W działach IT rośnie popyt na midów i seniorów, czyli specjalistów ze średnim oraz długim stażem. Jak już wielokrotnie pisaliśmy w „Pulsie Biznesu”, do zatrudniania juniorów mało kto się pali. To błąd – uważa Mikołaj Demko, dyrektor ds. innowacji w szkole programowania Coders Lab. Początkujący programista jest nie tylko tańszy, ale też bardziej dostępny, co ma ogromne znaczenie dla małych i średnich przedsiębiorstw na dorobku. Do tego taki świeżak zwykle nie nabył jeszcze złych nawyków, nie jest zmanierowany i roszczeniowy, wykazuje się większą elastycznością, łatwiej więc nim kierować.

Skoro nowicjusz w zawodzie programisty, testera lub analityka danych ma tyle zalet, dlaczego pracodawcy nie biją się o niego jak chłopcy o najładniejszą dziewczynę z podwórka?
– Przeszkodą najczęściej bywają menedżerowie techniczni, którzy się obawiają, że niedoświadczony pracownik może wymagać długiego wdrożenia i obniży efektywność pracy zespołu – twierdzi Mikołaj Demko.
Szkolenie młodego, podobnie jak chwilowy spadek produktywności działu IT, warto potraktować w kategoriach niezbędnej inwestycji.
– Nadmiar juniorów na rynku stawia pracodawcę w silniejszej pozycji negocjacyjnej. Mnogość kandydatów ułatwia wyłowienie tych najbardziej wartościowych. Jest też kwestia wzajemności: mniej doświadczona osoba, której zaufano, odpłaci się zaangażowaniem i lojalnością wobec firmy – mówi przedstawiciel Coders Lab.
Efekt uboczny to reputacja przedsiębiorstwa. Program mentoringowy, staże i kursy zawodowe podnoszą atrakcyjność firmy w oczach pracowników i kandydatów. Według badania Bulldogjob szkolenia są drugim, po prywatnej opiece zdrowotnej, najbardziej pożądanym dodatkiem w pracy IT.