Ponad 20 lat w korporacji to za dużo dla dynamicznego Miroslava Rakowskiego. Były prezes T-Mobile w wieku 46 lat zupełnie zmienił front — niezrażony powiedzeniem „jeśli chcesz stracić pieniądze, inwestuj w restaurację”, otworzył Česką w centrum Warszawy. — To biznes jak każdy inny. Liczy się efekt skali, odpowiedni ludzie i cecha wyróżniająca na rynku — mówi Miroslav Rakowski.

Pochodzi ze śląskiego Cieszyna, jest w połowie Polakiem, spędził tu ostatnich pięć lat i świetnie mówi po polsku. Wciąż jednak mawia „u nas na Morawach”... Biznes restauracyjny jest jego warszawską kotwicą. Wbrew czarnowidzom, idzie dobrze.
— Restauracja jest rentowna od pierwszego miesiąca. Zainwestowałem w nią 1-2 mln zł i spodziewam się zwrotu w ciągu 1-2 lat — mówi Miroslav Rakowski.
Česką wyróżnia dobre piwo, prosto z Pilzna. Jest transportowane beczkami z browaru, potem specjalnym systemem rur do tanków w restauracji, prosto do dystrybutora przy barze. Przez cały czas piwo zachowuje temperaturę 7 stopni, tylko przy nalewaniu jest chłodniejsze, by osiągnęło 7 stopni w chwili dotarcia do stolika. Przyciąga to Czechów, warszawiaków i oczywiście kolegów z telekomunikacji.
— Česká to telco meeting point — śmieje się Miroslav Rakowski. Nowe technologie goszczą w Českiej tylko w osobach klientów. W restauracji jest kilkanaście kamer, z których widok właściciel może podglądać na smartfonie, co zwiększa bezpieczeństwo biznesu. Na smartfonach kelnerzy zapisują też zamówienia, które błyskawicznie trafiają do kuchni.
— Zdarzało nam się podawać klientowi zupę minutę po złożeniu zamówienia — niektórym się to nie podobało. Teraz zamiast „najszybszej możliwej dostawy” mamy „optymalny możliwy czas realizacji zamówienia” — mówi Miroslav Rakowski. Biznes idzie tak dobrze, że wkrótce ma być otwarty kolejny lokal — tym razem we Wrocławiu. — To miejsce z klimatem, znaleźliśmy tam też dobrą lokalizację — mówi Miroslav Rakowski.
Grunt to pomysł
Biznesmen ma przedsiębiorczość we krwi. Zaczynał jako handlowiec w Gilette. Miał wcisnąć sprzedawczyni w sklepie maszynkę za 185 koron, gdy ona wszystkie sprzedawała za pięć.
„Sprzedając moją maszynkę, dostanie pani 50 razy wyższą marżę” — powiedział i tak znalazł pierwszego klienta. W Gilette wytrzymał 2,5 roku, potem sprzedawał wody toaletowe Coty, by płynnie przejść do telekomów. Polsko-czeskie pochodzenie było atutem, został zatrudniony przez czeski oddział firmy Coty, a wprowadzał wody toaletowe w Polsce. Poznał niemiecką centralę Deutsche Telekom, potem pojawił się w operatorze sieci Era, by uładzić sytuację w spółce po latach sporu udziałowców.
Zaczął od rozluźnienia atmosfery, zdjął krawat, którego zresztą dziś też nie nosi. Zaznaczył obecność kilkoma znaczącymi krokami — zmienił nazwę na T-Mobile, odświeżył markę Heyah, połączył sieci komórkowe z Orange w ramach spółki NetWorkS! Odszedł, gdy uznał, że właściciel zbyt mocno ciśnie na wynik i wpływy gotówkowe ze spółki. Jest szczęśliwy. Odmawia wszystkim, którzy do niego dzwonią z propozycją powrotu do korporacyjnego kieratu.
— Korporacja daje komfortowe zaplecze socjalne i bezpieczeństwo zatrudnienia, ale tłamsi poczucie odpowiedzialności za siebie. Z korporacji trzeba umieć odejść. Wielu menedżerów wysokiego szczebla przeżywa szok, gdy przestają dzwonić telefony i napływać e-maile. Wydawało im się, że są ważni, a okazuje się, że ważna jest tylko przypisana im funkcja. Ja teraz mam poczucie zupełnej wolności. W niektóre przedsięwzięcia angażuje się dla pieniędzy, w inne — dla przyjemności — mówi Miroslav Rakowski.
Pokazuje restaurację przy stoku narciarskim Malenovice Ski, którym zarządza. Budowa ruszyła w wakacje, lokal ma być gotowy w połowie grudnia. W korporacji inwestycja trwałaby pięć lat.
— Restauracja to sposób na zarabianie pieniędzy, ale stok narciarski to już raczej przyjemność z inwestowania, chęć zrobienia czegoś dla lokalnej społeczności — mówi Miroslav Rakowski. Jeszcze gdy był w T-Mobile, jeździł co tydzień na Morawy, by grać w piłkę z kolegami.
— Teraz gram w piłkę trzy razy w tygodniu — mówi Miroslav Rakowski.
Na tropie Liechtensteinów
Biznesmen od lat inwestuje w nieruchomości — kupuje kamienice, remontuje je i wynajmuje. Buduje też kameralny hotelik w Valticach koło Mikulova. Valtice były przez lata siedzibą Liechtensteinów, a jeden z najbogatszych rodów książęcych w Europie dał w okolicy popis fantazji — miejsce jest upstrzone pomnikami, zameczkami, minaretami i innymi zupełnie niepraktycznymi, ale cieszącymi oko budowlami.
Valtice słyną jednak nie tylko z okazałego zamku Liechtensteinów i uroczej okolicy. Czesi zjeżdżają tam, by spróbować słynnych okolicznych win, które robi tam dosłownie każdy. Wkrótce będą mogli je popijać w hotelowej restauracji Miroslava Rakowskiego. W końcu nie od parady pamiętający XIV wiek hotel powstaje na bazie czterech kamienic winiarskich.
— Mam już nawet pomysł na specjalną aplikację ułatwiającą sprzedaż win — zachęca były prezes T-Mobile. © Ⓟ