Biura podróży przeżyją. Gorzej, jeśli drugi wulkan wystrzeli w wakacje.
Branża turystyczna powoli wraca do normy. Od środy latają samoloty i turyści, którzy utknęli za granicą, wracają do kraju. Polska Izba Turystyki (PIT) szacuje, że we wtorek było to 9-10 tys. osób. Już w środę wieczorem, jak wynika z danych Ministerstwa Sportu i Turystyki (MSiT), za granicą było 7,5 tys. Polaków.
— Do niedzieli większość osób już wróci. Na szczęście skala nie była duża, bo to nie jest jeszcze sezon. Touroperatorzy poradzą sobie i nie będą prosić rządu o pomoc finansową, choć wchodziło to w rachubę — mówi Paweł Lewandowski, wiceprezes PIT.
Zgodnie z obowiązującym prawem, to organizatorzy turystyki płacą za pobyt i wyżywienie klientów, którzy nie mogą wrócić do kraju. Turyści, którzy nie wyjechali na imprezę, mają prawo do wyjazdu zastępczego o tym samym lub wyższym standardzie. Mogą też zażądać natychmiastowego zwrotu wszystkich wniesionych wpłat.
— Jak widać, to biura podróży ponoszą 100 proc. odpowiedzialności. Tym razem firmy to przeżyją, ale co będzie, jeśli podobna sytuacja zdarzy się w sezonie, kiedy za granicą przebywa 400 tys. Polaków? Konieczna jest nowelizacja ustawy o usługach turystycznych, która doprecyzuje, kto i w jakim stopniu ponosi koszty w sytuacji wystąpienia siły wyższej — podkreśla Paweł Lewandowski.
— Taka sytuacja wydarzyła się po raz pierwszy. Wszyscy dostrzegamy problem biur podróży, na które spadają wszystkie koszty. Na pewno trzeba będzie zastanowić się nad zmianą mechanizmu. Na przykład w Niemczech pierwszą noc gwarantuje biuro podróży, ale za kolejne po połowie płacą biura z turystami. Można próbować włączyć też do odpowiedzialności linie lotnicze, ale jest zbyt wcześnie, by mówić o szczegółowych rozwiązaniach. Najpierw musimy poczekać na dyrektywy Komisji Europejskiej, a możemy spodziewać się nowych. Być może powinno dojść do spotkania ministrów turystyki krajów UE. Podobne spotkanie już odbyli ministrowie transportu, już są pewne ustalenia, które w przyszłości zapobiegną aż tak ekstremalnym wydarzeniom — mówi Jakub Kwiatkowski, rzecznik MSiT.
Tymczasem istnieją uzasadnione obawy, że wybuchnie wulkan Katla, bo odzywał się zwykle po Eyjafjallajökull, który na pięć dni zdezorganizował transport lotniczy w Europie. Katla jest większym wulkanem i jeśli wiatry byłyby równie niesprzyjające, jak ostatnio, pył wulkaniczny mógłby jeszcze bardziej utrudnić życie Europejczykom.
Jak najmniej zamieszania
Jacek Dąbrowski, Triada
Przywróciliśmy już regularny rozkład lotów i na bieżąco wysyłamy klientów, którzy zaczynają wakacje, i ściągamy tych, którym wakacje się kończą. Przywozimy też oczywiście osoby, które powinny były wrócić już wcześniej. Na szczęście pod koniec kwietnia zaczynają latać do miejscowości turystycznych większe samoloty. Ale napotykamy pewne trudności, np. przepisy egipskie stanowią, że jeśli ktoś przyjeżdża do Sharm el Sheikh inną drogą niż lotniczą, to nie może odlecieć stamtąd przed upływem trzech dni. Nie możemy więc dowieźć klientów z Hurghady do Sharmu.
10 000
Nawet tylu klientów polskich biur podróży, według szacunków PIT, tkwiło za granicą w związku ze wstrzymaniem ruchu lotniczego we wtorek.