W trakcie pandemii koronawirusa tymczasowo wyśrubowano przepisy ustawy antylichwiarskiej do tego stopnia, że biznes pożyczkowy opłaca się tylko nielicznym graczom — tym z największym udziałem w rynku i zasobnym źródłem finansowania. Większość firm, aby przetrwać, mocno przykręciła kurek z pieniędzmi, a inne zamroziły akcję pożyczkową aż do marca przyszłego roku, w oczekiwaniu na informację, czy wrócą standardowe limity kosztów pozaodsetkowych (w uproszczeniu — od nich zależą przychody pożyczkodawców). Skupiły się tylko na obsłudze bieżącego portfela. Wielu przedsiębiorców nie przetrwało jednak próby epidemii.
— Szacuje się, że około 30 proc. dużych i średnich instytucji pożyczkowych zniknęło z rynku przez regulacje covidowe, wprowadzone na rok począwszy od kwietnia 2020 r. W przypadku drobnych podmiotów trudno określić faktyczną liczbę, przy czym biorąc pod uwagę skalę ich działalności, niemożliwe jest prowadzenie dochodowego biznesu w obecnych warunkach — mówi Bartosz Pundyk, pełnomocnik zarząd w firmie Crif, dostawcy informacji kredytowych.
Prognozuje, że rynek pożyczkowy skurczy się w tym roku prawie o połowę.
— Według danych za 2019 r. branża udzieliła pożyczek na łączną kwotę około 9 mld zł. W tym roku będzie to około 5-6 mld zł — szacuje przedstawiciel Crifu.
Wysyp chwilówek
Pod ciężarem regulacji covidowych zmienia się oferta pożyczkowa.
— Obecnie firmy chętniej udzielają pożyczek na niskie kwoty i krótsze okresy spłaty. Znacząco podniesiono scoringową poprzeczkę, aby zmniejszyć ryzyko niespłacalności. Dodatkowo firmy zostały zmuszone do drastycznej optymalizacji kosztów. To ma przełożenie na budżety marketingowe, a co za tym idzie, trudniej dotrzeć do nowego klienta — wylicza ekspert pożyczkowy.
— Obecnie pożyczki na 30 dni stanowią większość sprzedaży na ryku pozabankowym — uściśla Tomasz Fedyna, prezes Wongi.
Przekonuje, że to zjawisko jest niekorzystne zarówno dla sektora finansowego, jak i samych konsumentów. Wonga, której flagowym produktem jest pożyczka ratalna i od początku działalności w Polsce nie oferowała darmowych pożyczek, by nie zachęcać konsumentów do zbędnego zadłużania się, teraz złamała żelazną zasadę. Właśnie weszła na rynek z chwilówką za zero złotych. Tłumaczy, że w ten sposób chce przyciągnąć do siebie pożyczkobiorców, którzy coraz częściej „zamiast dostosowanych do własnych możliwość rat, zaciągają u konkurentów pożyczki na 30 dni z dużą spłatą jednorazową”.
— Wierzymy, że odpowiedzialni i wyedukowani klienci, gdy pojawi się większa potrzeba finansowa, wybiorą dużo bardziej korzystny produkt ratalny. Pożyczka ratalna po prostu pozwala na sfinansowanie takiej potrzeby w zamian za ratę dostosowaną do możliwości konsumenta — podkreśla Tomasz Fedyna.
Branżowe emocje studzi inny przedstawiciel rynku.
— Średnia wartość udzielanej obecnie pożyczki to 2580 zł, podczas gdy rok temu było to 3430 zł. Spadek ma związek z wycofaniem ze sprzedaży pożyczek ratalnych, ale nie odnotowaliśmy istotnego wzrostu kwot pożyczek krótkoterminowych. Zazwyczaj pierwsza pożyczka dla nowego klienta to wciąż przedział 500- 3000 zł z medianą w okolicach 1,2 tys. zł. Barierą są ograniczenia kapitałowe, polityka ryzyka i zasady alokacji dywersyfikacyjnej. Dzięki temu szkodowość pożyczek krótkoterminowych jest wciąż na akceptowalnympoziomie — przekonuje Jarosław Ryba, prezes Polskiego Związku Instytucji Pożyczkowych (PZIP).
Coraz gorsze długi
Z powodu zaostrzonej oceny ryzyka kredytowego i przykręcania kurka z gotówką pogorszyła się spłacalność pożyczek. Według danych Biura Informacji Kredytowej (BIK) udział długów przeterminowanych o ponad 90 dni (mało prawdopodobnych do ściągnięcia) w całej puli sięga 40 proc., co jest wysokim odsetkiem. Z tego wynika, że przed covidem pożyczkobiorcy spłacali dług długiem, co teraz jest praktycznie niemożliwe. To dobry grunt pod rozkwit szarej strefy.
— Według danych Crifu popyt na pożyczki gotówkowe nadal jest duży, ale podaż drastycznie ograniczono zarówno w firmach pożyczkowych, jak i w bankach. Klienci, którzy nie dostają finansowania na regulowanym rynku, sygnalizują, że zmuszeni są iść po pieniądze do szarej strefy — alarmuje Bartosz Pundyk.
Wypadnie z gry
Zwraca też uwagę na konsolidację sektora pożyczkowego.
— W czasie koronakryzysu trudno oceniać sytuację finansową konsumentów i wycenić portfel instytucji pożyczkowej. Dlatego konsolidacji rynku możemy spodziewać się najwcześniej w przyszłym roku, gdy łatwiej będzie oszacować rzeczone wartości dotyczące rynku. Myślę, że w Polsce docelowo będzie funkcjonować maksymalnie kilkanaście podmiotów — przewiduje Bartosz Pundyk.
Dodaje, że w obecnych warunkach bardzo trudno prowadzić zyskowny biznes w sektorze finansowym. Ze względu na znaczne pogorszenie kondycji tych przedsiębiorstw branża z niecierpliwością wypatruje wiosny w oczekiwaniu na regulacyjną odwilż.
— Konsolidacja rynku z pewnością przełoży się na dalsze ograniczenie podaży pożyczek — dodaje Tomasz Fedyna.
280 tys. Tylu klientów zaciągnęło przynajmniej jedną pozabankową pożyczkę od lipca do września tego roku, według danych Fundacji Rozwoju Rynku Finansowego. To o 50,2 proc. więcej niż w II kw. 2020 r. i o 25,2 proc. mniej w stosunku do poprzedniego roku.