Około 3 proc. drożały w poniedziałek akcje Tauronu i Enei, ponad 2 proc. zyskiwały walory PGE. Z czasem było jednak coraz słabiej, a była to pierwsza sesja, na której sektor energetyczny mógł zareagować na sobotnią wypowiedź premiera dla radia RMF FM.
- Nie odebrałem tego wywiadu jako informacji cenotwórczej. Kursy akcji spółek energetycznych odbiły raczej po słabym piątku – komentuje Krystian Brymora, analityk Domu Maklerskiego BDM.
Szef rządu był pytany m.in. o to czy zakaże spółkom energetycznym wnioskowania o 40-procentowe podwyżki cen prądu. Wynikałoby to ze stawek na rynku hurtowym. Pytanie dotyczyło przy tym klientów detalicznych z taryfy G. Firmy płacą stawki rynkowe.
- Mamy bardzo drogą politykę klimatyczną UE. (…) Polityka klimatyczna UE jest od 20 lat i nikt od samego początku nie przewidywał jaka będzie jej ewolucja. Dzisiaj ceny uprawnień do emisji CO2 oscylują w okolicy 50 EUR, są bardzo drogie. To koszt polityki UE, koszt polityki klimatycznej będzie w rachunkach klientów. Następnie firmy energetyczne biorą ten koszt UE, przedkładają propozycje taryf do niezależnego regulatora. Gdybyśmy my zaingerowali w decyzję regulatora, byłoby to naruszenie przepisów – odpowiedział premier Mateusz Morawiecki.
Dodał, że ceny rachunków nie pójdą w górę o 40 proc. Zdaniem premiera mówienie o takich podwyżkach to „straszenie”.
Rząd wyręczy się urzędem
Formalnie o skali podwyżek zdecyduje Urząd Regulacji Energetyki (URE), którego prezesa powołuje i odwołuje premier.
- Dla mnie jest jasne, że rząd będzie twierdził, że nie może się w tę kwestię mieszać. Ale ma taki URE, który – nie oszukujmy się – nie zaakceptuje podwyżek o 40 proc. Zaakceptuje podwyżki o 10, może 20 proc. Resztę wzrostu kosztów spółki energetyczne - tak jak poprzednio w 2020 r. - wezmą na siebie. Podwyżki o 40 proc. tylko równoważyłby dotychczasowe koszty, bo energia na rynku hurtowym jest już o 60 proc. droższa niż rok temu. Gdyby cały koszt „czarnej” energii przenieść w taryfie, to rachunek dla odbiorcy indywidualnego, bez zmiany pozostałych składowych, wzrósłby w 2022 r. o około 20 proc., co ciężko sobie wyobrazić. Dlatego rok 2022 postrzegamy jako duże ryzyko w segmencie obrotu, choć o ograniczonej skali - powiedzmy do 1 mld zł na sektor, czyli około 6 proc. EBITDA. W 2020 r. spółki wzięły już na siebie bisko 800 mln zł kosztów w taryfie G. Rok wcześniej korzystały ze słynnych rekompensat Tchórzewskiego – komentuje Krystian Brymora.
- Uwolnienie cen prądu dla gospodarstw domowych mogłoby mieć wyraźnie pozytywne implikacje dla spółek energetycznych. Segment G do tej pory nie był segmentem zyskownym. Gdyby doszło do uwolnienia cen, moglibyśmy hipotetycznie mówić o wzroście EBITDA poszczególnych spółek o setki milionów złotych rocznie. Zdecydowanie zbyt wcześnie jest, by zakładać, że tak się stanie, gdyż ostatecznie wyniki segmentu będą zależeć od skali podwyżek, do jakich dopuści URE – komentuje Paweł Puchalski, analityk Santander Bank Polska.
Spółki odchodzą od taryfy G
Krystian Brymora dodaje, że jakakolwiek podwyżka taryfy G ma większe znaczenie dla Tauronu i Energi, bo spółki te sprzedają więcej prądu niż produkują. PGE to, co traci na sprzedaży odbiorcom detalicznym, odbija sobie częściowo na rynku hurtowym. Podobnie Enea.
Analityk DM BDM zwraca też uwagę, że spółki energetyczne starają się minimalizować znaczenie taryfy G.
- Sprzedaż energii z jakąś usługą dodatkową czy gwarancją ceny na dłuższy okres wyklucza klientów z taryfy regulowanej. W ten sposób Tauron zredukował przez kilka lat sprzedaż w taryfie G o połowę. Łącznie szacujemy, że na „czystej” taryfie G jest ok. 17 TWh energii, czyli ok. 60 proc. klientów indywidualnych – mówi Krystian Brymora