W menu mamy swoich sprawdzonych faworytów (pisaliśmy wcześniej). Ale zawsze trzeba wdać się w dyskusję z obsługą na temat naszych wymagań. Są chętni je realizować, tylko że nikt o to nie prosi. Na przykład w porze śniadaniowej mają jajecznicę na szynce. W wersji standardowej bez specjalnych sensacji. Poprosiliśmy, żeby dla nas jaja były akurat sadzone i koniecznie smażone na maśle. Argumentowaliśmy uczuleniem na olej i potencjalnym szokiem anafilaktycznym. Wizja reanimacji, zatrzymania pociągu i przylotu helikoptera zrobiła swoje. Efekt?
Niezapomniane śniadanie. Zawsze omijaliśmy w WARS-ie schabowego obawiając się rozmrożonego „gotowca”. Do tego smażonego na oleju. Poprosiliśmy o rozmowę z szefem kuchni Marcinem Krasińskim. Zaklinał się, że je sam „rozbijał”. Wyraziliśmy życzenie by usmażył je dla nas na maśle i do tego nie specjalnie długo (lubimy te bardziej soczyste). Przyjął zamówienie, chociaż standardowe masło ma duże kłopoty z panierką. Sam schabowy zrobił na nas dobre wrażenie. Towarzyszące mu buraki z chrzanem radziliśmy już wyrzucić na tory (zupełnie nie pasowały). Sącząc piwo zastanawialiśmy się, że może dobrze by było gdyby dyrekcja WARS-u wprowadziła do smażenia potraw zamiast oleju sklarowane masło. Wtedy mogło by być tam w podróży rzeczywiście miło.