Polska giełda poddała się światowej korekcie

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2003-05-21 00:00

To, co dzieje się na światowych giełdach od poniedziałku, można określić jako prawdziwą korektę. W wielu komentarzach można wyczytać, że to słabnący dolar wywołał zniżkę na amerykańskich giełdach. To nieporozumienie. Dolar słabnie od dawna, a w poniedziałek nawet wzmocnił się w porównaniu ze szczytem, który osiągnął w ciągu sesji w Europie. To jeszcze nie ten etap, by mówić o ucieczce kapitału z USA. Przyjdzie i taki moment, ale na wyższym pułapie. Kurs dolara na obecnym poziomie można określić jako sprzyjający eksporterom amerykańskim. Nie jest to więc powód do spadku indeksów giełdowych.

Już w piątek rynek amerykański pokazał, że dojrzał do spadków. W poniedziałek duże spadki indeksów w Eurolandzie (uzasadnione tym razem rzeczywiście wzmacniającym się euro) i ataki terrorystyczne pogłębiły korektę, doprowadzając do przełamania trwających od początku kwietnia linii trendu wzrostowego. W żadnym z dostępnych serwisów informacyjnych nie mogłem wyczytać, że ostatnie zamachy terrorystyczne na świecie mogły wpłynąć na głębokość korekty. Widać, że media bardzo się starają nie straszyć inwestorów. Zgadzam się jednak, że dopóki ataki nie nastąpią w Europie lub w USA, to będą jedynie pretekstem do tego, by zrealizować część zysków. Wniosek jest prosty – przez dłuższy czas ostatnie szczyty nie zostaną pokonane, a korekta będzie dłuższa, co nie znaczy, że bardzo głęboka. Niepokojące jest tylko to, że powoli zbliżamy się do końca maja. Przypominam powiedzenie „sprzedaj w maju i uciekaj”.

Wczoraj był tylko jeden plus dla rynków: na pewien czas może zostać zatrzymane osłabienie dolara. To był skutek obaw o interwencję Banku Japonii, którą zresztą całkiem niedwuznacznie zagroził minister finansów tego kraju. To było praktycznie potwierdzenie, że poniedziałkowy odwrót dolara był wynikiem interwencji. Dlatego, po początkowym spadku, indeksy w Eurolandzie lekko rosły, ale przed otwarciem w USA niewiele z tego wzrostu zostało.

Dziś żadnych danych makro nie będzie. W zamian o 15.30 na forum połączonej Komisji Gospodarczej Kongresu USA pojawi się Alan Greenspan, szef banku centralnego (Fed). Nikt nie spodziewa się, że o gospodarce powie coś nowego. Inwestorzy oczekują jednak, że Greenspan powie coś uspokajającego — np. że deflacji nie będzie. Wątpię, by tak było. Rynki jednak będą czekały na to wystąpienie, a ich reakcja, jak zwykle kiedy wypowiada się szef Fed, jest dużą niewiadomą.

Jeśli chodzi o polski rynek, to ciągle wychodzę z założenia, że korekta składa się z 3 podfal i po spadku powinno być jakieś małe odbicie, a potem znowu spadek. Wszyscy są już nieco przestraszeni wizją powrotu do rynku niedźwiedzia na świecie i tym, że rozpoczyna się cykliczne ochłodzenie. Nastroje analityków gwałtownie się zmieniły. Olbrzymia większość mówi tylko o tym, że wzrost z zeszłego tygodnia był tylko i wyłącznie dziwnym przypadkiem. Bywają takie, to fakt, ale ta praktyczna jednomyślność budzi duże wątpliwości i każe oczekiwać niespodzianki.

Wczorajsza sesja z początku wydawała się prowadzić do odbicia. Nawet w czasie, kiedy indeksy w Eurolandzie spadały, u nas popyt miał przewagę. Pisałem, że jeśli do wtorku nie będzie uderzenia kapitału, to tydzień nie zakończy się sukcesem byków. Wczoraj nie było uderzenia, ale rynek potwierdzał swoją siłę, a obroty znacznie wzrosły. Znakomicie zachowywał się węgierski indeks BUX. Wytłumaczeniem był fakt, że naszym krajom wzmocnienie euro na razie nie szkodzi. Jednak w połowie sesji coś się nagle zmieniło, a sygnał dał duży spadek KGHM (obawa o strajk, czy o SARS w Chinach?). Potem, pod koniec sesji, poszła za nim TPSA i sesja znowu zakończyła się spadkiem. Taki finisz zapowiada przedłużenie korekty. Dla średnioterminowych inwestorów sytuacja groźna nie jest, bo dopiero przełamanie 14 300 pkt na WIG kończyłoby trend wzrostowy, ale krótkoterminowi inwestorzy gotowi będą rzucić ręcznik przy byle impulsie.