Upadłość Krośnieńskich Hut Szkła Krosno na pewno jest wyjątkowa. Mimo orzeczenia likwidacji syndykowi udało się przez siedem lat utrzymać działanie zakładu zatrudniającego ponad 2 tys. ludzi. Zgromadzone w kasie pieniądze wraz z wpływami z przetargu prawdopodobnie pozwolą na całkowitą spłatę wierzycieli. Istnieje cień szansy, że pieniądze trafią też do akcjonariuszy.

Powtórzyć procedurę
Umowa z inwestorem nie jest jednak jeszcze podpisana, a pojawiają się głosy kwestionujące przetarg. — Nastąpiło ewidentne uchybienie, polegające na naruszeniu procedury sztywno określonej w regulaminie przetargu. Nie przewidywał on czegoś takiego jak miesięczna przerwa na to, by syndyk mógł sobie coś wyjaśnić. Tym samym przetarg zakończył się bez wyboru oferty — uważa Czesław Piotrowicz, członek rady nadzorczej Krosna. W warunkach przetargu syndyk zastrzegł, że „otwarcie, rozpoznanie, wybór i zatwierdzenie ofert nastąpi w dniu 28 czerwca 2016 r.”.
Wpłynęły dwie oferty — związanego ze Zbigniewem Jakubasem Centrum Nowoczesnych Technologii (CNT) i spółki celowej południowoafrykańskiego funduszu venture Coast-2-Coast. Ten drugi zaoferował więcej, ale wybór oferty został odroczony, bo syndyk nie znalazł w złożonych dokumentach zgody Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) na nabycie nieruchomości huty. Na wyjaśnienie tej kwestii dał funduszowi czas do 28 lipca. Wtedy formalnie dokonał wyboru oferty, a sąd ją zatwierdził.
— Procedura przetargowa zawiera istotną wadę prawną, powodującą nieważność wszelkich czynności z 28 lipca — podkreśla Czesław Piotrowicz.
— Podzielam pogląd, że otwarcie, rozpoznanie, wybór i zatwierdzenie ofert powinno nastąpić 28 czerwca, a w tym dniu nastąpiło tylko ich otwarcie. Syndyk dokonał wyboru oferty, a sędzia ją zatwierdził miesiąc później i zastrzegł, że postanowienie to jest ostateczne i niezaskarżalne. Nawet jeśli odbyło się to niezgodnie z przepisami, nasza oferta nie jest przez to ważna. Tak jak konkurencyjna, wygasła 28 czerwca. Czyli tak naprawdę należałoby powtórzyć procedurę przetargową — komentuje Jacek Taźbirek, prezes CNT. Syndyk Marek Leszczak widzi to inaczej.
— Gdyby to był błąd proceduralny, sąd nie zatwierdziłby wyboru oferty. Cała sprawa dotyczyła czynności czysto technicznej. W trakcie otwierania ofert jest ograniczony czas na ich pełne sprawdzenie, a w celu dochowania należytej staranności należy to zrobić. W tym przetargu wpłynęły dwie oferty, a co gdyby było ich sto? Poza tym, akurat ta spółka nie potrzebowała zgody MSWiA na nabycie nieruchomości. A gdyby potrzebowała i ministerstwo zablokowało transakcję? Rodziłoby to poważne komplikacje dla zakładu, w którym pracuje 2,3 tys. osób — argumentuje Marek Leszczak.
Walka do końca
Prezes CNT podkreśla, że spółka nie podjęła żadnych działań formalnych w związku z trybem postępowania syndyka. Reprezentujące akcjonariuszy władze spółki — przeciwnie.
Twierdzą, że wątpliwościami podzieliły się z sędzią komisarzem już 18 lipca, a więc 10 dni przed formalnym zatwierdzeniem oferty. Tego samego dnia wystąpiły o ustalenie, że przetarg zakończył się bez wyboru oferty do Sądu Okręgowego w Rzeszowie, jako sądu wyższej instancji. Ten uznał się za niewłaściwy i wskazał Sąd Rejonowy w Krośnie, w którym cała sprawa się toczyła. Tam 22 lipca (sześć dni przed zatwierdzeniem oferty funduszu) akcjonariusze złożyli wniosek o wstrzymanie likwidacji i zamianę jej na układ.
— W propozycjach układowych zawarliśmy jednorazową pełną spłatę wszystkich wierzycieli w terminie 100 dni od dnia układu. Gwarancje płatności zostałyby złożone w sądzie tydzień przed głosowaniem układu — zapewnia Czesław Piotrowicz.
Coast-2-Coast zaoferował za Krosno 121,2 mln zł plus 60 mln zł z tytułu zapasów i nakładów inwestycyjnych poniesionych pod rządami syndyka. Syndyk jak i akcjonariusze mieliby jeszcze do dyspozycji 119,6 mln zł z kasy spółki.
— Stało się jasne, że w obu opcjach wierzyciele zostaliby całkowicie spłaceni, a w takiej sytuacji wartość sprzedaży przedsiębiorstwa jest niezwykle istotna dla akcjonariuszy, bo oni są beneficjentem tego, co zostaje po spłacie wierzycieli. Z tego punktu widzenia uważamy, że syndyk zachował się bardzo nieprofesjonalnie poprzez niedoszacowanie w przetargu wartości przedsiębiorstwa do osiąganych wyników — dodaje Czesław Piotrowicz.
Cena spada, zyski rosną
Cena wywoławcza „zorganizowanej części przedsiębiorstwa”, jaką formalnie sprzedawał syndyk, wynosiła 105 mln zł netto. To 13 mln zł mniej, niż oczekiwał w kwietniu 2015 r., bo nie mogąc latami znaleźć chętnych, stopniowo obniżał cenę. Akcjonariusze zwracają jednak uwagę na radykalną zmianę sytuacji spółki. W 2014 r. miała 4,1 mln zł zysku netto przy 226,9 mln zł przychodów. W 2015 r. przychody spadły do 208,5 mln zł, ale zysk wzrósł do 13,6 mln zł. Właściwsze byłoby jednak porównanie zysku brutto. Ten w 2015 r. wyniósł około 18 mln zł. Rok 2015 był bowiem pierwszy po latach, w którym spółka zapłaciła podatek CIT. Wcześniej rozliczała straty z lat poprzednich. Zysk netto z 2014 r. był więc równy zyskowi brutto. Zysk ze sprzedaży wzrósł z 7,2 mln zł w 2014 r. do 20,9 mln zł w 2015 r.
— To, co się stało, to metodologiczny błąd, czyli wykorzystanie do szacowania wartości przedsiębiorstwa danych historycznych, a nie aktualnych. W momencie ogłaszania przetargu syndyk był jedyną osobą, która wiedziała jak zmieniają się wyniki przedsiębiorstwa. Mógł dostosować wycenę do aktualnej sytuacji lub ogłosić aukcję zamiast przetargu ofertowego. Biorąc pod uwagę wszystkie kwestie, sędzia nie powinien dopuścić do sprzedaży przedsiębiorstwa. Jedynym rozwiązaniem jest zamknięcie procedury przetargowej w odpowiedzi na wniosek o zamianę likwidacji na układ, a gdyby do układu nie doszło, ogłoszenie kolejnego przetargu w formie aukcji. Cena, za jaką zostanie ewentualnie sprzedana huta, nie jest bez znaczenia dla akcjonariuszy — podkreśla Czesław Piotrowicz.
— Sąd zatwierdza ceny do poszczególnych przetargów, a głównym zadaniem syndyka jest zaspokojenie wierzycieli. Jeśli coś zostanie, to oczywiście dostaną to akcjonariusze. Nie ukrywam, że wyniki w 2015 r. były bardzo dobre. To, że się polepszyły, spowodowało zapewne, że znaleźli się wreszcie chętni do kupna — tłumaczy Marek Leszczak.
Gdy Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych na wniosek syndyka kończył dematerializację akcji, spółka miała około 7 tys. współwłaścicieli. © Ⓟ
OKIEM EKSPERTA
Najczystsza sytuacja
PIOTR ZIMMERMAN
radca prawny, były sędzia wydziałów upadłościowych sądów w Szczecinie i Warszawie
To, czy syndyk mógł dać oferentowi dodatkowy miesiąc na wyjaśnienie jakiejś kwestii, zależy od szczegółowej analizy regulaminu przetargu. Niewątpliwie, wszelkie uzupełnianie ofert po dniu ich otwarcia budzi oczywiste wątpliwości. Jeśli chodzi o cenę, to jako były sędzia uważam, że w przypadku zgłoszenia się kilku oferentów najczystszą sytuacją jest przeprowadzenie ustnej licytacji przed sędzią komisarzem. Oferenci by się nawzajem motywowali, co byłoby z pożytkiem dla masy upadłości. Nie chcę się wypowiadać w kwestii rozpatrzenia wniosku o zmianę likwidacji na układ zgłoszonego po otwarciu ofert w przetargu, a przed zatwierdzeniem wyboru jednej z nich.