Akcje polskie: 30 proc.
Akcje zagraniczne: 10 proc.
Waluty: 0
proc.
Surowce: 0 proc.
Papiery dłużne: 30 proc.
Nieruchomości: 0
proc.
Lokaty: 30 proc.
Sądzę, że akcje można powoli kupować, ale nie spiesząc się specjalnie. Proces
wchodzenia na rynek trzeba rozłożyć na kilka etapów. W mojej opinii nadal dobre
perspektywy mają spółki z sektora handlu detalicznego - to one będą
beneficjentami wzrostu wynagrodzeń i sprzedaży detalicznej.
Z akcjami
zagranicznymi ostrożnie. Azja nie prezentuje się stabilnie w tej chwili (zbyt
silne wzrosty
w 2007 r.), bezpieczniejsza wydaje się Ameryka Południowa, a
nasz region, który wciąż czeka na inwestorów zagranicznych, również może być
atrakcyjny. Ponieważ to Polska jest liderem regionu, dlatego te 10 proc. można
pozostawić w Ameryce Południowej, również rozkładając zakupy na kilka
etapów.
Obligacje - a nie fundusze obligacji - dają już atrakcyjne stopy
zwrotu, a w drugiej połowie roku - jeśli uda się opanować inflację - atrakcyjne
będą także fundusze obligacji.
Lokaty terminowe o krótkim terminie będą
najszybciej zyskiwać na oprocentowaniu. Głównie chodzi
o pozostawienie sobie
rezerwy gotówkowej, którą będzie można wykorzystać na ewentualne dokupienie
akcji, jeśli te stanieją zbyt gwałtownie, lub funduszy obligacji, jeśli inflacja
wyhamuje.
Nieruchomości nie będą zbytnio tracić na wartości, ale ich wartość
nie będzie też rosła. Okresowo mogą się zdarzyć dobre okazje do kupna -
szczególnie gdyby doszło do radykalnego i jednoczesnego zwiększenia podaży
nowych mieszkań od deweloperów i na rynku wtórnym od inwestorów. Taki splot
okoliczności mógłby spowodować czasowy spadek cen. Byłby to dobry moment do
wejścia na ten rynek.