Polski atom na dwóch technologiach

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2022-10-06 17:13

Scenariusz z dwoma partnerami, amerykańskim i francuskim, budującymi w Polsce elektrownie atomowe w dwóch odrębnych lokalizacjach, nie budzi już niczyjego sprzeciwu.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jak przedstawiciel amerykańskiej administracji reaguje na pytania o drugiego partnera
  • jakie jest stanowisko resortu klimatu
  • ile reaktorów atomowych Polska chce mieć na swoim terytorium
  • jak wygląda harmonogram inwestycji
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Na kilka dni przed teoretycznym terminem, w którym polski rząd ma odpowiedzieć na amerykańską ofertę budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, na najbardziej prawdopodobny scenariusz wyrasta ten, w którym partnerów Polska będzie mieć dwóch: amerykańskiego i francuskiego.

30 dni refleksji.
30 dni refleksji.
Anna Moskwa, minister klimatu, dostała amerykańską ofertę atomową 12 września. Od tej daty ma 30 dni na reakcję, choć jest to termin tylko poglądowy, jak sama wskazywała. Do przyznania jest pierwsza lokalizacja atomowa i kolejne.
MARCIN BANASZKIEWICZ / FotoNews / Forum

Amerykanie nie mówią „nie”

O scenariuszu wyboru dwóch partnerów, z których każdy ma pracować na własnej lokalizacji, pisaliśmy w „PB” na początku września. Czwartkowa debata, zorganizowana przez Amerykańską Izbę Handlową, czyni ten scenariusz niemal oficjalnym.

— Jest duża przestrzeń na udział w tym programie strony trzeciej — stwierdził Robert Rudich, attaché energetyczny amerykańskiej ambasady w Warszawie.

Jako reprezentant amerykańskiego rządu pilotuje stronę finansową amerykańskiej oferty. Polska oczekuje bowiem, że poza sprzedaniem technologii partner wyłoży pieniądze na połowę udziałów w spółce realizującej inwestycję. Nie wiemy, co Amerykanie wpisali do części finansowej oferty, ale z plotek wynika, że jej warunki nie zachwycają.

Przestrzeń dla dwóch

— Potrzeby naszego systemu energetycznego są na pewno wyższe niż 6-9 GW [co przewiduje polska strategia energetyczna — red.], więc jest tu przestrzeń — tak na pytanie o scenariusz z dwoma partnerami odpowiadał Tomasz Nowacki, dyrektor departamentu energii jądrowej w resorcie klimatu.

Formalnie amerykańska oferta została złożona 12 września na ręce Anny Moskwy, minister klimatu. Zgodnie z polsko-amerykańską umową polski rząd ma 30 dni na udzielenie odpowiedzi, choć przekroczenie tego terminu nie wiąże się z konsekwencjami, np. utratą ważności amerykańskiej propozycji. Anna Moskwa nazwała w mediach ten termin „umownym”.

— Po wyborze technologii przyjdzie czas na negocjacje warunków umowy. Równolegle opracowywany będzie model biznesowy inwestycji. Potem trzeba zacząć budowę — tak harmonogram nakreślił w czwartek Tomasz Nowacki.

Umowa mała i szybka

Decyzja o wyborze partnera lub partnerów i o uruchomieniu programu jądrowego, wartego grubo ponad 100 mld zł, jest w gestii polskiego rządu, który nie dysponuje nadmiarem czasu. Jesienią 2023 r. odbędą się wybory parlamentarne, a kampania wyborcza ważnym decyzjom nie sprzyja. Państwowa strategia energetyczna zakłada ponadto, że prąd z pierwszej elektrowni jądrowej popłynie w 2033 r.

Dlatego zapewne David Durham, wiceprezes Westinghouse, powiedział ostatnio w wywiadzie dla PAP, że jego firma jest w stanie nawet w ciągu tygodnia podpisać rodzaj wstępnej umowy, tzw. kontrakt usługowy. Dokument pozwoli zacząć prace, podczas gdy ostateczny kontrakt będzie jeszcze negocjowany.

Powiększanie skali

Pierwsza polska elektrownia jądrowa ma powstać w gminie Choczewo na Pomorzu. To tę lokalizację rząd może przyznać Amerykanom. Drugiej na razie nie wyznaczono, choć w dyskusjach pojawia się Bełchatów, gdzie pracuje dziś największa elektrownia w Polsce opalana węglem brunatnym. W latach 30. jej bloki będą stopniowo wyłączane, natomiast infrastruktura, m.in. sieci przesyłowe, pozostaną. To silny argument za tą miejscówką. W scenariuszu z dwoma partnerami druga lokalizacja miałaby przypaść francuskiej firmie EDF.

Obaj dostawcy technologii w wystąpieniach publicznych chętnie mówią o efektach skali, czyli o korzyściach finansowych i logistycznych wynikających z możliwości budowy wielu reaktorów w jednym kraju. Stąd zapewne polskie zapewnienia, że reaktorów może być więcej, niż pierwotnie zakładano.