Na pierwszy rzut oka, Norwegia wydaje się być rajem i może być powodem zazdrości dla każdego niemal kraju. Jest bardzo bogata a jej wzrost silny. PKB w przeliczeniu na mieszkańca przekroczył barierę 100 tys. USD, a kraj posiada rezerwy gotówkowe w dolarach szacowane na 700 mld. To daje około 140 tys. USD na każdego (mężczyznę, kobietę, dziecko). I to właśnie te kolosalne kwoty mogą stać się przysłowiową kulą u nogi Norwegii. Pieniędzy jest bowiem tak dużo (a nawet za dużo), że Norwegom coraz bardziej bowiem zależy na wypoczynku i życiu rodzinnym a nie na pracy. Pracują bowiem coraz mniej - podsumowuje Reuters.
Imigracja nie jest w stanie zapełnić luk i braków w części kwalifikowanej siły roboczej, w efekcie czego wydajność pracy cechuje stagnacja, rosną systematycznie pensje, a firmy wychodzą z własnego, rodzimego rynku.
- Ropa jest swoistą metaforą wygranej na loterii – twierdzi Ivar Froeness, profesor socjologii na Uniwersytecie w Oslo, cytowany przez agencję. Dodaje, że zamożność wkradła się w społeczeństwo, ale ludzie tego nie zauważyli, bo dzieje się to stopniowo.
Z Oslo wyjeżdża w czwartek więcej ludzi niż w piątek udając się na przedłużone weekendy – mówi socjolog. Wskazuje iż można przyjąć, że przy obecnym stanie majętności mamy normalny dom rodzinny i domek w górach, a może nawet i jeszcze domek na plaży.
Jak wynika z danych banku centralnego, od 2000 r. koszty pracy wzrosły w Norwegii o 63 proc. To o 6-razy więcej niż w Niemczech czy Szwecji. Natomiast stopa zatrudnienia, wyrównana o zatrudnienie w niepełnym wymiarze czasu, wynosi 61 proc. i jest niższa niż w innych krajach skandynawskich a nawet w Grecji. Mimo to bezrobocie jest prawie niezauważalne, wynosi zaledwie 3 proc. gdyż wiele osób preferuje pracę w niepełnym wymiarze.
- Dlaczego mam pracować, kiedy nie ma takiej potrzeby – wyjaśnia przytaczana przez Reuters, 36-letnia Elise Bakke, która ostatnio zmniejszyła sobie dzień pracy w jednej z głównych firm telekomunikacyjnych do 6 godzin dziennie.
Może to szczęście, może na to zapracowaliśmy. To nie ma znaczenia. Mamy pieniądze by żyć w nordyckim stylu: w domu, na nartach, na rowerze, spędzając czas z dziećmi – dodaje Bakke.
Niedawno norweski ostrzegał, że dopóki liczba godzin pracy nie wzrośnie o 10 proc., zacznie w końcu zjadać własne oszczędności. Również bank centralny podkreślił, że model państwa socjalnego po prostu zachęca ludzi do opuszczenia rynku pracy.
Liczba godzin pracy dla pracowników pełnoetatowych w Norwegii obniżyła się aż o 270 godzin rocznie od 1974 r. – wylicza Jostein Hansen, dyrektor ds. zatrudnienia w Norwegian Hospitality Association. Dodaje, że Norwegowie powinni wziąć przykład z Islandczyków i pracować o 100 godzin rocznie więcej.
Norweski bank centralny szacuje, że wynagrodzenia będą rosnąć dwa razy szybciej niż PKB w ciągu najbliższych lat, podczas gdy poprawa wydajności będzie odciskać się na dynamice wzrostu gospodarczego.
Z nadwyżką budżetową rzędu 12 proc. w relacji do PKB, Norwegia może sobie obecnie pozwolić na cokolwiek, ale "nadwyżka" będzie się systematycznie zmniejszać podobnie jak miało to miejsce w sąsiedniej Szwecji w latach 90-tych minionego wieku.
Z 5 mln obywateli Norwegia przyciąga każdego roku około 50 tys. imigrantów, jednak wydajność nie ulega poprawie.
- Może przyciągamy nie ten rodzaj imigrantów, który potrzebny jest naszej gospodarce – pyta retorycznie Reutersa Dag Aarnes, ekonomista Konfederacji Norweskich Przedsiębiorstw.