Pyrrusowe zwycięstwo menedżerów Porty Holding

Katarzyna Latek
opublikowano: 2008-04-03 00:00

Sąd uniewinnił biznesmenów od zarzutu narażenia stoczni na 60 mln zł szkody. Wyrok nie wskrzesi jednak szczecińskiej spółki.

Sąd uniewinnił biznesmenów od zarzutu narażenia stoczni na 60 mln zł szkody. Wyrok nie wskrzesi jednak szczecińskiej spółki.

Niewinni — orzekł Sąd Okręgowy w Szczecinie, który wydał wyrok w sprawie menedżerów Stoczni Szczecińskiej Porta Holding. Zostali oskarżeni o narażenie spółki na stratę 60 mln zł.

Sąd stwierdził, że decyzje, które przy budowie holdingu podejmowali oskarżeni — czyli Krzysztof Piotrowski, szef Porty Holding, i jej menedżerowie — Ryszard Kwidziński, Grzegorz Huszcz, Zbigniew Gąsior, Arkadiusz Goj, Marek Tałasiewicz i Andrzej Żarnoch, były zgodne z prawem. Sędzia Paweł Wojtysiak przypomniał, że w okresie restrukturyzacji stoczni ich działania nie budziły zastrzeżeń państwowych agend.

Przez pryzmat całości

— Poprosiliśmy o pisemne uzasadnienie wyroku i po otrzymaniu dokumentów ustosunkujemy się do niego. Nie wykluczamy apelacji — powiedziano nam w biurze prasowym Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu.

Prokuratura kwestionowała realizowane w latach 90. transakcje między spółkami grupy, które miały powodować straty jednych kosztem drugich. Tymczasem menedżerowie i prawnicy podkreślali, że holding był jednolitą grupą kapitałową i rezultat transakcji należy oceniać, patrząc na całość, a nie na poszczególne spółki.

— Musieliśmy także bronić się przed wrogim przejęciem przez koreańskich inwestorów. Banki chciały wyjść z akcjonariatu, a brak działań konsolidacyjnych ze strony ówczesnych rządów spowodował, że do stoczni nie wszedł Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju oraz Norwegowie — tak konieczność przeprowadzenia transakcji uzasadniał Krzysztof Piotrowski.

Radość i smutek

Dziś cieszy się z wyroku. Żal mu jednak, że holdingu już nie ma. Menedżerowie przez lata uważali bowiem, że oskarżenie było tylko zasłoną dymną dla przejęcia przez państwo holdingu w 2002 r. Stocznia miała bowiem wówczas problemy finansowe, więc starała się o państwowe gwarancje na 40 mln USD kredytu oraz poręczenia zaliczek armatorskich. Tymczasem przedstawiciele rządu SLD sceptycznie oceniali pomoc prywatnej firmie i mieli zastrzeżenia do zarządzania stocznią przez menedżerów.

Po ich aresztowaniu państwo przejęło holding, który w ekspresowym tempie zbankrutował. Na jego majątku, kosztem publicznych pieniędzy, zbudowano Stocznię Szczecińską Nową. Obecnie trzeba ją prywatyzować. Chętnym jest Złomrex, ale aby wszedł do stoczni, państwo musi pokryć stratę z nierentownych kontraktów.