln EUR zysku przed podatkiem, a koszty/dochody na poziomie 45,7 proc. Jeśli Luigi Lovaglio, prezes banku, mówi, że to perełka w grupie — nie przesadza ani trochę.

Według naszych rozmówców, sprzedaż HVB byłaby przedsięwzięciem trudnym, bo Włosi musieliby znacząco zejść z ceną. Nie brakłoby natomiast chętnych do kupna kawałka bogatego niemieckiego rynku. Sprzedaż Pekao za dobrą cenę raczej nie powinna nastręczać problemów. Tym bardziej że potwierdzały się nasze wcześniejsze informacje o zainteresowaniu przejęciem banku przez kapitał polski.

— Nie wyobrażam sobie sytuacji, że rząd nie bierze udziału w transakcji, chociażby ze względów prestiżowych, ponieważ hasło repolonizacji ma wysoko zawieszone na sztandarach. Tak samo jak nie wyobrażam sobie, żeby bank miał zostać kupiony przez innego inwestora. PiS ma w ręku wszystkie niezbędne narzędzia: Ministerstwo Rozwoju, które może znaleźć finansowanie dla transakcji, nadzór finansowy, bank centralny — mówi jeden z naszych rozmówców zbliżony do rządu. Poprzednie próby repolonizacji rozbiły się o brak jednoznacznego wsparcia politycznego.

BZ WBK został sprzątnięty sprzed nosa PKO BP ze względu na niewystarczające zaangażowanie rządu i nadzoru. Podobnie było w przypadku podejścia PZU do BGŻ. W kluczowej fazie licytacji ubezpieczyciel nie dostał wsparcia politycznego. Teraz poparcie jest, ale decyzja Unicredit o sprzedaży do 10 proc. komplikuje plany.

— Wygląda na to, że Włosi zejdą maksymalnie do 33 proc. akcji w Pekao. W takim przypadku plany repolonizacji banku można odłożyć na półkę — twierdzą nasi rozmówcy. Scenariusze pisane nad Wisłą były bowiem zupełnie inne. © Ⓟ

Włoski sektor bankowy w tarapatach

Kiedy 30 czerwca Unicredit ogłosił nazwisko nowego prezesa, „Financial Times” napisał, że Jean-Pierre Mustier bierze jedną z najtrudniejszych posad w bankowości. Od tamtego czasu sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały. Włoski sektor bankowy znalazł się w prawdziwych tarapatach i coraz głośniej mówi się o konieczności przeprowadzenia bail outu przez państwo o skali porównywalnej do akcji ratunkowych w Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii. Goldman Sachs w poniedziałkowym raporcie oszacował w skrajnym scenariuszu potrzeby kapitałowe włoskich banków na 38 mld EUR. W opałach są głównie instytucje mniejszej wielkości, mocno obciążone złymi długami, bez większych szans na pozyskanie kapitału z rynku. Wartość niespłaconych kredytów, głównie małych i średnich firm, wynosi około 380 mld zł, co stanowi równowartość 18 proc. wszystkich kredytów (w Polsce odsetek ten wynosi 6,5 proc.) i odpowiada jednej piątej PKB Włoch. Unicredit ma na bilansie około 40 mld EUR nieregularnych kredytów, co jak na bank o aktywach bliskich 1 bln EUR nie jest jeszcze dużą kwotą. Problem ze spłatą zadłużenia może się jednak pogłębiać, ponieważ Włochy od lat tkwią w recesji — PKB jest obecnie taki sam jak dekadę temu. Poza tym kryzys bankowy może rozlać się na cały rynek, uderzając w instytucje zdrowe, np. Unicredit. Problem włoskich banków polega na tym, że od 2015 r. w UE obowiązują nowe zasady ratowania banków. Zanim pieniądze wyłoży podatnik, w pierwszej kolejności regulator sięga do kieszeni akcjonariuszy i obligatariuszy. Generalnie w Europie obligacje banków mają inwestorzy instytucjonalni, a we Włoszech są one w rękach zwykłych klientów. Wartość tych papierów wynosi aż 200 mld EUR. W samym Banco dei Paschi di Siena, najstarszej instytucji finansowej na świecie, balansującej na krawędzi bankructwa, klienci detaliczni mają obligacji za 5 mld EUR. Włoski rząd nie chce poświęcać pieniędzy obywateli, ponieważ kiedy w ubiegłym roku podjęto próbę restrukturyzacji jednego z banków sięgając po obligacje, jeden z obligatariuszy popełnił samobójstwo, co odbiło się głośnym echem w całym kraju. Na zmianę zasad ratowania banków — podpisanych przed rokiem przez włoski rząd — nie chcą zgodzić się Niemcy.