Ta książka może działać jak kij włożony w mrowisko, chociażby dlatego, że zawiera tak intrygujące postulaty, jak kapitał startowy w wysokości 40 tys. dla wszystkich osiemnastolatków finansowany m.in. znienawidzonym podatkiem spadkowym. Michał Brzeziński, Paweł Bukowski i Jakub Sawulski argumentują w pracy „Nierówności po polsku. Dlaczego trzeba się nimi zająć, jeśli chcemy dobrej przyszłości nad Wisłą”, że doświadczamy w Polsce regresu w równości szans życiowych obywateli i że ten regres w końcu doprowadzi do zatrzymania rozwoju gospodarki.
Nie będę dokonywał streszczenia książki, żeby nie odbierać przyjemności jej czytania, ale przedstawię siedem tez wartych uwagi.
- Polska jest krajem o prawie najwyższych nierównościach dochodowych w UE, tuż za Bułgarią i Rumunią. „W ciągu jednego pokolenia Polska przeszła drogę od jednego z najbardziej egalitarnych krajów w Europie do jednego z krajów o najwyższych nierównościach dochodowych”. Ich zdaniem jest to zły proces, ponieważ będzie prowadził do ograniczenia poprawy kapitału ludzkiego kluczowego dla rozwoju. O ile nierówności mogą być korzystne w kraju potrzebującym kapitału fizycznego, ponieważ zamożni oszczędzają więcej i tym samym zapewniają finansowanie inwestycji, o tyle w modelu rozwoju opartym na wiedzy nadmierne nierówności są blokadą wzrostu gospodarczego, ponieważ odcinają od tej akumulacji część społeczeństwa i nie rekompensują tego wyższą akumulacją wśród zamożnych (jeden człowiek może zakumulować dowolną ilość kapitału fizycznego, ale ograniczoną ilość wiedzy).
- W Polsce za małą uwagę przywiązujemy do tzw. predystrybucji, czyli wyposażania obywateli w zasoby, które mają pozwolić im na wyrównaną konkurencję na rynku pracy. „W myśleniu o polityce państwa wobec nierówności w Polsce często popełniamy analogiczny błąd jak wielu ekonomistów i publicystów piszących o przyczynach różnic w ich poziomie między USA a państwami Europy. Nadmiernie koncentrujemy się na redystrybucji, a nie doceniamy predystrybucji”. Wśród instrumentów predystrybucji można wymienić m.in. usługi publiczne, narzędzia typu płaca minimalna czy zasady zbiorowych negocjacji warunków pracy.
- Wśród instrumentów predystrybucji największe zmartwienie budzi regres publicznej edukacji i wzrost roli edukacji prywatnej, który w naturalny sposób będzie zwiększał nierówności wiedzy i szans. W ciągu 10 lat odsetek uczniów w szkołach prywatnych podwoił się z 2,7 do 5,7 proc., co częściowo wynika z naturalnego bogacenia się społeczeństwa, a częściowo z tego, że publiczne szkoły coraz bardziej odstają na minus pod względem oferty. To z kolei jest funkcją niskich wynagrodzeń nauczycieli w szkołach publicznych (jeżeli podwyżka dla nich w 2024 r. będzie jednorazowa, a wiele na to wskazuje, problem nie zniknie). Innym objawem regresu szans jest wysoki i rosnący odsetek osób korzystających z odpłatnych zajęć dodatkowych, który częściowo wynika z tego, że szkoły nadmiernie polegają na pracy dzieci w domu.
- Dużą słabością polskiego systemu predystrybucji jest słaba oferta żłobkowa. „Na podstawie badań uczniów w Niemczech, Holandii i Wielkiej Brytanii wykazano, że większość różnic w umiejętnościach językowych na koniec edukacji podstawowej powstało, gdy dzieci te miały mniej niż pięć lat, a więc zanim w ogóle zaczęły uczęszczać do szkoły”. Tymczasem w Polsce żłobki do osób o niskich dochodach są praktycznie niedostępne.
- W Polsce słabo wygląda też system redystrybucji, czyli wyrównywania nierówności dochodowych powstałych na rynku, mimo dużego wysiłku zmiany tego stanu rzeczy po 2015 r. System redystrybucji (przez podatki, składki i transfery pieniężne) zwiększa w Polsce dochody dolnej połowy społeczeństwa w mniejszym stopniu niż w innych krajach naszego regionu i oczywiście wyraźnie mniejszym niż w Europie Zachodniej. Zwiększenie transferów po 2015 r. nie zniwelowało tych różnic.
- W Polsce dużo wydajemy na dzieci, ale mało na osoby chore, biedne i poszkodowane przez los w inny sposób. Na transfery rodzinne wydajemy o 1,1 pkt proc. PKB więcej niż inne kraje naszego regionu, ale na transfery związane z chorobami, bezrobociem i innymi wydatkami socjalnymi wydajemy o 0,6 pkt proc. PKB mniej. Ddatkowo wydajemy o 0,7 pkt proc. PKB mniej na zdrowie. Mamy więc system wydatkowy mało sprzyjający redystrybucji w stronę osób o niższych dochodach.
- Polska debata o polityce społecznej jest zdominowana przez interesy lobby biznesu. Przejawem tego jest rozpowszechnione przekonanie o drastycznym zwiększeniu podatków przez tzw. Polski Ład. W rzeczywistości klin podatkowy dla przedsiębiorcy z dochodem rzędu 20 tys. zł wzrósł o 3 pkt proc. — z 24 do 27 proc. A i tak jest niższy niż w przypadku osób pracujących na umowę o pracę.
Książka kończy się listą 10 rekomendacji, z których pierwszych pięć jest następujących: 1. Upowszechnienie żłobków, 2. Zapewnienie darmowych i zdrowych obiadów w szkołach, 3. Skokowe i trwałe podniesienie płac nauczycieli, 4. Zapewnienie kapitału startowego dla każdej osoby wchodzącej w dorosłość w wysokości 40-45 tys. 5. Opodatkowanie spadków.
Bez względu na ocenę szczegółowych tez i rekomendacji powinniśmy się zgodzić co do jednego. Walka polityczna w Polsce prowadzi do ogromnego wzrostu wydatków związanych z interesami poszczególnych grup wyborców, które wypłukują wydatki rozwojowe. To trzeba zatrzymać.