Realne inwestycje w Polsce mogą być dużo wyższe, niż pokazują dane

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2025-10-27 18:23

Prezes największego banku w Polsce uważa, że inwestujemy w Polsce większą część PKB, niż się wydaje. Niska stopa inwestycji to iluzja związana z efektami cenowymi. Niektórzy ekonomiści też podnoszą ten argument.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Jedną z największych zagadek makroekonomicznych w Polsce jest to, dlaczego przy najszybszym w Unii Europejskiej wzroście gospodarczym mamy prawie najniższą stopę inwestycji – czyli udział nakładów rozwojowych w PKB. Teoretycznie w szybko rosnącej gospodarce relatywnie duża część dochodów powinna być przeznaczana na powiększanie zdolności wytwórczych. W Polsce jest inaczej.

Wokół tego pytania toczyły się zażarte debaty ekonomiczne i polityczne. Stopa inwestycji była centralnym punktem słynnej strategii odpowiedzialnego rozwoju z 2017 r. sygnowanej przez Mateusza Morawieckiego. Miała według niej sięgnąć 25 proc., a tymczasem spadła w pewnym momencie do 16 proc. Obecny rząd obiecując odbudowanie inwestycji w kraju też powoływał się na ten wskaźnik. A on wciąż jest niski. Istnieje wiele hipotez tego zjawiska, ale żadna nie zyskała dominującej roli.

Podczas Igrzysk Wolności w Łodzi prowadziłem debatę o rozwoju gospodarczym kraju, podczas której prezes PKO BP Szymon Midera podzielił się ciekawą obserwacją.

„Chciałbym włożyć kij w mrowisko i trochę się rozprawić z tą popularną tezą dotyczącą niskiego poziomu inwestycji w Polsce, na poziomie 16-17 proc. PKB. Nasz zespół makroekonomiczny – najlepiej oceniany na rynku od lat – oszacował, że gdybyśmy uwzględnili, iż poziom inflacji dóbr inwestycyjnych był w ostatnich latach niższy niż poziom inflacji dóbr konsumpcyjnych, to stopa inwestycji wychodzi w okolicach 23 proc. PKB. Czyli jest adekwatna do wysokiego tempa wzrostu gospodarczego”.

W reakcji na to uczestniczący w debacie Marek Belka, były premier i prezes NBP, powiedział: „Jeżeli tak rzeczywiście jest, to byłaby to najbardziej optymistyczna informacja, jaką słyszałem od dawna”.

Ekonomiści PKO BP nie są jedynymi, którzy przekonują, że nie powinniśmy przejmować się spadkiem stopy inwestycji liczonej w cenach bieżących jako relacja bieżących nakładów na środki trwałe do bieżącego PKB.

Z mojego rozeznania wynika, że jako jeden z pierwszych ten argument podniósł Michał Możdżeń z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Jego zdaniem ceny dóbr inwestycyjnych w Polsce wykazują niższą dynamikę niż ceny ogółem, a dodatkowo Polska jako importer wielu używanych maszyn i urządzeń kupuje je po niższych cenach, niż występują w krajach rozwiniętych. To dlatego w Polsce realne nakłady inwestycyjne są wyższe, niż wynikałoby z liczonej na surowo stopy inwestycji.

Czy ta argumentacja rozstrzyga problem i każe nam zapomnieć o zjawisku niskiej stopy inwestycji? Niewykluczone. Choć dla mnie nie jest wciąż zrozumiałe, dlaczego miałaby występować stała różnica w cenach i dynamice cen dóbr inwestycyjnych między Polską a UE. Na większości rynków ceny towarów w ujęciu międzynarodowym są ze sobą niemal perfekcyjnie skorelowane.

Nie jest to jedyny przypadek, kiedy deflatory – czyli miary zmian cen – wpływają na wielkie dylematy ekonomiczne. Innym takim przykładem jest debata na temat tego, dlaczego wynagrodzenia w krajach rozwiniętych (szczególnie w USA) rosną od ponad 20 lat wolniej niż wydajność pracy. W tej debacie też pojawia się argument, że to bardziej kwestia cen niż realnych zmian.

Będę wracał do tego tematu. Ale jedna rzecz jest stała i warto o niej pamiętać. Agregowanie i porównywanie danych ekonomicznych zawsze niesie ze sobą jakieś problemy, bo porównujemy różne zjawiska: jabłka z gruszkami. Dlatego ważnych wniosków ekonomicznych nigdy nie można bazować na jednym wskaźniku.