Zarządzanie flotą samochodową to nie tylko przeglądy i wymiana opon. Niestety, właściciele większości małych i średnich firm nie widzą problemu
Na podstawie wieloletnich badań rynku flotowego, statystyk GUS,
Instytutu Samar i danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców
szacuje się, że w Polsce łącznie jest około 6,4 mln służbowych aut.
Przedsiębiorstwa, które mają duże floty, znają skalę zagrożenia i rolę
zarządcy floty, chociaż i z tym bywa różnie.
Najgorzej jest w małych firmach. Jak twierdzi Sylwester Pawłowski,
ekspert ds. bezpieczeństwa we flotach z firmy Safety Logic, rola
„kierownika floty” sprowadza się w nich do odpowiedzialności „przy
okazji” za przeglądy, sezonową wymianę opon i zgłaszanie szkód.
Zatrważające dane
Według danych GUS i ZUS małych i średnich firm jest w Polsce około 2,1
mln, ale z badań sektora MSP, prowadzonych przez Instytut Keralla,
wynika, że tylko 6,5 proc. firm nie wykorzystuje do celów zawodowych
żadnego auta. Ponad połowa z pozostałych firm (51,7 proc.) ma 1-5
samochodów (51,7 proc.). Ale aż 60 proc. nie stosuje wewnętrznych
regulacji tzw. polityki flotowej, czyli samochodowego BHP.
— Firmy z sektora MSP, by poprawić bezpieczeństwo pracowników, powinny w
pierwszej kolejności wprowadzić zasady dotyczące wszystkich obszarów
funkcjonowaniapojazdu w firmie, określić prawa i obowiązki kierowcy
wykorzystującego samochód do celów biznesowych oraz stworzyć skuteczny
system nagród i kar. To pracodawca prowadzący działalność, która stwarza
możliwość wystąpienia nagłego niebezpieczeństwa dla zdrowia lub życia
pracowników, jest obowiązany podejmować działania zapobiegające takiemu
niebezpieczeństwu (art. 224 par. 1, kodeksu pracy).
Niestety, mało kto przykłada do tego wagę — twierdzi Sylwester
Pawłowski. Bezpieczeństwo floty właściciele firm wiążą przede wszystkim
z niepotrzebnymi — jak im się wydaje — wydatkami na szkolenia.
Brakuje strategii
Niestety również same szkolenia bez stworzenia programu bezpieczeństwa
niczego nie załatwią — a przeprowadzone w złym czasie i przez
niekompetentne firmy mogą nawet pogorszyć sytuację. Zacząć należy od
tego, co nie jest drogie. Mowa tu o badaniu poziomu bezpieczeństwa
floty, wyciągnięcia z niego wniosków oraz od spisania i wdrożenia praw i
obowiązków kierowcy wykorzystującego samochód do celów biznesowych.
Tymczasem w większości małych firm nie ma dokumentu formalnie
określającego zasady korzystania z auta służbowego. Przyznaje się do
tego niemal 60 proc. przedstawicieli tego sektora. Brak też jednolitych
zasad zachowania kierowcy w razie szkody komunikacyjnej oraz spisanych
reguł, czy i w jakim stopniu pracodawca odpowiada za śmiertelne wypadki
z udziałem pracowników.
O dokument określający tzw. politykę flotową zadbano w 34,8 proc. firm
sektora MSP. Kolejne 1,4 proc. tworzy taki dokument. Ale 69,3 proc. nie
widzi powodu, dla którego taki dokument miałby w ich firmie powstać.
Niestety wśród przedsiębiorstw, które zadeklarowały posiadanie takich
regulacji, większość z zapisów nie dotyka wszystkich obszarów floty.
Często jest także niezgodna z przepisami prawa pracy i niespójna — np.
zabrania się kierowcom pewnych działań, ale nie precyzuje, co zrobi
firma, gdy kierowca taki zakaz złamie. Niepoprawnie skonstruowany
dokument nie będzie stanowił skutecznej tarczy chroniącej firmy przed
trudnymi sytuacjami.
Gra warta świeczki
— W większości firm z sektora MSP flotom samochodowym nie poświęca się
wystarczającej uwagi. Przekłada się to na wzrost nakładów. Po zakupie
pojazdów szefowie firm często pozostawiają sprawy z nimi związane po
prostu decyzji pracowników.
To dodatkowe i niepotrzebne wydatki, obniża się również bezpieczeństwo
użytkowników samochodów, czasami cierpi nawet wizerunek przedsiębiorstwa.
Firmy z sektora MSP muszą pamiętać, że odpowiadają za pracowników w
autach służbowych i powinny jasno i konkretnie umawiać się z nimi, na
jakich zasadach to narzędzie pracy zostało im powierzone — przekonuje
Marta Bielecka-Gozdek, dyrektor sprzedaży MSP w Alphabet Polska Fleet
Management.
Według wyliczeń Stowarzyszenia Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego,
koszty wypadków drogowych w Polsce to nawet 30 mld zł rocznie.
Ubezpieczyciele co roku wypłacają ponad 9 mld zł na zaspokojenie
roszczeń poszkodowanych w 1,9 mln zdarzeń drogowych.
— Poza oczywistymi kosztami społecznymi i moralnymi, niemożliwymi do
wycenienia, wypadki poważnie obciążają finanse państwa. Chodzi m.in. o
koszty ratownictwa, hospitalizacji, rehabilitacji, a także np. zasiłki
chorobowe i renty — wskazuje Bartłomiej Mokrzycki, prezes Partnerstwa
dla Bezpieczeństwa Drogowego. Profilaktyka jest tańsza. Podobnie jest w
przedsiębiorstwach.
— Firma rozwija się, zwiększając przychody, ale również dzięki
ograniczaniu ryzyka i minimalizowaniu kosztów. W firmach handlowych
koszty utrzymania floty to przynajmniej 60 proc. wydatków. Chodzi o
koszty paliwa, zakupu auta, serwisu itp. Właściciele zapominają, a
częściej po prostu nie wiedzą, że nie inwestując w szkolenia czy
budowanie kultury bezpieczeństwa we flocie, narażają się na ogromne
ryzyko. Trudno je policzyć, ale nie wolno nie zauważać.
Wiąże się to np. z wyłączeniem pracownika z obowiązków do uzyskania
samochodu zastępczego lub zakończenia naprawy, koniecznością wypłaty
odszkodowań, znalezieniem zastępstwa, utraconymi korzyściami czy
wreszcie rysą na wizerunku.
To wszystko powoduje, że wysoka szkodowość oznacza dużo większą stratę
niż uwidoczniona na fakturze z serwisu blacharsko-lakierniczego —
przekonuje Sylwester Pawłowski z firmy Safety Logic.