"Puls Biznesu": Od kiedy współpracował pan z Abrisem i Pauliną Pietkiewicz? 22 lipca jedna z sejmowych podkomisji omawiała raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK) dotyczący działań organów państwa w sprawie GetBacku. W trakcie posiedzenia Anna Krakowska z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Obligatariuszy GetBack stwierdziła, że współpracował pan z Abrisem i Pauliną Pietkiewicz od 10 lat, co oznaczałoby że współpraca ta rozpoczęła się co najmniej trzy lata przed ujawnieniem niewypłacalności GetBacku.
Radosław Barczyński, prezes Capitei, czyli dawnego GetBacku: To nieprawda. Mój pierwszy kontakt z przedstawicielami Abrisu nastąpił latem 2018 r. podczas spotkań rady wierzycieli z nowym składem rady nadzorczej i zarządu GetBacku, a więc po otwarciu postępowania restrukturyzacyjnego spółki w maju 2018 r.
Marcin Kubiczek, syndyk Idea Banku, powiedział na tej samej podkomisji, że jeszcze niedawno był pan funkcjonariuszem Abrisu.
To kłamstwo. Poza GetBackiem nigdy nie pracowałem dla żadnego podmiotu zależnego od Abrisu. Zdążyłem już przywyknąć, że Marcin Kubiczek ma zwyczaj mijania się z faktami.
Zapowiedział też, że ponownie złoży wniosek o zmianę układu GetBacku. Co pan na to?
Marcin Kubiczek zapowiada działania, które - moim zdaniem - mają wyłącznie jeden cel: odciągnąć uwagę od postępowania prowadzonego przez Ministerstwo Sprawiedliwości, dotyczącego weryfikacji zasadności wydatkowania przez niego astronomicznej kwoty ponad 220 mln zł na obsługę prawną upadłego Getin Noble Banku oraz Idea Banku, w rezultacie którego Marcin Kubiczek może stracić licencję. Jego zapowiedzi to więc nic innego jak obrona przez atak połączona z próbą ucieczki do przodu. Kreuje się przy tym na szeryfa, który jako jedyny może wyjaśnić przyczyny afery GetBacku i doprowadzić do ukarania winnych. To całkowicie fałszywy wizerunek.
Wbrew publicznym wypowiedziom Marcina Kubiczka przyczyną oddalenia jego wniosku o odebranie Capitei zarządu własnego nie był fakt, że prokurator nie wniósł zażalenia na postanowienie sądu pierwszej instancji oddalające jego wniosek, tylko błędna prawnie i merytorycznie argumentacja, na której ten wniosek został oparty.
Rewelacje Marcina Kubiczka co do rzekomego pojawienia się nowych okoliczności mających wpływ na układ to wyłącznie fakty medialne. Swoją drogą zastanawiam się, czy warszawski sąd zareaguje na jego publiczne wypowiedzi świadomie przeinaczające treść orzeczeń tego sądu i wprowadzające w błąd nie tylko wierzycieli spółki, ale całą opinię publiczną, która jest ich adresatem.
W kontekście powyższego wspomnę, że działaniem wyrządzającym masie upadłego Idea Banku szkodę wielkich rozmiarów może być nieuzasadnione wydatkowanie środków z masy upadłości poprzez wszczęcie i prowadzenia postępowania o odebranie Capitei zarządu własnego, które – co stwierdził sam Marcin Kubiczek w swoim wniosku – nie miało skutkować podniesieniem poziomu zaspokojenia wierzycieli Idea Banku.
Jeszcze 8 lipca w trakcie konferencji w siedzibie NIK Anna Krakowska i jeszcze jeden obligatariusz stwierdzili, że Capitea, czyli dawny GetBack, świetnie prosperuje. Jak się pan do tego odniesie?
Generujemy dodatnie przepływy gotówkowe, ale jest to zgodne z założeniami planu restrukturyzacyjnego, który stanowił podstawę zatwierdzenia układu. W czasie wykonywania układu musimy spłacić 1,3 mld zł zobowiązań – 700 mln zł nieobjętych układem, nieredukowalnych, oraz 600 mln zł rat układowych. Obecnie jesteśmy lekko poniżej realizacji założeń układowych. Mamy około 10-procentową lukę w odzyskach, wyższe koszty sądowo-egzekucyjne i funkcjonowania FIZ-ów. Udało się nam to zrekompensować o prawie 70 mln zł wyższym, niż zakładaliśmy, poziomem redukcji wierzytelności nieukładowych, który osiągnęliśmy w wyniku trudnych negocjacji z wierzycielami nieobjętymi układem.
Na trzy lata pozostałe do wykonania układu przypada kumulacja płatności rat układowych. To prawie 300 mln zł, czyli połowa wszystkich rat układowych. Dzięki systematycznej pracy ustabilizowaliśmy sytuację operacyjną i zaczęliśmy generować nadwyżki gotówkowe, ale musimy redukować deficyt środków pieniężnych w stosunku do pierwotnych założeń układu. Mamy jeszcze dużo do zrobienia.
Czy uda się nadrobić 10-procentową lukę w odzyskach?
Jestem optymistą co do możliwości zniwelowania luki odzyskowej, o ile nie będziemy celem kolejnych ataków destabilizujących działalność spółki i grupy.
Może sytuacja spółki byłaby nieco lepsza, gdyby jeden z pana poprzedników - Przemysław Dąbrowski - nie sprzedał Hoistowi, a konkretnie funduszowi Hoist II NSFIZ, części portfeli wierzytelności. Według NIK sprzedał te portfele za kwotę o 118,1 mln zł niższą od wartości godziwej.
Transakcji zbycia portfeli na rzecz Hoist II NS FIZ (Hoist II) dokonywał zarząd Noble Funds TFI, które zarządzało funduszami Open Finance Wierzytelności NSFIZ (OFW) i easyDebt NSFIZ (easyDebt) oraz było wyłącznym uprawnionym do zawarcia umowy rozporządzającej majątkiem tych funduszy. Tej transakcji nie zawierał więc zarząd GetBacku. To jedna z najistotniejszych niezgodnych z rzeczywistością informacji dotyczących postępowania restrukturyzacyjnego pojawiających się w przestrzeni publicznej.
Transakcja zbycia portfeli OFW i easyDebt została zawarta przez Noble Funds TFI po przeprowadzeniu konkurencyjnego procesu, do którego zaproszono ponad dwudziestu inwestorów, w tym zagranicznych. Oferta Hoist II była obiektywnie najkorzystniejsza – cena sprzedaży była najwyższa oraz bezwarunkowa i przewyższała wycenę zbywanych portfeli w księgach tych funduszy. Oznacza to, że fundusze OFW i easyDebt otrzymały gotówkę w kwocie wyższej niż wartość godziwa zbywanych portfeli. mBank, będący depozytariuszem funduszy OFW i easyDebt, z mocy prawa zobowiązany do ochrony interesów uczestników funduszy, nie uznał, że warunki tej transakcji naruszają interesy GetBacku, w szczególności nie zakwestionował ceny, po jakiej aktywa te zostały zbyte, i nie zablokował transakcji ani nie wytoczył powództwa przeciwko Noble Funds TFI. Wycena portfeli zbytych na rzecz Hoist II została ujęta w naszych sprawozdaniach finansowych za 2018 r, które zaudytował PKF Consult. Proces badania sprawozdania finansowego GetBacku za 2018 r. został przy tym objęty kontrolą Polskiej Agencji Nadzoru Audytowego, która nie wykryła nieprawidłowości. Jesteśmy też w posiadaniu prywatnej opinii podmiotu specjalizującego się w wycenie wierzytelności na rzecz TFI oraz depozytariuszy, zgodnie z którą warunki tej transakcji były rynkowe, a cena uzyskana za zbywane przez OFW i easyDebt portfele była wyższa od ich wartości godziwej.
A co by było, gdyby do transakcji z Hoistem nie doszło?
Najważniejsze jest to, że bez zawarcia tej transakcji GetBack utraciłby w połowie 2019 r. płynność i byłby zmuszony do ogłoszenia upadłości. Zgodnie z opinią zespołu biegłych będącą w posiadaniu spółki w przypadku upadłości GetBacku spowodowanej brakiem realizacji transakcji z Hoistem poziom zaspokojenia wierzycieli układowych wyniósłby około 3,5 proc. Oznaczałoby to poziom spłat obligatariuszy znacznie niższy niż w ramach obecnie realizowanego układu.
Jesteśmy też w posiadaniu sprawozdań finansowych Hoist II. Z zawartych tam informacji wynika, że odzyski z nabytych portfeli zrównały się z zapłaconą ceną dopiero po 4,5 roku. To znacznie gorzej niż w przypadku portfeli nabytych w 2019 r. przez lidera rynku windykacyjnego, czyli Kruka, z których odzyski zrównały się z uiszczoną za nie ceną po około trzech latach. Ponadto z komunikatu UKNF wynika, że urząd w latach 2019 i 2024 dokonywał samodzielnej oceny parametrów ekonomicznych tej transakcji na podstawie faktycznych przepływów, a rezultat tej analizy jest zasadniczo spójny z naszymi wnioskami - z perspektywy OFW i easyDebt transakcja zbycia portfeli na rzecz Hoist II odbyła się na warunkach rynkowych.
Tak więc tezy zawarte w wystąpieniu pokontrolnym NIK co do rzekomej wyrządzonej szkody w kwocie 118 mln zł nie znajdują żadnego potwierdzenia w licznych dokumentach. Co zastanawiające, przekazaliśmy je NIK w toku kontroli, ale - wnosząc po treści wystąpienia pokontrolnego - nie zostały wzięte pod uwagę.
Jak Capitea może szacować odzyski Hoista, nie mając dostępu do jego księgowości?
Roczne sprawozdania funduszy są dostępne w Rejestrze Funduszy Inwestycyjnych. Nasza estymacja odzysków bazuje na stosunku wartości aktywów nabytych od funduszy OFW i easyDebt do łącznej wartości aktywów Hoist II. Według naszych szacunków roczne odzyski z tych portfeli wynoszą sześćdziesiąt kilka milionów złotych. Oczywiście ta kwota nie uwzględnia kosztów prowadzenia działalności windykacyjnej, czyli opłat sądowych i komorniczych ponoszonych przez fundusz oraz wynagrodzenia serwisera. Tym niemniej okres zwrotu z inwestycji w portfele wierzytelności nabyte przez Hoist II od OFW i easyDebt jest poniżej rynkowego standardu z 2019 r. To tylko potwierdza, jak korzystna była ta transakcja zarówno dla GetBacku, jak i wierzycieli układowych spółki.
NIK postawiła tezę, że obligatariusze mogliby odzyskać wszystkie pieniądze, bo układ obejmował wierzytelności o wartości 3,14 mld zł, podczas gdy sprawozdanie z działalności GetBacku za 2017 r. opublikowane w lipcu 2018 r. szacowało wartość przyszłych wpływów, czyli ERC z portfeli wierzytelności, na 5,65 mld zł, a więc o 2,5 mld zł więcej. Chodzi zapewne o tabelkę ze strony 68 sprawozdania z czasów prezesury Przemysław Dąbrowskiego, ale jak się pan odniesie do tezy o możliwości odzyskania całości wartości obligacji?
Dane zaprezentowane w tym sprawozdaniu zostały sporządzone w sposób nieprawidłowy przez ówczesną dyrektor finansową Bożenę Solską - tj. ustalone zgodnie z historyczną metodologią stosowaną przez spółkę jeszcze za prezesury Konrada Kąkolewskiego. Prognoza odzysków nie była skorygowana o efekt tzw. rolek i pożyczek koniczyna. Przypomnę, że rolki były transakcjami polegającymi na zbywaniu portfeli pomiędzy funduszami własnymi GetBacku, z dodatkową marżą w celu uniknięcia korekty wyceny tych portfeli z uwagi na niewykonywanie prognoz odzysków oraz wygenerowania sztucznych przychodów i zysków oraz podniesienia wyceny aktywów GetBacku. Pożyczki koniczyna były udzielane przez spółkę z grupy GetBack dłużnikom funduszy w celu dokonania jednorazowej spłaty ich zobowiązań. Dzięki temu w sprawozdaniu GetBacku także pojawiały się dodatkowe przychody i zyski, a wycena portfeli nie była korygowana z powodu niewykonywania prognozy odzysków.
Jakie były rzeczywiste odzyski?
GetBack realizował średnio połowę własnych prognoz - 60 proc. w funduszach własnych i 40 proc. w serwisowanych. Oznacza to, że z perspektywy generowanych odzysków portfele wierzytelności nabywane przez GetBack były warte mniej więcej połowę tego, co spółka za nie płaciła.
Nie jest moją rolą tłumaczyć prezesa Przemysława Dąbrowskiego, ale wobec złożoności działalności grupy GetBack i skali nieprawidłowości w prowadzeniu ksiąg rachunkowych nowi członkowie zarządu nie mieli szans samodzielnie odkryć transakcji realizowanych przez fundusze w ciągu raptem kilku tygodni od ich powołania. Dojście do tej wiedzy wymagało kilku tygodni pracy pod kierownictwem Magdaleny Nawłoki, nowej dyrektor finansowej. 18 lipca 2018 r. oraz 22 sierpnia 2018 r., niezwłocznie po zidentyfikowaniu wpływu rolek i pożyczek koniczyna na prognozę odzysków i wartość portfeli, spółka opublikowała dwa raporty bieżące, w których podała zaktualizowaną wartość ERC. Ostateczna prognoza na 30 czerwca 2018 r. wynosiła 2,27 mld zł.
Ponadto ERC to niezdyskontowana suma oczekiwanych przyszłych odzysków z wierzytelności nieobejmująca kosztów, które należy ponieść w związku z działaniami windykacyjnymi niezbędnymi dla osiągniecia prognozowanych spłat. Zatem bezpośrednie porównywanie kwoty ERC do wartości zobowiązań układowych i wyciąganie z tego wniosków co do potencjalnego poziomu spłat jest błędem.
Z tego powodu twierdzenia o możliwości pełnej spłaty zobowiązań układowych to albo kiepski żart, albo próba wprowadzenia w błąd obligatariuszy i całej opinii publicznej, do której adresowane są takie twierdzenia. Trudno mi zrozumieć, dlaczego kontrolerzy NIK przed wyciągnięciem tak radykalnego wniosku – w rażąco sprzecznego z rzeczywistymi danymi finansowymi – nie byli zainteresowani wyjaśnieniami spółki.
Nieźle się pan wgryzł w działalność GetBacku prowadzoną nawet sporo przed pana wejściem do zarządu. Niech więc pan powie, jak wyglądała gospodarka finansowa GetBacku przed ujawnieniem się problemów finansowych.
Przed otwarciem przyspieszonego postępowania układowego [PPU - red.] GetBack po prostu „przepalał gotówkę”. Generowane odzyski i przychody były radykalnie niższe od wydatków operacyjnych i finansowych. Stan ten był pieczołowicie ukrywany przed radą nadzorczą i rynkiem, do czego wykorzystywano rolki i pożyczki koniczyna, generujące sztuczne przychody i zawyżające wartość aktywów. Nie udało się jednak ukryć deficytu środków pieniężnych, który doprowadził do zapaści płynnościowej i wymusił złożenie wniosku o otwarcie PPU.
Do 31 marca 2018 r. GetBack pozyskał od obligatariuszy i akcjonariuszy w IPO około 3,2 mld zł. Z tej kwoty od początku swojej działalności stracił około 1,1 mld zł, na nabycia portfeli wierzytelności przeznaczył około 2,2 mld zł, a faktyczne odzyski wyniosły około 750 mln zł. Dlatego 25-procentowy poziom spłat zaproponowany obligatariuszom przez moich poprzedników był najwyższym możliwym. GetBack był po prostu kiepską spółką windykacyjną, która z powodu nieefektywnej działalności operacyjnej, wysokich kosztów finansowych oraz złej polityki inwestycyjnej straciła tak dużo pieniędzy, że nie było możliwe zaproponowanie obligatariuszom lepszych warunków. Przypomnę też powszechnie pomijany fakt, że niezabezpieczeni obligatariusze, otrzymując 25 proc. spłat, zostali uprzywilejowani wobec innych wierzycieli układowych, którzy otrzymają 5-10 proc. nominału wierzytelności.
Nie sądzi pan, że nawet 25 proc. w ciągu ośmiu lat to niewiele?
Założenia układowe odnośnie wartości majątku GetBacku dostępnego do spłat zobowiązań są spójne z wycenami portfeli w sprawozdaniach finansowych GetBacku za 2018 r. zbadanych przez PKF Consult oraz opinią biegłych sporządzoną dla prokuratury w sprawie karnej, m.in. przeciwko Konradowi Kąkolewskiemu. Rozumiem i podzielam niezadowolenie obligatariuszy wynikające z niskiego poziomu spłat, ale zgodnie z prawem układ musi być wykonalny na datę jego zatwierdzania, a spółka przyjęła, że w okresie wykonywania układu przekaże wierzycielom całość prognozowanych przepływów pieniężnych. Co więcej, układ jest tak skonstruowany, że zakłada iż około 15 proc. rat układowych zostanie sfinansowane z wpływów z roszczeń odszkodowawczych dochodzonych przez spółkę – z natury rzeczy są to zdarzenia przyszłe i niepewne. Krytykom układu umyka więc istotny fakt, że w propozycjach układowych spółka zobowiązała się de facto do wypłaty na rzecz wierzycieli kwoty wyższej, niż wskazywały na to posiadane przez nią aktywa. To właśnie dlatego jednym z najważniejszych zarzutów podnoszonych w 2019 r. w trakcie zatwierdzania była jego niewykonalność. Ten zarzuty podnosiły też osoby, które dzisiaj zmieniły zdanie i twierdzą, że układ jest krzywdzący, bo zaniża możliwy poziom spłat. W rzeczywistości pretensje o niski poziom spłat należy adresować do tych, którzy zarządzali GetBackiem do kwietnia 2018 r. i w nadal mamią pokrzywdzonych obietnicami spłaty 100 proc. zobowiązań. Jest dla mnie niezrozumiałe, dlaczego NIK wpisuje się w działania tych osób.
We wrześniu 2025 r. i marcu 2026 przypada termin płatności najwyższych rat układowych. Czy są one zagrożone?
Rata wrześniowa wynosi 73,5 mln zł i środki na jej wypłatę są już przygotowane. Pieniądze na wypłatę raty marcowej, wynoszącej 62,2 mln zł, będziemy pozyskiwać na przełomie bieżącego i przyszłego roku, umarzając certyfikaty funduszu Jupiter. Nie identyfikuję więc ryzyka spłaty najbliższych dwóch rat układowych.
Na wypłatę najbliższych dwóch rat układowych wydamy ponad 135 mln zł, co skonsumuje praktycznie całość dostępnych środków płynnych grupy. Oznacza to, że wypłatę kolejnych rat układowych musimy sfinansować ze środków na bieżąco generowanych z działalności windykacyjnej. Dlatego jesteśmy maksymalnie skoncentrowani na podniesieniu efektywności operacyjnej, bo ona stanowi najważniejsze źródło spłaty rat układowych.
A konkretnie?
W toku PPU na zlecenie rady wierzycieli powstał raport oceniający efektywność procesów windykacyjnych GetBacku. Jego autorem był niezależny od GetBacku wieloletni praktyk branży windykacyjnej. W dużym skrócie: w raporcie stwierdzono, że jeżeli GetBack nie poprawi zasadniczo procesów operacyjnych, będzie w stanie zrealizować około 30-35 proc. prognozy odzysków, co oznaczałoby fiasko układu i upadłość spółki. Przy radykalnej poprawie mógł osiągnąć około 80 proc. prognozy odzysków. Według autora raportu przy obsłudze portfeli z efektywnością porównywalną do Kruka możliwe byłoby wygenerowanie nie mniej niż 110 proc. prognoz odzysków.
Bieżący poziom wykonania prognozy odzysków z planu restrukturyzacyjnego przekracza 90 proc. i systematycznie podnosimy ten wskaźnik. Potwierdza to, że w toku wykonywania układu radykalnie poprawiliśmy efektywność działalności windykacyjnej oraz zmierzamy w stronę efektywności rynkowego lidera. To ogromne osiągniecie całej organizacji, z czego jestem wyjątkowo dumny.
Jak na spłatę wierzycieli wpłyną procesy, które GetBack wytoczył innym firmom? W układzie było założenie, że coś się w ten sposób wyszarpie.
Z dochodzenia roszczeń uzyskaliśmy dotychczas około 45 mln zł . Nominalna wartość prowadzonych sporów przekracza 700 mln zł, ale są to wyjątkowo trudne postępowania. Co więcej, mimo licznych prób - oprócz postępowania przeciwko Altusowi i jego funduszom - nie udało się nam uzyskać sądowego zabezpieczenia dochodzonych roszczeń, więc nawet w przypadku wygranej możemy mieć trudności z wyegzekwowaniem zasądzonych kwot.
Najlepszym przykładem jest spór z Deloitte'em, w którym złożony w 2021 r. pozew opiewa na niecałe 300 mln zł. Grupa Deloitte przeszła reorganizację i kontynuuje działalność audytorską poprzez inne podmioty niż ten, który współpracował z GetBackiem i wobec którego wytoczyliśmy powództwo. W przypadku wygrania zdolność pozwanej przez nas spółki do spłaty zasądzonej kwoty będzie drastycznie niższa niż w momencie składania pozwu – jak bowiem wynika ze sprawozdania finansowanego pozwanego podmiotu z grupy Deloitte, wartość jego aktywów na koniec 2024 r. wynosiła niespełna 20 mln zł i składały się na nią praktycznie wyłącznie należności wewnątrzgrupowe. Tak więc w najlepszym wypadku uzyskamy niecałe 10 proc. wartości roszczenia objętego pozwem.
Czy to przykład reprezentatywny?
Z innymi procesami, w których nie uzyskaliśmy zabezpieczenia dochodzonych roszczeń, jest podobnie. Wartość aktywów podmiotów pozwanych w tych postępowaniach systematycznie maleje, w związku z czym praktycznie nie ma szans na wyegzekwowanie całości dochodzonych kwot. Ponadto uzyskanie korzystnych rozstrzygnięć w żaden sposób nie może być uznane za oczywiste, czy nawet w sposób istotny uprawdopodobnione.
Co się zaś tyczy jednego sporu, w którym spółka uzyskała zabezpieczenie – to jest postępowania przeciwko Altusowi i jego funduszom – dostępu do pieniędzy bronią trzy prywatne opinie Marcina Kubiczka, przy pomocy których Altus próbuje zwalczyć zasadność roszczeń spółki. Warto przypomnieć, że opinie te Marcin Kubiczek przygotował na zamówienie obrońców Piotra Osieckiego w postępowaniu karnym prowadzonym przeciwko niemu od 2018 r.
Gdyby Capitei udało się wygrać i wyegzekwować 700 mln zł, czy zwiększyłoby to poziom zaspokojenia obligatariuszy?
Przepisy przewidują możliwość zmiany układu, jeśli w trakcie jego wykonywania nastąpi trwała zmiana dochodu. Natomiast, jak powiedziałem wcześniej, wiemy już, że nie ma szans na wyegzekwowanie 700 mln zł w żadnej perspektywie czasowej, a szanse spółki na wygranie prowadzonych sporów są wciąż kwestią otwartą. Z tego powodu uważam, że epatowanie nominalną wartością spornych kwot w obecnych realiach nie służy właściwemu rozumieniu sytuacji finansowej spółki.
Radosław Barczyński jest jedną z ponad 9,2 tys. osób fizycznych i prawnych, które kupiły obligacje GetBacku. Po ujawnieniu się niewypłacalności windykatora został współzałożycielem nieformalnego Porozumienia Obligatariuszy GetBack. Jako jego przedstawiciel wszedł do rady wierzycieli. Poparło go 625 obligatariuszy, którzy nabyli papiery dłużne windykatora o wartości 226 mln zł. Ważąc kapitałem zaangażowanym w obligacje, większe poparcie uzyskał inny obligatariusz (247 mln zł), ale poprało go tylko 350 wierzycieli GetBacku. On też został przewodniczącym rady wierzycieli. Radosław Barczyński przejął tę funkcję po jego rezygnacji we wrześniu 2018 r. Miesiąc wcześniej został członkiem rady nadzorczej GetBacku głosami spółki DNLD Holdings, kontrolowanej przez Abris Capital Partners i mającej 60,07 proc. akcji GetBacku. Wcześniej rada wierzycieli rozmawiała z Abrisem o powołaniu jej przedstawicieli do nadzoru GetBacku, ale do porozumienia nie doszło, m.in. dlatego, że żądała większości, nie chcąc legitymizować działań Abrisu. W kwietniu 2019 r. Radosław Barczyński został przewodniczącym rady nadzorczej. Po roku zmienił tę funkcję na stanowisko członka zarządu, a z początkiem 2021 r. został prezesem GetBacku. Pół roku później spółka zmieniła nazwę na Capitea. Już jako prezes Radosław Barczyński stał się znaczącym, a ostatecznie największym współwłaścicielem Capitei. Nie wiadomo dokładnie kiedy, ale nie później niż 29 kwietnia 2022 r., miał już 22,75 proc. udziałów w luksemburskiej DNLD Holdings. Obecnie ma bezpośrednio 34,71 proc. akcji Capitei, co czynni go największym udziałowcem. Jako prezes jest przy tym sowicie opłacany. Jeszcze w marcu 2023 r. obliczyliśmy, że zarobków może mu pozazdrościć niejeden członek zarządu dużego banku.
Zanim trafił do GetBacku, Radosław Barczyński był m.in. prokurentem spółki Lama Gold, która pojawiała się w mediach w kontekście nieetycznych praktyk handlowych stosowanych przy sprzedaży garnków i pościeli w trakcie pokazów kierowanych głównie do osób w podeszłym wieku. UOKiK wszczął postępowanie w tej sprawie, gdy Radosław Barczyński był prokurentem, a rok później – gdy nie pełnił już tej funkcji – nałożył na spółkę niemal 60 tys. zł kary.