PRZETWÓRCOM RYB GROZI UPADEK
Tylko największych producentów ryb stać na dostosowanie się do przepisów i norm Unii Europejskiej
ROZBUDOWAĆ GRUPĘ: Wilbo Seafood, której prezesem jest Dariusz Bobiński, po dostosowaniu swojej produkcji do wymogów unijnych zapowiada inwestycje w przedsiębiorstwa z branży. Na razie kontroluje 51 proc. akcji gdyńskiej Dal Peski. fot. Borys Skrzyński
Dostosowywanie polskich przepisów sanitarno-weterynaryjnych do norm narzuconych przez Unię Europejską może spowodować upadek znacznej liczby rybnych przetwórni. Jest ich około 400. Tylko największe z nich stać na drogie modernizacje.
Większość z 400 przetwórni to prywatne przedsiębiorstwa. Wyjątkiem są państwowy Szkuner oraz Korab, jednoosobowa spółka Skarbu Państwa. Wiodącą rolę na rynku odgrywa tylko kilkanaście zakładów.
Unia za progiem
Głównym zmartwieniem większości krajowych producentów jest konieczność dostosowania się do wymogów sanitarno-weterynaryjnych Unii Europejskiej. A to kosztuje. Firmy powinny m.in. unowocześnić linie technologiczne, wprowadzić system jakości HACCP (obecnie takim pochwalić się może jedynie Proryb z Rumi). Bez tego nie ma co myśleć o wejściu na unijne rynki ani o pozostaniu na krajowym, który w przyszłości przecież zaliczany będzie także do UE.
— Los firm, które nie zdążą przed 2003 rokiem dostosować się do wymogów unijnych, będzie przesądzony. Po prostu grozi im zamknięcie — alarmuje Marzena Chrostowska, szef biura zarządu Wilbo Seafood.
Wyścig z czasem
Wilbo w porę tę konieczność zrozumiało. Firma prawdopodobnie jeszcze w tym roku, nakładem prawie 13 mln zł, wprowadzi w swoich zakładach zarówno system jakości HACCP, jak i ISO 9002.
— Najważniejsze są inwestycje, które podnoszą jakość i obniżają koszty produkcji. Zamierzamy jeszcze w tym roku wprowadzić u siebie system jakości HACCP —informuje Bogdan Iwaniuk, prezes Big-Fish z Gniewina.
Prezes Iwaniuk nie chciał jednak ujawnić, ile pochłonie dostosowanie zakładu w Gniewinie do norm unijnych. Wiadomo jednak, że w przyszłości Big-Fish zamierza wejść ze swoją ofertą na rynki zachodnioeuropejskie oraz Australi i Stanów Zjednoczonych (obecnie eksport firmy to 2-7 proc.).
Także poznański Lisner jeszcze w tym roku wyda prawie 8 mln zł na unowocześnienie linii technologicznych wymogami stawianymi przez Unię. Dłuższy okres — od 1, 5 do 2 lat — przewidziano na takie działania w Super-Fish z Kukini.
Przepisy blokują
Trudniejszą sytuację mają mniejsze firmy, które niejednokrotnie nie mogą wygospodarować odpowiednich środków na modernizację, a dodatkową przeszkodą są dla nich obowiązujące przepisy podatkowe.
— Konieczne jest zniesienie zerowej stawki VAT na wyroby rybne — ona blokuje inwestycje — twierdzi Adam Gzyl, dyrektor sprzedaży i marketingu Super-Fish.
Firmy przetwórcze sprzedają bowiem swoje wyroby nie wliczając w cenę podatku VAT. Do wytworzenia finalnego produktu muszą natomiast dokonywać inwestycji, przy których wliczany jest VAT — to podbija cenę produktu i zwiększa koszty inwestycji.
Potrzebne aukcje
Dostosowania do Unii Europejskiej wymaga nie tylko przetwórstwo, ale i rynek, na którym przetwórnie pozyskują surowiec. W Europie Zachodniej silnie rozwinięty jest system aukcji rybnych, który stabilizuje rynek i obniża dodatkowo ceny ryb (znika wtedy z rynku całe grono pośredników). W naszym kraju także planuje się otworzenie takich aukcji. W takie przedsięwzięcia angażują się m.in. przetwórcy. Gdyńskie Wilbo bierze udział w inicjatywie Gdańskiej Giełdy Towarowej, a Super-Fish poważnie myśli o zorganizowaniu giełdy na terenach odkupionych od kołobrzeskiej Barki.