Pierwotnie ( ze względu na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia) braliśmy pod uwagę rybę. Niejakiego piotrosza z całym towarzystwem za 82 zł. Wtedy nagle wpadło nam w oko inne danie: "Gęś z kluseczkami Specjalność Naszego Szefa Kuchni" (57 zł). Zabrzmiało apetycznie, zamówiliśmy - poszliśmy jak to się mówi na całość. Podenerwowani przeciągającym się oczekiwaniem przełykaliśmy ślinę tłumacząc sobie po cichu, że pewnie gęś dopieka się teraz dla nas w piekarniku.
W końcu przyniesiono koleżankę. A właściwie pięć płatków mięsa, które tylko zatrudnione tam restauracyjne lizusy mogłyby określić, jako letnie. Kluski było może odrobinę cieplejsze, ale też w oczach stygły. Całość podano na zimnym talerzu! Miłym wyjątkiem było za to ciepławe domowe wino. Zastanawialiśmy się długo, że może szef kuchni inspirował się technologiami serwowania potraw z XIV wieku ( w końcu tradycja tradycją !). W sumie doszliśmy jednak do wniosku, że bary mleczne w PRL-u mogły być pod tym względem ciekawszym dla nich modelem na podawanie posiłków. Wrócimy tam, gdy wkroczy „nowe”. I gdy w Wierzynku pojawi się „na gorąco !” jakaś smakowita specjalność szefa kuchni.