Konstytucja RP, zatwierdzona w 1997 r. w referendum, które nie miało warunku frekwencyjnego (głosowało tylko 42,9 proc. uprawnionych), została prawnie umocowana tak sprytnie, że jakakolwiek jej nowelizacja wymaga powszechnej zgody politycznej. A ponieważ takowa obecnie i w najbliższych latach jest niewyobrażalna, Polska nie ma szans np. na wejście do Eurolandu, nawet gdyby z naddatkiem spełniła wszystkie finansowe kryteria z Maastricht.
Dlatego czystą abstrakcją są najnowsze konstytucyjne plany kanap politycznych. Na 3 maja tzw. kongresy ustrojowe zapowiedziały partie sytuujące się poniżej progu do Sejmu, czyli Solidarna Polska i Ruch Palikota. Co ciekawe, obie mają przeciwstawne pomysły wyeliminowania z Konstytucji RP sprzeczności między ustrojem parlamentarno-gabinetowym a domieszką prezydencką. Palikot proponuje ustrój kanclerski na wzór niemiecki, w którym lokator pałacu prezydenckiego staje się wyłącznie strażnikiem żyrandola. SP wręcz przeciwnie — preferuje silny model prezydencki na wzór amerykański czy francuski.