Menu było wielowyznaniowe, ale ze specjalną wkładką na temat gęsiny. Była nawet pieczona gęś pod pierzynką (cała 460 zł). Po angielsku „coated goose”? My wybraliśmy skromnie pierogi nadziewane gęsiną. Ale za to w żurawinowym sosie. Pięć sztuk za 28 zł only. Spróbowaliśmy. Staraliśmy się uwierzyć na słowo, że były rzeczywiście z gęsiny.

Do sensacji wieczoru trudno je było jednak zaliczyć. Skupiliśmy się więc na winach. Wyczytaliśmy w karcie win, że układał ją trzykrotny mistrz Polski sommelierów. Poprosiliśmy obsługę o sugestię mistrza (z tych „na kieliszki”) do naszych wybrańców.
Na pierwsze Esencia Tinto Rioja (19 zł) pierogi zaczęły przewracać oczami. Na Valpolicelle (29 zł kieliszek) zaczęły już autentycznie syczeć. Zaczęliśmy poważnie się zastanawiać, że może gęsina w pierogach ma jakieś do nas osobiste uprzedzenia? Zgoda, w winach ”na butelki ” do pieczonych gęsi można było znaleźć godne propozycje. Do pierogów z gęsiny też. Doszliśmy jednak do wniosku, że kilkaset złotych za butelkę dla pięciu niewyraźnych smakowo niebożątek to raczej ekstrawagancja.