Duże emocje wzbudził opisany przez „PB” projekt rozporządzenia w sprawie szczegółowych kryteriów dla członków zarządu i rady nadzorczej spółki prowadzącej rynek regulowany. Zrodził się w Ministerstwie Finansów, powołującym się na wytyczne Europejskiego Urzędu Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA), wydane na podstawie dyrektywy MiFID II. Dotyczą one jednak wyłącznie organów zarządzających. Polski projekt rozciąga się zaś na organ nadzorczy, czyli radę giełdy.

— Zgodnie z przepisami dyrektywy MiFID II przez organ zarządzający rozumie się, poza organem operatora rynku, który jest uprawniony do formułowania strategii firmy, jej celów i ogólnego kierunku jej działalności, również organ, który nadzoruje i monitoruje proces podejmowania decyzji w zakresie zarządzania. Nie jest zatem prawdą, że wytyczne ESMA mają zastosowanie wyłącznie do członków zarządu spółki prowadzącej rynek regulowany i nie rozciągają się na jej członków rady nadzorczej. W związku z tym za nieprawdziwą należy również uznać ogólną tezę, jakoby projekt rozporządzenia ministra finansów w sprawie szczegółowych kryteriów dla członków zarządu i rady nadzorczej spółki prowadzącej rynek regulowany stanowił przejaw tzw. gold platingu — twierdzi Piotr Nowak, wiceminister finansów.
Tak jednak jest odbierany przez rynek.
— Ten projekt jest modelowym przykładem gold platingu będącego absurdem — mówił na łamach „PB” Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych.
Z naszych informacji wynika, że jako gold plating określiło go także Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych w piśmie wysłanym do resortu finansów. Zresztą jest to powszechna opinia uczestników rynku kapitałowego. Choć trzeba przyznać, że nieco inne zdanie ma np. Wiesław Rozłucki, pierwszy prezes Giełdy Papierów Wartościowych (GPW).
— Jeśli chodzi o sam projekt rozporządzenia, to nie jest on sprzeczny z regulacjami europejskimi. Wynika z niego natomiast ryzyko, że kandydaci będą utrącani nie ze względów merytorycznych, ale dlatego, że mieliby zastąpić dotychczasowych członków rady nadzorczej czy zarządu. I to jest autentyczny problem, na który należy zwrócić uwagę — ostrzegał na łamach „PB” Wiesław Rozłucki.
Kto kogo nadzoruje
Osią problemu jest to, że w myśl projektu spółka prowadząca rynek regulowany, czyli GPW, „podejmuje postępowanie” oceniające kandydatów do zarządu i nadzoru. Tymczasem art. 368 Kodeksu spółek handlowych stanowi, że „to zarząd prowadzi sprawy spółki i reprezentuje spółkę”. Kompilacja tych dwóch przepisów powszechnie jest odbierana tak, że zarząd GPW będzie decydował, kto może zasiadać w radzie giełdy, która ma go nadzorować.
— W opublikowanym w „PB” artykule wskazuje się również jako „modelowy absurd” na pozostawienie spółce prowadzącej rynek regulowany oceny spełniania przez członkówzarządu i rady nadzorczej spółki kryteriów określonych w tym projekcie. Należy zauważyć, że ta ocena powinna mieć wieloetapowy charakter i opierać się na wewnętrznych procedurach przyjętych w spółce prowadzącej rynek regulowany. Nie wydaje się zatem, aby przy tak szczegółowo określonych kryteriach, jakie muszą spełniać członkowie zarządu i rady nadzorczej, możliwa była dowolność w ich stosowaniu. Ponadto analogiczne i dotychczas niekwestionowane rozwiązanie funkcjonuje już w rozporządzeniu mającym zastosowanie do członków zarządu i rady nadzorczej domów maklerskich — twierdzi Piotr Nowak.
Podkreśla również, że nieprawdą jest, jakoby GPW była jedynym podmiotem, który w Polsce prowadzi to, co w prawniczym żargonie nazywasię rynkiem regulowanym. Przypomina, że zezwolenie na prowadzenie rynku regulowanego ma również Towarowa Giełda Energii i Bondspot. Tyle że 100 proc. akcji pierwszej i 96,98 proc. drugiej ma właśnie GPW. W akcjonariacie GPW państwo ma zaś 35 proc. kapitału. Dzięki uprzywilejowaniu akcje te dają jednak blisko 52 proc. głosów. Bez poparcia skarbu państwa nie można więc obsadzić zarezerwowanych w radzie giełdy miejsc dla akcjonariuszy mniejszościowych czy członków niezależnych. Skarb państwa potrafi zaś obsadzać te miejsca przy pomocy spółek powiązanych, np. z grupy PZU, które formalnie są odrębnymi, mniejszościowymi akcjonariuszami giełdy.
Nie o to chodziło
W powszechnym odbiorze zaproponowane w projekcie rozporządzenia rozwiązanie ma już na poziomie formalnym wyeliminować z rady giełdy jakichkolwiek członków rzeczywiście niezależnych od państwa.
— Podkreślam, że intencją projektowanych przepisów jest doprecyzowanie wymogów obowiązujących członków zarządu i rady nadzorczej spółki prowadzącej rynek regulowany w sposób pozwalający na zachowanie wysokich standardów, jakie muszą spełniać osoby zarządzające i nadzorujące podmiot o znaczeniu systemowym dla krajowego rynku kapitałowego, i nie należy łączyć projektowanych przepisów z zamiarem wykluczenia możliwości reprezentowania we władzach spółki poszczególnych grup jej akcjonariuszy — twierdzi Piotr Nowak.
Projekt rozporządzenia znajduje się na początkowym etapie procesu legislacyjnego i będzie podlegał dalszym uzgodnieniom z rynkiem kapitałowym.